Narzędzie stworzone przez producenta Daddy’ego Keva ma ułatwić analizę umów zawieranych między wykonawcami a wytwórniami muzycznymi.
Sztuczna inteligencja zaczyna coraz śmielej mościć sobie miejsce we współczesnym przemyśle muzycznym. Eksperci nie są zgodni co do tego, czy rzeczywiście mu służy, czy psuje rynek. AI z jednej strony rzeczywiście ułatwia tworzenie nowych piosenek na podstawie rekomendacji użytkowników czy analizy istniejących utworów. Modele bazujące na wykorzystaniu uczenia maszynowego w trymiga przeczesują gigabajty playlist. Dzięki temu używa się ich także przy układaniu radiowych ramówek albo personalizowaniu playlist w serwisach streamingowych.
Nieostre prawa autorskie i hologramy
Jest jednak także druga strona medalu. W dobie nowych technologii coraz częściej sygnalizuje się potrzebę rewizji istniejących instrumentów ochrony prawa autorskiego. Czy AI imitujące styl danego artysty narusza jego własność intelektualną? Kto powinien dostawać tantiemy z piosenki wygenerowanej przez darmowe narzędzie: jej pomysłodawca, a może twórca oprogramowania? Te i inne pytania rodzą uzasadnione wątpliwości, tak samo jak stabilność zawodowa muzyków. Być może sceniczne popisy instrumentalistów zostaną kiedyś całkowicie zastąpione doświadczeniami VR-owymi albo hologramami. Szwedzi z kwartetu ABBA przetarli już szlaki na tym polu.
Musiclawyer.ai: w poszukiwaniu haczyków prawnych
Kevin Moo, w środowisku muzycznym znany przede wszystkim jako Daddy Kev, w dyskusji o sztucznej inteligencji stoi raczej po stronie jej apologetów. Producent płyt Thundercata, Flying Lotusa i Kamasiego Washingtona wierzy, że nowe technologie, gdy tylko będą właściwie użyte, mocno wesprą artystów. Właśnie dlatego oddał w ręce kolegów z branży Musiclawyer.ai.
O czym szczekają wasze psy? Na to pytanie również odpowie AI!
Narzędzie, na razie udostępnione w trybie beta, działa w kilku językach: angielskim, japońskim, chińskim, francuskim i hiszpańskim. Korzysta z dużych modeli językowych ChatGPT oraz Gemini. Jaki jest jego główny cel? Musiclawyer.ai analizuje umowy zawierane między wykonawcami a wytwórnią, agencją albo dystrybutorem. Sprawdza zgodność kontraktu z prawem i podkreśla zapisy, na które warto zwrócić szczególną uwagę. – Większości niezależnych artystów, jakich znam, nie stać na zatrudnienie prawnika. Mam nadzieję, że w gąszczu innych aplikacji akurat taka opcja okaże się im przydatna – przyznaje w rozmowie z portalem Resident Advisor Moo. Jednocześnie zastrzega, że w przypadku bardziej skomplikowanych kontraktów sugeruje skontaktować się z profesjonalistów. To raczej zrozumiała asekuracja.
Funkcjonalność w niedalekiej przyszłości zostanie dodatkowo usprawniona. Wkrótce ułatwi przeprowadzenie złożonego audytu tantiem oraz elektroniczne podpisywanie dokumentów. Niewykluczone, że będzie dostępne w kolejnych wersjach językowych, w tym w polskiej.
Musiclawyer.ai to nie jedyny nowy pomysł Amerykanina na wsparcie artystów. W fazie testów jest także stworzony przez niego Spotstats, które umożliwia estymację wysokości tantiem z odsłuchów piosenek na Spotify. Takie narzędzie to szansa na jeszcze lepsze zdywersyfikowanie dochodów. W końcu nie samymi koncertami czy merchandisingiem żyją artyści.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.