Klubowy design, czyli 9 polskich miejscówek, które zachwycają aranżacją przestrzeni
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
Zabytkowe budynki, postindustrialne hale, statki, karuzele i niezwykłe mieszkania – takich widoków możecie się spodziewać, odwiedzając najciekawsze polskie kluby. Gdzie pójść po zniesieniu pandemicznych obostrzeń? Oto lista 9 najciekawszych miejscówek, do których na pewno warto zajrzeć.
Co prawda od 1 lutego możemy już odwiedzać muzea i galerie, ale gastronomia i kluby nadal pozostają zamknięte. A przecież wnętrza i plenerowe aranżacje niektórych miejscówek można zdecydowanie zaliczyć do doskonałych przykładów świeżego i oryginalnego designu. Wybraliśmy dla Was 9 przykładów pomysłowego podejścia do klubowych przestrzeni.
3MIASTO
Sfinks700
Pierwszy przystanek: Sopot i znajdujący się praktycznie tuż obok molo Sfinks700, czyli klub o najbujniejszej historii i równie interesującym, klasycystycznym wnętrzu. Budynek, w którym przed pandemią można było potupać do techno, to dawny pawilon wystawienniczy powstały w 1909 r., zaprojektowany przez Paula Puchmüllera, o którym mówi się, że zmienił Sopot w miasto. Nazwa miejscówki to także ważny historyczny fakt – Sfinks to skrót od Sopockie Forum Integracji Nauki, Kultury i Sztuki, a nie żadne modne czy pojemne słówko. To tam odbyła się pierwsza w Polsce impreza halloweenowa, tam bawiła się bohema lat 90. i prawdopodobnie tam odbędzie się największa, postpandemiczna techno impreza na całym Pomorzu. Dlatego, drogi klubowiczu i droga klubowiczko, odwiedźcie to miejsce przy najbliższej możliwej okazji i wypijcie drinka pod dachem, który kryje tyle sztukaterii i legend, co niejeden królewski zamek.
Ulica Elektryków
Z Sopotu warto wyskoczyć do Gdańska i zahaczyć o Ulicę Elektryków – miejscówkę muzyczno-gastronomiczną, której wyjątkowość docenią przede wszystkim osoby lubiące postindustrialne klimaty i… duże statki. Co prawda nie jest to klub, a miejsce na świeżym powietrzu, ale właściciele dbają o tzw. oprawę muzyczną. Świadczy o tym ściąganie do swojego portu nazwisk i ksywek reprezentujących przeróżne muzyczne kierunki – od dobrego techno po solidny post club. W rozświetlonych portowych hangarach można sobie nieźle podjeść, a pod chmurką potańczyć. Niby nic nowego, ale w którym klubie traficie na łódź inną niż ewentualny ubot ze znajomymi? Muzycznie jest różnorodnie, kulinarnie jest w czym wybierać, a kto odmówiłby sobie dobrej zabawy z widokiem na coś więcej niż piwniczny sufit?
WARSZAWA
Lunapark
Chwilowo pozostańmy na zewnątrz, ale przenieśmy się do stolicy, a konkretnie do Lunaparku, który zdecydowanie można ochrzcić najciekawszą warszawską miejscówką położoną nad Wisłą. Lunapark to aż 3 lokale: Hocki Klocki, Wata Cukrowa i Mini Market. Po gorącym przyjęciu beach barów powstało w Polsce trochę nowych plaż i lokali typu „muzyka, prosecco i leżaki”, jednak żaden z nich nie dorówna stołecznemu kompleksowi rozrywkowemu, bo tak wypada o tym miejscu napisać. Na terenie ultra instagramowego Lunaparku znajduje się sporo atrakcji: architektoniczne pozostałości po socmodernizmie, prawdziwy namiot cyrkowy, wielki ludzik LEGO czy drink-bar na karuzeli. Na odwiedzających czekają aromatyczne potrawy z przeróżnych stron świata, automaty do gier i muzyka grana lub miksowana na żywo. Prawdopodobnie nie ma w Polsce innego miejsca, w którym pijąc drinka, można naprawdę poczuć się, jak dziecko i to nie za sprawą zawartych w nim procentów.
