Nasze Going.owe pieski i kotki na Międzynarodowy Dzień Zwierząt [DUŻO ZDJĘĆ]
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
Z okazji dzisiejszego święta celebrujemy naszych czworonożnych przyjaciół. Większość z nich to znajdki, przybłędki i adopciaki. Poznajcie ich historie.
W Going. kochamy nie tylko ruszanie w miasto, ale też nasze pieski i kotki. Każdego dnia obdarzamy je miłością i troską. W niektórych przypadkach zdobycie ich zaufania było długim procesem, ale merdające ogonki czy zadowolone pomrukiwanie wynagradzają ten wysiłek. Część zwierzątek zagląda do naszego biura, co dokumentujemy na bieżąco na „prywatnym” firmowym Instagramie @going.owka.
Bekon, Luna i Fredo. Mama: Natalia Dziedzianowicz
Moja kotka o imieniu Bekon i jej brat Kevin (mieszka u mamy), są przygarnięte z Palucha. Zostały znalezione przy ulicy, nie było śladu po kociej mamie. Teraz mają ponad 5 lat, Bekon mieszka na Mazurach i nigdy nie była szczęśliwsza.
Pieski to Luna i Fredo – zostały zgarnięte od pana ze wsi obok i na pewno daliśmy im o niebo lepsze życie, niż mogły się tego spodziewać. Początkowe miały pilnować terenu, ale oczywiście nic z tego wyszło i skończyły jako kanapowce. Mimo, że nie zawsze jest z nimi łatwo, nie wyobrażamy sobie życia bez nich.
Misia / busiu. Mama: Wiktoria Zawada
Misia, ale w domu nazywana busiu. Wzięła się u nas z kartonu, który był w lesie. Jest strachliwym pieskiem, który boi się spadających liści, ale nikt jak ona nie potrafi szczekać tak głośno na osiedlu
Precel. Mama: Jagoda Gawliczek
Któregoś dnia zaczęłam przeglądać strony fundacji i schronisk. Nie tyle nawet wypatrując konkretnego pieska, ale po prostu orientując się jak wyglądają procesy i wymagania. To miał być mój pierwszy raz jako psia mama, więc potrzebowałam czasu i przygotowań. I wtedy na Facebooku wyskoczył mi on – mały pieseczek, znaleziony na wsi pod Żyrardowem, nerwowo wczepiony w ręce wolontariuszki. Krótkiemu opisowi towarzyszyło pytanie Kto pokocha? Przesłałam zdjęcie partnerowi z komentarzem: JA JUŻ POKOCHAŁAM!!! Tyle było z przygotowań i namysłu. Dwa dni później spotkaliśmy się na wizytę przedadopcyjną. Kiedy tylko go zobaczyliśmy, wiedzieliśmy, że do domu wracamy razem.
Czy byłam gotowa na wszystkie plamy z siku na dywanie przez pierwsze dni po adopcji? Niezbyt. Czy popłakałam się kiedy piesek po raz pierwszy zamerdał ogonkiem – dopiero po kilku dniach od przyjazdu? Jak bóbr. Dywan poszedł do czyszczenia, ogonek teraz merda już bardzo często, a ja nie wyobrażam sobie życia bez Precla.
Scoobi i Nala. Mama: Ula Heliasińska
Odkąd pamiętam w moim życiu były zwierzęta. Jako 2-latka dostałam jamnika, który towarzyszył mi w dorastaniu przez 11 lat. Następnie długie batalie z rodzicami i w końcu zgoda na kota, zaraza jakich mało, kot typowo jednego właściciela czyli mnie, i 18 lat razem. Było dla mnie oczywiste, że w dorosłym życiu będę mieć zwierzę. Z racji alergii na koty mojego partnera Tomka padło na psa. Szukałam miesiącami idealnego „kandydata”. Wiedziałam, że chcę psa ze schroniska/przytuliska, żeby dać dom psu po przejściach. I wtedy na grupie na FB psy i koty pilne adopcje pojawił się on – Scoobi. Psi ideał według wolontariuszek. Odważny, spokojny, zrównoważony. Rozmiar odpowiedni, ze względu na metraż mieszkania. Niewiele myśląc pojechaliśmy po niego, a jego historia okazała się być okrutna. Scoobi miał dom, właściciela ale ze względu na nagłą jego śmierć został porzucony jak stary mebel, błąkał się przez wiele dni, a i wolontariusze nie mogli do niego dotrzeć, żeby poczuł się znów dobrze. Nam zajęło rok, żeby zrozumiał że już nigdzie go nie oddamy, nie zostawimy. Przez ten czas przeżył z nami remonty, przeprowadzki, ślub, wakacje i inne perturbacje życiowe, ale był zawsze z nami. Okazał się być faktycznie psim ideałem. Ma jeszcze jedną niesamowitą moc superpsa. Wszyscy, którzy mieli z nim styczność, o ile rozważali przygarnięcie psa, w bardzo krótkim czasie to robili. Tym samym grono adopciaków w najbliższym towarzystwie powiększyło się co najmniej o kilka egzemplarzy. Teraz jest z racji na wiek królem kanapy, ale dalej ma ten błysk w oku i rezolutne spojrzenie.
