Czytasz teraz
Cichoń: Wartość większa niż kilka stów [WYWIAD]
Muzyka

Cichoń: Wartość większa niż kilka stów [WYWIAD]

Cichoń

Cichoń to jeden ciekawszych newcomerów ubiegłego roku. Utwory wypuszcza od ponad dwóch lat, ale dopiero niedawno wyszedł jego debiutancki album Humor. Zdecydowaliśmy się więc podpytać reprezentanta Def Jam Recordings Poland o rozmaite szczegóły związane z płytą. I nie tylko.

Jesteś świeżo po premierze Humoru. No właśnie, skąd akurat taki tytuł?

Cichoń: Wziął się dosyć przypadkowo od singla o tej samej nazwie. On z kolei pochodzi bezpośrednio od jednego wersu, który jest w tym numerze. Sporo czasu zastanawiałem się, jaki mógłby być w ogóle tytuł płyty. Długo nie mogłem wpaść na nic zadowalającego, aż w końcu wpadłem na Humor. Posłuchałem albumu parę razy i to miało dla mnie sens – w takim znaczeniu, że to krótko trwająca faza, coś bardzo ulotnego. Każdy z tych numerów jest zapisem jakiegoś okresu albo chwili, w której miałem niepowtarzalny humor. To coś bardzo autorskiego, coś, co określa człowieka i w pewnym sensie go definiuje.

Cichoń – Humor

Na przestrzeni ostatnich dwóch lat publikowałeś sporo luźniejszych tracków, które ostatecznie nie trafiły na płytę. Czy odczuwasz dużą przepaść stylistyczną między tymi utworami a tym, co ostatecznie weszło na tracklistę?

Cichoń: W ciągu tych dwóch lat bardzo długo dochodziłem do tego, co i jak chcę robić, jaki obrać kierunek. Numery wypuszczane przez ten czas to taka seria prób i błędów. Niektórych już nawet za bardzo nie lubię. Musiałem odnaleźć swój styl. Wydaje mi się, że płyta różni się od poprzednich rzeczy, bo jest spójniejsza. Odnalazłem moją muzyczną tożsamość. Trochę przerażało mnie to, że to debiut i muszę go zrobić zajebiście, ale w pewnym momencie po prostu przestałem o tym myśleć. Po prostu zacząłem robić to, co robiłem cały czas i to jakoś mi się powoli zaczęło układać w całość.

Czy mimo kłopotów z overthinkingiem i perfekcjonizmem jesteś zadowolony z rezultatów?

Cichoń: Jestem bardzo zadowolony. Jest parę rzeczy, które można by było pewnie zrobić lepiej, ale przede wszystkim chciałem oddać ducha czasu, którym żyłem, klimat miejsc i swojego środowiska. Żeby to było takie proste, autentyczne. Często nie miałem cierpliwości do tego, żeby robić nie wiadomo jaki aranż; robiłem coś, bo miało to dla mnie sens.

Cichoń – Humor

W jednym z twoich utworów pada taki wers: Mój cel to nie rapować, tylko dawać sobie spowiedź. Terapia?

Cichoń: Zdecydowanie. Pisanie i nawijanie tekstów jest dla mnie czymś w rodzaju podsumowania i rozliczenia się ze sobą. Czuję się wtedy lepiej, schodzi ze mnie pewien ciężar.

Skoro już jesteśmy przy tym pisaniu, to częściej piszesz pod gotowy bit czy najpierw piszesz teksty, a potem szukasz dla niego podkładu?

Cichoń: Z tym bywa różnie. Mam dwa główne sposoby. Często dobrze mi się pisze teksty, gdy nie słyszę żadnego bitu, gdy jestem w trakcie robienia czegoś kompletnie innego. Na przykład jeden tekst z tej płyty napisałem, jeżdżąc na rowerze. Dowoziłem wtedy zakupy, taką miałem pracę. W głowie miałem jakiś losowy numer i pod jego rytm, odtwarzany w głowie, pisałem wersy. Zatrzymywałem się co chwilę, dopisywałem coś i jechałem dalej. Tak powstał tekst na numer Hibiskus. Natomiast piszę też oczywiście po prostu pod bity. Tekst do Brei powstał w taki sposób.

Cichoń – Humor

Rozumiem, że parasz się też beatmakingiem?

