Czytasz
Bunt, eksperyment i dojrzałość… HOMMAGE to wszystko, co najlepsze [RELACJA]

Bunt, eksperyment i dojrzałość… HOMMAGE to wszystko, co najlepsze [RELACJA]

Za nami pierwszy koncert z cyklu HOMMAGE. Radzimir Dębski składa w nim hołd Krzysztofowi Pendereckiemu. Jak się udało? Jednym słowem: cudownie! W większej liczbie słów było tak:

Jeśli znamy się prywatnie, macie szansę wiedzieć, że muzycznie mój gust rozciąga się bardzo szeroko. Równie ochoczo wajbuję do Malibu Barbie, elektroniki, niszowych eksperymentów i… muzyki poważnej (tak, płaczę na ariach 🤡). Po co obdarzam Was tym wpisem z pamiętnika? Żeby tym mocniej wybrzmiał mój entuzjazm na wieść o projekcie HOMMAGE, czyli muzycznym spotkaniu Radzimira Dębskiego z Krzysztofem Pendereckim. To jednak moment, w którym zza kadru odzywa się głos supermarketowej kasy automatycznej: potrzebne informacje. Zatem:

fot. Karolina Wielocha

Krzysztof Penderecki to nikt inny jak kompozytor, który całe serce oddał muzyce poważnej, a także pedagog i dyrygent. Pięciokrotnie zdobywał nagrodę Grammy, a to dopiero początek długiej listy otrzymanych przez niego wyróżnień i honorów. Do dziś na całym świecie odbywają się konkursy i festiwale jego imienia.

Jeśli nie śledzicie dziejów muzyki poważnej, i tak mieliście szansę słyszeć jego utwory. Skomponował bowiem ścieżki dźwiękowe filmów fabularnych i dokumentalnych czy seriali. Lśnienie, Dzikość serca czy Miasteczko Twin Peak to tylko kilka przykładów. 

Radzimir Dębski to z kolei kompozytor i producent muzyczny jednym słowem: również multitalent. Kryjąc się pod pseudonimem JIMEK stworzył orkiestrową interpretację Historii Polskiego Hip-Hopu, która sama też zapisała się na kartach dziejów. Podobnie jak mistrz Penderecki, również romansuje z muzyką filmową, miesza gatunki i style. Gdy zapytałam go o to, czy więcej w nim Radzimira, czy JIMKA, odpowiedział, co następuje:

Fair enough!

Nawiązując do wstępu artykułu: poczułam jakby w projekcie HOMMAGE dwa przeciwległe bieguny mojej muzycznej wrażliwości, zamiast na siebie fukać, czule się przytuliły. Miłe uczucie!

Jeszcze przed koncertem w Warszawie pojechałam do Wrocławia, by podpatrzeć próby do tegoż. Spotkałam się z Radzimirem w zniewalającej Hali Stulecia, by pogadać o HOMMAGE i o tym, co dokładnie sądzi on o swoim mistrzu. Jak się okazuje, Penderecki bywał też nicponiem! Osobną bohaterką naszej krótkiej rozmowy stała się architektoniczna perła, w której wnętrzu gościliśmy. Obiekt znajduje się na liście UNESCO, więc to jeszcze jedna legenda w tym niezwykłym równaniu. Czy jest raczej utulonym do snu prehistorycznym stworzeniem, czy raczej statkiem kosmicznym, gotowym do wypraw na rubieże wszechświata? Zdecydujcie sami. 

Tego samego dnia wieczorem w przestrzeni Narodowego Forum Muzyki obserwowałam pierwsze spotkanie orkiestry z premierowymi partyturami Radzimira. Słysząc, jak zapisane nuty ożywają w przestrzeni, czułam ciarki. Moc wieloosobowego składu doświadczonych i zdolnych muzyków była hipnotyzująca. Nie mogłam się doczekać, aż wybrzmi w pełnym anturażu – wszyscy w eleganckich strojach, szmer widowni, nerwowe pierwsze nuty. 

Sprawdź też
Sam Smith

Następna stacja: Warszawa

Pierwsze spotkanie z publicznością odbyło się 20 lutego w stołecznym Teatrze Wielkim Operze Narodowej. Koncert HOMMAGE został podzielony na dwie przeplatające się części. Usłyszeliśmy bowiem zarówno klasyczne kompozycje Pendereckiego (tymi dyrygował jego asystent Maciej Tworek), jak i utwory Radzimira (którymi dyrygował sam).

Kompozycje wchodziły ze sobą w rozmowy, wzajemnie się uzupełniając i polemizując. Na Tren – ofiarom Hiroszimy Pendereckiego (uwielbiany i wykorzystywany przez Kubricka i Lyncha!) Radzimir odpowiedział Trenem Warszawskiego Getta. Kompozycje Chaccone i De natura sonoris (druga z nich przyłożyła się do stworzenia niezapomnianej klaustrofobicznej atmosfery Lśnienia!) spuentował natomiast dwuczęściową premierową partyturą, która powstała bardzo blisko zamysłom mistrza. Jak zapowiadał, jego intencją było zaprezentowanie różnych twarzy kompozytora – buntowniczej, eksperymentującej i tej dojrzałej. Na bis (aka deser po tej pysznej kolacji) usłyszeliśmy porywające Hoax Dębskiego, które zachęcało do tanecznych podrygów w operowych fotelach. 

Kolejna odsłona koncertu już pod koniec marca w Hali Stulecia. Już wiecie, że nie powinno was tam zabraknąć. Tym bardziej, że to ostatnia okazja, by zobaczyć ten projekt!

Bilety do Wrocławia nadal w sprzedaży, warto kupić szybciej

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone