Krzysztof Krawczyk, ale to grindcore. Takiego hołdu złożonego wokaliście jeszcze nie było
Kiedy zobaczyliśmy tytuł duetu artysty z Edytą Bartosiewicz zamieniony na Trudno tak (Razem zgnić nam ze sobą), od razu wiedzieliśmy, że oto objawił nam się całkiem nietuzinkowy projekt.
Krzysztof Krawczyk nie miał łatwej drogi do sławy. Chociaż nad Wisłą stosunkowo łatwo zasmakował sukcesu, tak po emigracji do Stanów Zjednoczonych w latach 80. przekonał się na własnej skórze, że american dream nie zawsze wypala. Aby wyżyć, musiał chwytać się prac typowych dla reszty polskich imigrantów – jeździł taksówką, kładł papę na dachach i tynkował werandy. Z czasem zaczął występować na scenach kasyn. W królestwie ruletek i jednorękich bandytów przydała mu się umiejętność naśladowania sposobu śpiewania cenionego przez niego Elvisa Presleya. Na stałe wrócił do ojczyzny w 1995 roku, stając się ulubieńcem publiczności w różnym wieku. Potrafił łączyć pokolenia – raz stworzył płytę z Goranem Bregoviciem i występował w Watykanie, kiedy indziej uświetniał swoją obecnością studenckie juwenalia.
Piosenkarz wiecznie żywy
W tym roku od śmierci Krzysztofa Krawczyka miną trzy lata. Legendarny muzyk, co zupełnie nie dziwi, doczekał się wielu pośmiertnych upamiętnień. W 2022 roku utwory pokroju Chciałem być, Mój przyjacielu, Bo jesteś ty czy Parostatek w nowej oprawie muzycznej wykonała choćby załoga Męskiego Grania. Sukces letnich koncertów zaowocował albumem Tribute to Krzysztof Krawczyk. Urbański Orkiestra i goście. Do sklepów trafiają też kolejne antologie, a dookoła Polski odbywają się inne wspominkowe występy. Na Ursynowie odsłonięto okolicznościowy mural, do obiegu wprowadzono limitowaną serię znaczków.
Krzysztof Krawczyk bardzo inaczej
Takiej składanki, jaka właśnie weszła na rynek, nie spodziewał się jednak nikt. Dorobek Krawczyka wzięli na tapetę twórcy reprezentujący… grindcore. Przed wami Grindcore Tribute to Krzysztof Krawczyk, czyli kolekcja coverów pełnych brudu, głębokich wrzasków i nieoczywistego podejścia do dobrze znanych hitów.
– Pierwszy i jedyny taki album w hołdzie Krzysztofowi Krawczykowi! Kapele z całego kraju składają hołd polskiemu Elvisowi, dewastując jego szlagiery. 25 muzycznych masakr wprost z najgłębszych i najbardziej plugawych czeluści! – czytamy w opisie płyty. Jak wyszło? Ciekawie – grindcore nie jest przecież gatunkiem, jakiego większość słucha do obiadu. Mix metalu, hardcore i zadziornego punka na pierwszy rzut oka ciężko zestawić z estradowymi kawałkami Krawczyka.
Kolorowanka Cannibal Corpse zakazana w Niemczech. O co poszło?
Gnicie i przyjaciul
Jak widać, są jednak tacy, którzy postanowili sprostać wyzwaniu. Składanka ujrzała światło dzienne dzięki założonej przez Błażeja Grygiel małej, niezależnej wytwórni Musica Tenebris. Ta wcześniej dostarczyła nam kompilację Polish Grindcore Attack, która prezentuje wybranych rodzimych przedstawicieli tego rodzaju muzyki, m.in. Epitome, Straight Hate i Hostię.
A co oficyna przygotowała dla nas teraz? Na krążku Grindcore Tribute to Krzysztof Krawczyk znajdziemy dwa covery Chciałem być nagrane przez formacje Black Smoke i Surowica. Płyną dwa Parostatki wykonane przez Kanalię i – ponownie – Surowicę, a także dublet Byle było tak grup Final Six oraz AnalTonda. Nie brakuje także sprytniejszych reworków. Piosenka Mój przyjacielu ustępuje miejsca Mój przyjaciulu, za co odpowiadają członkowie grupy Cremaster. My cyganie nagrane przez zespół ScaryFace to Ore Ore (my Świnki), a Trudno tak (Razem być nam ze sobą) dzięki Ethbaal zamienia się w Trudno tak (Razem zgnić nam ze sobą). Czujemy, że Krzysztof Krawczyk doceniłby takie eksperymenty.