Cichoń: Tak, choćby dopiero co wspominany Hibiskus jest wyprodukowany przeze mnie. Teraz chętnie bym coś dla kogoś wyprodukował. Nigdy nie robiłem żadnych paczek bitów, taka produkcja stricte na sprzedaż mnie nie jara. Do tej pory robiłem podkłady tylko pod siebie, ale nie miałbym problemu, by użyczyć swojej produkcji komuś innemu. Byle nie sprzedawać ich kompletnym randomom, nie klepać hurtowo. Rzeczy, które robię, mają dla mnie trochę większą wartość niż tylko parę stów.

Traktujesz więc swoje bity na równi z tekstami i wokalami?

Cichoń: Można tak powiedzieć. Przecież moje produkcje to również część mnie i mojej twórczości.

A czy jesteś samoukiem?

Cichoń: U mnie wszystko od zera. Najpierw produkowałem w Abletonie, teraz przerzuciłem się na FL. Zająłem się też całym miksem.

No i jeszcze podśpiewujesz. Pełen pakiet.

Cichoń: W pewnym momencie miałem zajawkę na śpiewanie. Ogarniałem, że muszę się nauczyć kontrolować głos przepony i tak dalej, odpalałem sobie jakieś poradniki i ćwiczenia. Jakoś z tym cisnąłem. Lubię urozmaicać wokalnie swoją twórczość. Ale myślę, że kiedyś mógłbyś spróbować nagrać całą płytę tylko i wyłącznie śpiewaną, choć nie radiową. Jest to, że tak to ujmę, w sferze rozważań.

Wracając do samego Humoru. Jest to do bólu szczery materiał. Odnoszę wrażenie, że nie czułeś oporów przed bardzo mocnym odkryciem siebie i swoich problemów. Przyszło ci to łatwo?

Cichoń: Ta płyta jest trochę o depresji. Często opisuję w niej stan, w którym nie ma się na nic siły. Czy przychodzi łatwo? Tak jak mówiłem, nawijałem o swoich konkretnych aktualnych stanach w czasie nagrywania tej płyty, więc po prostu wychodziło.

Zobacz również
Young Igi

Cichoń – Humor

Jak wyglądała sprawa z twoimi pierwszymi inspiracjami?

Cichoń: Zaczynałem od Ostrego, bardzo trafiały do mnie jego produkcje. Dużo sampli, dużo hip-hopu. Potem Hades był długo moim ulubionym raperem. Lubię wracać do Nowe dobro to zło nawet dzisiaj. Jeszcze wcześniej były składy typu Kaliber 44 czy Firma. Ludzie wokół mnie słuchali tego, więc siłą rzeczy też tego słuchałem. Rap był od zawsze gdzieś obok mnie. Moje siostry też go słuchały, a właściwie jedna bardziej. Próbowałem też praktykować inne człony hip-hopu takie jak graffiti. No, było w tym dużo zajawki.

A w trakcie tworzenia nowego materiału?

Cichoń: Zacząłem wracać do takiego rejonu muzycznego, który kiedyś zgłębiałem, ale którego ostatecznie nie zgłębiłem jakoś do końca, przynajmniej w moim mniemaniu. Zacząłem więc słuchać Tylera, Earla, Kendricka, Vince’a Staplesa i różnych pochodnych od nich artystów. Zrozumiałem, że to bardziej mnie urzeka. Bardziej mi się podoba muzyka ze Stanów niż z Polski. Tam zwraca się przede wszystkim uwagę na brzmienie, na muzykę. No i stamtąd czerpałem dużo inspiracji. Zacząłem też słuchać sporo jazzu, jakichś takich około-soulowych i neo-soulowych rzeczy. Wtedy też dużo szukałem i chciałem cały czas odkrywać nowe miejsca.

I na koniec najistotniejsze pytanie w całej rozmowie: wolałbyś stoczyć walkę z jedną kaczką wielkości konia czy setką koni wielkości kaczki?

Cichoń: Hmmm, wolałbym z setką koni wielkości kaczek. Wyobraziłem sobie od razu, jak bardzo są małe. Myślę, że miałbym z nimi przynajmniej jakieś szanse. A z jedną wielką kaczką? Nie ma opcji!

Cichoń zaciekawił? Sprawdź więcej naszych wywiadów!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony