Chcemy pokazać ludzi, którzy stoją za najciekawszymi wydarzeniami w różnych miastach. W naszym goingowym cyklu „Nasi Ludzie” prezentujemy kolektywy mające spory wpływ na kulturalne (i nie tylko!) życie miasta i które za swój cel obrały organizowanie znakomitych wydarzeń. Przed Wami kolejny wywiad, tym razem z kolektywem Distorted Animals!
Jak opisalibyście swój cykl – w jakich okolicznościach powstał, jaka jest jego idea, cel i założenia?
Wszystko działo się dość powoli i organicznie. Distorted Animals początkowo było elektronicznym projektem producenckim. Potem objazdową imprezową, która w końcu przeistoczyła się w stajnię dość nietypowych artystów. Nasze początki w tym zakresie są związane np. z duetem Niwea. W międzyczasie nawiązywały się różne przyjaźnie i kontakty międzynarodowe. W ten sposób, od jednego bookingu do drugiego, powstała idea Distorted Club. Cel był prosty: sprowadzenie do Warszawy (potem także do innych miast) zespołów i artystów, których sami chcieliśmy w kraju słuchać i oglądać, a którzy nie trafiali do nas np. z powodu braku odpowiedniego partnera na miejscu. To dziś może wydawać się niepojęte, ale jeszcze kilka lat temu, całe połacie krajobrazu muzycznego nie były w ogóle w Polsce reprezentowane poza festiwalami, które rzeczywiście były oknem na świat.
Czym się kierujecie dobierając artystów na wasze imprezy?
Interesują nas przede wszystkim artyści, którzy robią swoje: idą własną ścieżką, nie oglądają się na trendy czy mody. Nie musimy się z tą muzyką utożsamiać, ważne jest, by dać muzykom którzy nas frapują odpowiednią platformę lokalnie.
Z jakich bookingów do tej pory jesteście najbardziej dumni, jaka impreza najbardziej zapadła wam w pamięć i dlaczego?
Kamieni milowych było wiele, ale widok wypełnionej do ostatniego miejsca Kulturalnej na koncercie trzech niepozornych Japonek z Nissennenmondai, prywatnie formacji z naszej ścisłej czołówki jeżeli chodzi o muzykę w ogóle, to był na pewno jeden w definiujących Distorted momentów.
Jaka jest przyszłość waszego cyklu (w perspektywie 5-10 lat), co planujecie zmienić, może ulepszyć?
Nasze najmłodsze dziecko – Distorted Festival. Ciągle szukamy optymalnej formuły na miejski festiwal w Warszawie. Była już jednodniowa darmowa impreza ze scenami we wnętrzu Pałacu Kultury, była też tzw. formuła multi-venue czyli cykl jesiennych koncertów odbywający się w różnych przestrzeniach klubowych stolicy. Występowali i giganci 'niezalu’, jak Tortoise, ale i młodziaki na początku swej drogi, vide Bloodsport. Chcemy, żeby ta impreza ciągle mutowała, przybierała różne formy i zmieniała myślenie o tym, czym może być “festiwal” w obecnym zalewie tego typu imprez.
Podzielicie się jakąś anegdotą? Wymyślne oczekiwania i fanaberie artystów, zaskakujące zwroty akcji, przygody mrożące krew w żyłach etc.?
W związku z problemami z prądem w miejscu koncertu, na występ The Soft Moon załatwiliśmy osobne zasilanie do nagłośnienia koncertu. Zabezpieczyliśmy się: w lokalu mogło 'siąść’ wszystko, ale będzie dalej grało. Po kilkunastu minutach od rozpoczęcia koncertu siadło… tak, specjalnie załatwiane zasilanie do nagłośnienia. Wszystko inne działało: bary, światło na scenie, tylko nie było kompletnie nic słychać. Po baaaardzo długich kolejnych kilkunastu minutach i dzięki zaufaniu publiczności koncert i bardzo fajnej reakcji zespołu udało się przywrócić na właściwe tory i doprowadzić do szczęśliwego zakończenia.
Trzy hasła, które najlepiej was opisują, to:
Myślenie ma przyszłość. Praca u podstaw. We are Distorted!
cover photo: mat. prasowe, Gary War w Kulturalnej