Madame Q
Koronkowa bielizna, wegańskie drinki, body positivity, lampy z abażurem, welurowe kotary i posadzka w szachownicę – brzmi, jak randomowa wyliczanka, ale nie dajmy się zwieść. Te wszystkie elementy to części przemyślanej koncepcji wyjątkowego miejsca na klubowej mapie Warszawy. Madame Q, bo o niej mowa, to teatr i akadamia burleski oraz wegański cocktail bar, w którym w weekendy odbywają się iście estradowe występy. W stylowym, przywodzącym na myśl czasy prohibicji wnętrzu każdy i każda poczuje się mile widziana_y, bo Madame Q to miejsce super inkluzywne, w którym ekskluzywność obecna jest tylko na scenie – w koronkach, satynie i brokacie. Planując kolejny klubowy wieczór, pamiętajcie, że można zacząć zabawę nieco inaczej, na przykład sącząc cruelty free drinka podczas pokazu burleski albo występu drag queen.
Występ Harpy Queen w Madame Q, fot. Karolina Jackowska, źródło: Facebook Madame Q Występ Vila Vanilli w Madame Q, fot. Shimon Rogala, źródło: Facebook Madame Q
Syreni Śpiew
Kolejne miejsce, którego nie można ominąć to Syreni Śpiew – i to nie tylko przez ciekawą historię i piękną fasadę dawnego magazynu spirytusu, w którym mieści się lokal. Zajmujący 3 kondygnacje XIX-wiecznej Fabryki Konesera klub wygląda naprawdę imponująco. Na stylowy design składają się: połączenie szlachetnych, głębokich kolorów, bogato zdobiony sufit nad barem, piękne lampy, żyrandole i neony, a do tego mnóstwo żywej zieleni i lustra, w których dosłownie odbija się blask tego gustownego miejsca. Brzmi jak snobizm w czystej postaci, ale bez obaw. Syreni Śpiew to kwintesencja elegancji i przyjemność picia drinka na wygodnej, welurowej kanapie, z której obejrzeć można pokaz burleski czy wsłuchać w dźwięki muzyki na żywo. Warto tam zajrzeć i wbrew temu, co głosili starożytni marynarze, nie opierać się urokowi Syreniego Śpiewu.
Jassmine
Po burlesce czas na równie klimatyczne miejsce w typie filmów noir. Tym razem zaglądamy do klubu jazzowego Jassmine, znajdującego się w podziemiach Hotelu Nobu. Urządzony ze smakiem i dbałością o każdy, także akustyczny, szczegół lokal przywodzi na myśl set z planu filmowego Lyncha. Kanapy, lampy i aranżacja sceny kojarzą się z eleganckim, ukochanym przez masy stylem mid-century, który idealnie wpisuje się w koncepcję miejsca, które powstało po to, by łączyć “salonowy wizerunek jazzu” z “dancingowymi korzeniami tego gatunku”. Tego właśnie spodziewajcie się po wejściu do klubu: dancingu w najnowszym filmie reżysera Twin Peaks, na którym nie polecą jazzowe standardy, a raczej płyta zespołu Błoto, który nagrał album właśnie w Jassmine.
Niebo
Nadal poruszamy się po stolicy, kierując się prosto do Nieba, klubu o imponujących rozmiarach. I to właśnie pokaźna przestrzeń stanowi jeden z powodów, by w któryś z postpandemicznych, wolnych weekendów zdecydowanie zajrzeć pod adres Nowy Świat 21. Umówmy się, wiele dużych klubów to po prostu hale, w których gasi się światło i puszcza muzykę, ale w Niebie jest inaczej. Właściciele miejscówki wykonali kawał dobrej roboty, aranżując niebotycznych rozmiarów przestrzeń bez wpadania w pułapki typowe dla dużych lokali. Tu nie ma monotonii. Każdy z wielu metrów kwadratowych został dobrze wykorzystany, nie świeci pustką, nie razi przekombinowaną aranżacją, a każda z sal wygląda zupełnie inaczej. Jeśli lubicie przestrzeń, a małe kluby was nudzą, nie macie wyjścia – musicie pójść ze znajomymi do Nieba.
