Czytasz
#10 Muzyczny feed: Madlib i Abul Mogard

#10 Muzyczny feed: Madlib i Abul Mogard

Madlib, fot. Maria Jose Govea dla Red Bull Music Academy

Kultowy, hiphopowy producent serwuje świetny instrumentalny album, który wprawi Wasze głowy w ruch, a doświadczony twórca ambientu powraca z kolejną kojącą do snu płytą.

Ależ ten czas leci. To już dziesiąta edycja muzycznego feedu (nie licząc specjalnych wydań). Pozbawieni premier od tych najbardziej rozpoznawalnych artystów, nadal możemy skupiać się na nieco mniej znanych, choć wcale nie mniej ważnych, postaciach. Tym razem lecimy z mocno instrumentalowym odcinkiem.

Madlib | Sound Ancestors

Być może natknęliście się na trendujące od dłuższego czasu kompilacje lo-fi hiphop beats to study, które zalały YouTube. Ten fenomen nieprzypadkowo zyskał taką popularność. Rapowe podkłady pozbawione wokalu faktycznie spełniają – do pewnego stopnia – wymagania funkcjonalnej muzyki tła. Czy Sound Ancestors sprawdzi się w tej roli? Jeśli się uprzeć, to tak. Niemniej, jest to płyta, która wynagradza uważne ucho w tak dużym stopniu, że nie warto decydować się na jej pobieżne słuchanie.

Madlib to prawdziwy wirtuoz samplerów. Udowadniał to nieraz w legendarnych projektach współtworzonych z MF Doomem, Freddiem Gibbsem czy solowo jako Quasimoto. Przy okazji swoich instrumentalnych albumów ma naturalnie znacznie pokaźniejsze pole do popisu, co przekłada się, przede wszystkim, na zauważalnie większą swobodę w kwestii aranżu utworów. Określenie Sound Ancestors mianem zbioru beatów byłoby ogromnym pudłem. Madlib, co słychać na przestrzeni całej płyty, przykłada ogromną wagę do odpowiedniego budowania napięcia, rozbudowywania motywów i zarządzania dynamiką. W żadnym wypadku nie mamy tu do czynienia z prostym klepaniem loopów, wzbogaconym o sporadyczne breakdowny. Najnowszy album jednego z najważniejszych rapowych producentów ever, to prawdziwy kameleon, który sprawdzi się w wielu sytuacjach utrzymując przy tym kosmiczny wręcz poziom jakości

Abul Mogard | In Immobile Air

Skoro wspominamy dziś o zjawisku muzyki tła, ogromnym błędem byłoby pominięcie najnowszego albumu Abula Mogarda. Niektórzy z Was mogą go być może kojarzyć ze – świetnego swoją drogą – występu na Up To Date Festival w 2018 roku. Pochodzący z Serbii artysta może pochwalić się dość pokaźną dyskografią, ale, co ważniejsze, również mocno rozpoznawalnym stylem. Jego znakiem rozpoznawczym są bez wątpienia płynące, wręcz ciągnące się dźwięki syntezatorów w niskich częstotliwościach. Nasycone basem, ale nie przyćmiewające delikatnie wprowadzanych melodii i ozdobników, które nieustannie morfują, tworząc interesującą grę kontrastów. To właśnie one tak cudownie trzęsły pałacem Branickich w Białymstoku.

Sprawdź też
Daniel Jaroszek

In Immobile Air jest kontynuacją poszukiwań na tym właśnie polu. Pięć utworów składa się na solidne 39 minut muzyki, która sprawdzi się w pochmurne czy mgliste dni – a tych ostatnio nie brakuje. Abul Mogard buduje swoje kompozycje cierpliwie, uważnie piętrząc dźwięki i zwracając uwagę na ogólny balans częstotliwości. Otwierający album, tytułowy kawałek usprawiedliwia porównywanie komponowanie muzyki do malowania na płótnie. Każdy kolejny dźwięk jest tu bowiem wpasowywany w wolną przestrzeń z ogromną precyzją, a jeśli zderza się z innym, to po to by stworzyć przemyślaną kombinację. Najnowsze dzieło autora Above All Dreams utrzymuje poziom poprzednich wydawnictw i na pewno nie zawiedzie tych, którzy cenią sobie delikatny, lekko dronujący ambient.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone