Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
Rodzimi hipnotyzerzy dźwiękiem, Brytyjka z imprezowym rapem i Amerykanka ze swoim pierwszym hiszpańskojęzycznym albumem. Dzieje się – nie przegap nowości!
Jak zawsze w tym okresie, branża muzyczna jest już w trakcie ogłaszania zestawień podsumowujących rok – zupełnie jakby grudzień nie istniał. A przecież to nieprawda. Nasz cotygodniowy przegląd trwa i absolutnie nie ogląda się za siebie. Sprawdźcie najciekawsze premiery płytowe ostatnich dni.
Shygirl | ALIAS
Wowie! Shygirl wpada na imprezkę ze Skinsów, bierze mikrofon do ręki i zaczyna rapować pod lecące kawałki. Recenzenci zwykli używać określenia brytyjskie brzmienie przy opisywaniu muzyki wydawanej w UK. Bardzo często jest to jednak pozbawiony refleksji automatyzm. ALIAS, z kolei, aż prosi się o taką etykietę. Breakbeat, wonky, 2-step, nawiązania do soundsystemowej sceny, puszczanie oczka do ery UKF – doprawdy, czego tu nie ma! Chociaż sugerowanie, że najnowsze dzieło Shygirl to głównie zabawa z gatunkami mającymi swoje momenty świetności już za sobą, byłoby błędem – wrzucone wyżej SIREN to chyba najlepszy efekt flirtu rapu z PC Music. Pozostaje tylko życzyć jej (i oczywiście nam jako publice) jeszcze więcej projektów z producentami i producentkami takimi jak Kai Whiston, Happa, Sophie czy Sega Bodega. ALIAS potwierdza, że to właściwy kierunek.
Lotto | Hours After
Hours After to już czwarta płyta polskiego trio skrywającego się pod nazwą Lotto. Jeśli podobały się wam wcześniejsze dokonania zespołu, nie ma powodów do obaw – najnowszy album dostarcza podobnych wrażeń. Co ciekawe, dzięki sprytnemu dawkowaniu swojej muzyki i nie szarżowaniu z regularnym wypuszczaniem nowości, Lotto unika klasycznego zjawiska wyeksploatowania pomysłu na brzmienie. Dzięki temu, powrót do znanych i sprawdzonych rozwiązań nie wieje nudą, a zamiast tego daje możliwość ich rozbudowania. Na Hours After objawia się to przede wszystkim w odważniejszych selekcjach dźwięków, czego apogeum możemy usłyszeć w zahaczającym o noise utworze Moth. Lotto pozostaje zatem solidną marką dostarczającą jakościowej porcji pulsującej, gitarowej muzyczki, która potrafi zahipnotyzować.
Kali Uchis | Sin Miedo (del Amor y Otros Demonios) ∞
Pierwszy hiszpańskojęzyczny album Kali Uchis nie zawodzi, choć również nie zachwyca. Szczerze mówiąc, znacznie większe wrażenie wywarła na mnie krótka, ale zapodająca w pamięć tegoroczna EP-ka TO FEEL ALIVE. Pozornie, najnowszy album ma wszystko to, czego można było od artystki oczekiwać. Aksamitny wokal wzorowo dopełnia miękkie podkłady, gościnne udziały urozmaicają utwory i do nich dobrze dopasowane, a odsłuch całości materiału dostarcza przyjemności. W czym zatem tkwi problem? Zdaje się, że w porównaniu z poprzednimi albumami mamy tu do czynienia z uproszczeniem formuły, co wpływa nieco negatywnie na chęć ponownych odsłuchów i odkrywania muzycznych smaczków. Oczywiście, każdy kij ma dwa końce – dzięki temu zabiegowi Sin Miedo (del Amor y Otros Demonios) ∞ od pierwszych minut urzeka swoją przystępnością. Ostateczny werdykt zależy zatem od preferencji odbiorców.
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.