Nala pojawiła się w momencie pandemii. Po przeprowadzce wiedzieliśmy, że chcemy drugiego psa, który skorzysta z uroków mieszkania poza miastem i posiadania własnego podwórka. Fundacja Znajdki przekształcona z wyżej wymienionej grupki na FB pomogła nam w procesie adopcji. Mieli już z nami do czynienia, więc byli o nią dość spokojni. Był to pies bity, głodzony, przerażony absolutnie. Każde podniesienie ręki kończyło się ucieczką. Za nami bardzo długi czas socjalizacji, który tak naprawdę nadal trwa. Większość naszej wspólnej rzeczywistości jest już jednak bardzo radosna. Nala uwielbia się bawić i jest mistrzem w rozwalaniu pluszowych maskotek – mogłaby napisać książkę 100 sposobów na unicestwienie zabawki i jak to zrobić poniżej 12 sekund. I tym sposobem stado jest dwupieskowe. Codziennie daje powody do radości.
Krystyna. Tata: Przemek Pstrongowski
Od kilku lat rozkminiałem z moją dziewczyną przygarnięcie kota. Prokrastynacja dobiegła końca, gdy na feedzie Fundacji Azylu Koci Świat zobaczyłem fotę Krystyny i uznałem, że to ona jest brakującym elementem mojej życiowej układanki. Kryśka to dwunastoletni kotek o aparycji Garfielda i borderline’owych tendencjach. Ale wiecie, jeśli nie potrafisz znieść mnie, gdy jestem najgorsza, nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza. A gdy Krystyna jest najlepsza, to można robić z nią wszystko – nawet muzę.
Joga i Milionerek. Mama: Milena Soporowska
To jest psina Joga, którą nazwałam tak od piosenki Björk dedykowanej jej przyjaciółce. Zrobiłam to zdjęcie chyba 2 dni po tym, jak znalazłyśmy ją z koleżankami błąkającą się w niewielkiej wsi koło Suwałk. Prawdopodobnie ktoś wyrzucił ją specjalnie, jak to często bywa w okresie wakacji. Trafiła do mnie i rodziców. Teraz ma ok. 15 lat.
To Milionerek – koci, zaledwie roczny adopciak na swoim pierwszym zimowym spacerku w Warszawie. Przygarnęłam go w okresie lockdownu. Skutecznie umilał mi kwarantannę i zdalki. Nie było festiwali, ale na Miau Festiwal mogłam liczyć odtąd codziennie.
Rodzice, którzy zawsze przygarniali bezdomne zwierzęta, nauczyli mnie szacunku do tych istot, traktowania ich jak członków rodziny. Niesamowite jest to, jak obcowanie z innymi gatunkami uczy w praktyce zrozumienia, cierpliwości, tolerancji i pokory. Nie jesteśmy jedynymi mieszkańcami tej Ziemi. Adoptujmy, ratujmy, przygarniajmy, szanujmy i doceniajmy zwierzęta nie tylko w ich dniu, od święta.
Buba. Mama: Justyna Arendt
Przeżywałam okrutną żałobę po moim poprzednim piesku. Potworną! Miły proponował więc, abyśmy wzięli kolejnego. Mówiłam, że absolutnie nie jestem gotowa, zapierałam się nogami, rękami, włosami. Do czasu, aż na portalu na o, gdzie możemy znaleźć pracę, zepsutą lodówkę czy karafkę w kształcie ryby, nie trafiłam na pieskę. Lokalizacja podpowiadała, że czeka w Warszawie, ktoś postanowił ją wyrzucić z małymi, pewien czas spędziła w schronisku, a teraz jest w domu tymczasowym. Z Warszawy była pani, która odebrała telefon i była częścią fundacji rozsianej po całym kraju. Piesek to gdzieś pod Sandomierzem urzędował. Nic to, zaliczyliśmy wizytę przedadopcyjną i ruszyliśmy w drogę (zahaczając przy okazji o muzeum Ojca Mateusza). Podjechaliśmy na podwórko, a ona już wypatrywała nas przez przeszklone drzwi. Jak tylko usiadłam do podpisania umowy, wskoczyła mi na kolana. Mimi (bo tak miała na imię) przemianowałam na Bubę i jest najlepszą, najkochańszą mordeczką, jaką znam
Chałka. Tata: Jan Tyszkiewicz
Chałkę wzięliśmy z Palucha, gdzie spędziła 2 miesiące po tym, jak znaleziono ją gdzieś koło Łomianek. To wszystko, co wiadomo o jej przeszłości. Gdzieś kiedyś musiała dostać mocno w skórę od losu, bo jest psem lękliwym. Boi się innych psów, jest nieufna w stosunku do obcych ludzi i ma coś w rodzaju klaustrofobii. Ale jest też bardzo inteligentnym psem, szybko się uczy nowych rzeczy i w swojej lękliwości jest też bardzo odważnym psem. Wystarczy odrobina pracy, cierpliwości i spojrzenia na świat z jej perspektywy, aby odważyła się na rzeczy, które wcześniej w jej psiej głowie były nie do pomyślenia.
Riva. Mama: Julia Czub
Riva jest z małej domowej hodowli Melodia Szczurołapa. Właściciele traktowali wszystkie pieski jak część swojej rodziny i bardzo dokładnie wybierali nowe domy dla szczeniaków. Riva jest miłośniczką spania, atencji i indyka z Charlotte. Jest z moją rodziną już 12 lat i zwiedziła z nami całą Europę.
Kiciuś. Mama: Marta Radomska
Kiciuś został znaleziony 4 lata temu na parkingu w Nowym Dworze Mazowieckim. Podobno przejechał na podwoziu tira z Gdańska. Mała, czarna kuleczka plątała się pomiędzy samochodami przez kilka godzin, aż w końcu jej koci płacz został usłyszany przez moją mamę, którą zabrała ją do domu. Na zdjęciu po lewej pierwszy koci transporter w wykonaniu taty.
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.