Praga Centrum
800m2 zadaszonej przestrzeni, aż 300m2 ogrodu i 60m2 powierzchni scenicznej. Liczby nie kłamią, a te robią niezłe pierwsze wrażenie, na które Praga Centrum zdecydowanie zasługuje. Mieszczący się w samym środku Starej Pragi kompleks o odziedziczonym po dawnej fabryce Polleny, postindustrialnym charakterze wpisuje się w rysopis idealnej koncertowni, sali konferencyjnej czy ogólnie miejsca spotkań większych i mniejszych. Te ostatnie są możliwe także teraz, mimo pandemii i związanych z nią obostrzeń, ponieważ Praga Centrum dołączyła do akcji Otwarta Kultura, w której udział biorą także Smolna i Stalownia. W ramach zainaugurowanej na początku grudnia inicjatywy wszystkie wymienione przestrzenie stoją otworem niemal dosłownie, ponieważ można z nich skorzystać bezpłatnie, w celach niekomercyjnych, takich jak sesja zdjęciowa dla zbudowania portfolio, próby zespołu muzycznego czy grupy aktorskiej. Kluczem jest wkład w późniejszy rozwój kultury i sztuki. Warto zapamiętać te nazwy i odwiedzić miejsca, które w tak trudnym czasie nadal chcą służyć kulturze, rozrywce i lokalnej społeczności.
KATOWICE
P23
Znad morza do stolicy, a potem szybki kurs na Śląsk i wizyta w P23, czyli scenie muzycznej Fabryki Porcelany. W zbudowanych na przełomie XIX i XX w. murach początkowo mieściła się fabryka paszy. W latach 20. przekształcono ją w nieco bardziej eleganckie miejsce zajmujące się produkcją porcelany, do czego nawiązuje obecna nazwa kompleksu. Muzycznie w P23 dominuje elektronika, a dokładniej techno. Odpowiada mu architektura założenia, którą charakteryzuje postindustrializm – klimat miejsca i muzyka uzupełniają się więc idealnie. Do Fabryki warto wybrać się wcześniej, żeby w drodze na całonocną imprezę w P23 zjeść coś pysznego w Prodiżu i spędzić trochę czasu w otoczeniu o autentycznym, industrialnym klimacie.
SiXa
Klub w kamienicy? Niby nic nowego, a jednak. Przekraczając próg SiXy, można poczuć się jak w mieszkaniu nieistniejącej osoby, gdzie pojęcie czasu nie istnieje: na ścianach widać stare tapety, gdzieniegdzie wiszą niby zwyczajne obrazy, które w kontekście całości nabierają surrealistycznych cech, jak chociażby Ostatnia Wieczerza tuż za djką. Gipsowe aniołki, manekiny, wygodne fotele i lampy z abażurem — wszystko tu jest super porąbane, ale w pozytywny sposób. Nic dziwnego, że jeden z cykli imprez, które odbywały się tam przed wybuchem pandemii, nazywał się po prostu “Dziwna domówka”. Być może ciężko marzyć o domówce, kiedy z domu wyjść nie można, ale to mieszkanie warto odwiedzić, tym bardziej że sąsiadom nie przeszkadza taniec ani głośna muzyka.
Ciekawe klubowe miejscówki odznaczające się wyjątkowym designem wybierała dla Was i opisywała Kasia Konachowicz.
Kasia Konachowicz – miłośniczka rzeczy ładnych, mopsia mama, dj-ka, okazjonalnie producentka. Od kilku lat zajmuje się słowem pisanym. Od zawsze żyje zgodnie z filozofią Zaca Efrona: think on your toes, use what’s around you, and come up with something organic and fun.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE