„To ofiara z głębi mnie”. Lorde odsłania się przed słuchaczami w „Man of the Year”

Początkująca dziennikarka i miłośniczka popkultury. Stale śledzi branżę muzyczną oraz…
Nowozelandzka wokalistka nigdy wcześniej nie artykułowała tak otwarcie wątpliwości związanych ze swoją tożsamością płciową.
Wielkimi krokami zbliża się premiera czwartego albumu studyjnego Lorde. Promocyjna machina wokół Virgin ruszyła na dobre wraz z publikacją singla What Was That. Teraz autorka Solar Power i Melodrama odsłania kolejne karty i zabiera fanów w jeszcze jedną emocjonalną podróż.
Światło dzienne ujrzał właśnie nowy singiel wokalistki, czyli Man of the Year. Muzycznie znów uwidacznia się w nim kontrast między subtelną lirycznością a połamaną, elektroniczną linią melodyjną. Równie ciekawie dzieje się w warstwie tekstowej. – Spotkałeś mnie w naprawdę dziwnym momencie mojego życia. Weź mój nóż i przetnij pępowinę. Moje kochanie nie może uwierzyć, że stałam się kimś innym. Kimś bardziej podobnym do mnie – śpiewa Nowozelandka.
Lorde, Man of the Year: Lawirować między płciami
Premierowa kompozycja to intymna refleksja nad tym, jak umowne są granice między kobiecością a męskością, i czego dotyczą związane z nią społeczne oczekiwania. Lorde ostatnio opowiadała o tym także podczas rozmowy z magazynem Rolling Stone. – Jestem kobietą z wyłączeniem dni, kiedy jestem mężczyzną – miała odpowiedzieć na pytanie Chappell Roan o to, czy jest osobą niebinarną. – Wiem, że to może niezbyt satysfakcjonująca wypowiedź, ale istnieje taka cząstka mnie, która pozostaje odporna na konfrontację z tym wszystkim – dodała.
Dua Lipa i Ewa Farna na jednej scenie? Taki duet zadział się naprawdę!
Wymowny w tym kontekście okazuje się teledysk wyreżyserowany przez Granta Singera, znanego z filmu Gad oraz klipów dla innych topowych twórców (Sky Ferreira, Sam Smith, The Weeknd). Artystka występuje w szerokich ubraniach oraz w zasłaniającej klatkę piersiową taśmie klejącej. Minimalistyczne kadry skupiają się wokół osobistej ekspresji oraz ruchu ciała artystki, która w ten sposób uwalnia skrywane w środku uczucia. Po jego zobaczeniu trudno oprzeć się wrażeniu, że to jedno z najbardziej osobistych dzieł w karierze piosenkarki.
Bez retuszu
Znakiem rozpoznawczym Lorde od początku swojej kariery była autentyczność. Artystka dopiero teraz odsłania się jednak na dobrze przed światem. Virgin, którego premierę zaplanowano na 28 czerwca, stanowi manifest, w którym artystka wprost definiuje swoją nienormatywną kobiecość. Nie bez powodu okładkę albumu zdobi zdjęcie rentgenowskie miednicy z klamrą paska, zamkiem błyskawicznym spodni i wkładką domaciczną. Jego błękitna poświata ma symbolizować pełną przejrzystość. Poza tym inne promocyjne materiały wykonano w surowy, naturalny sposób: bez użycia jakichkolwiek filtrów.

Początkująca dziennikarka i miłośniczka popkultury. Stale śledzi branżę muzyczną oraz ciekawe wydarzenia ze świata. Prywatnie fanka Queen i dobrego popu.