Czytasz teraz
Niebezpieczne związki – artyści, miłość i sztuka | Going. aMORE
Lifestyle

Niebezpieczne związki – artyści, miłość i sztuka | Going. aMORE

Przekraczają granice sztuki i uczucia. Wykorzystując łączącą ich więź, tworząc dzieła wywrotowe i unikalne. Poznajcie niebezpieczne związki artystów i artystek.

Ich relacje często rozgrywają się w sztuce. Rozstania, powroty, fantazje zamknięte w dziełach, zasilane uczuciem, na stałe wpisały się w historię sztuki współczesnej.

Więcej o miłości w cyklu: Going. aMORE

Marina Abramović & Ulay

Chyba nikt nie potrafił się tak pięknie rozstać, jak Marina Abramović i Ulay. Para artystów przeżyła ze sobą 12 intensywnych lat, wspólnie wykonując często bolesne perfomensy. W 1977 roku zatkali swoje nozdrza filtrami papierosowymi, jednocześnie zaciskając usta w intensywnym pocałunku tak, że jedno mogło wdychać jedynie wydech drugiego. Ich ciała, powoli coraz bardziej wypełnione dwutlenkiem węgla, zaczynały wić się w agonii. Wdech/Wydech wykonali tylko dwa razy – w Belgradzie i Amsterdamie. Kolejne wspólne performensy, jak Relacja w czasie (1977), kiedy para siedziała nieruchomo ze splecionymi włosami przez 17 godzin, czy Energia spoczynkowa (1980), w którym Ulay celował strzałą prosto w serce kochanki trzymającej skierowany w nią łuk, to już klasyki współczesnej sztuki performatywnej.

Kolejny rozdział tej historii, choć jak się okazało – nie ostatni, para dopisała w 1988. Kochankowie bez miłości to 90-dniowy maraton rozgrywający się na Murze Chińskim, z którego przeciwległych końców maszerowali (teraz już) byli kochankowie. To tam powiedzieli sobie żegnaj, tym samym kończąc trwającą ponad dekadę wspólną podróż przez życie. Ich losy splotły się jeszcze w nowojorskiej MoMIE, podczas performensu Mariny The Artist is Present z 2010 roku, podczas którego można było po prostu pobyć w jej towarzystwie w zupełnym milczeniu.

Performensy Mariny i Ulaya doskonale oddają niejednoznaczną dynamikę w związku, w którym miłość miesza się z nienawiścią, a przyjemność z cierpieniem. Mimo często ekstremalnych środków, we wspólnych występach pary jest coś zaskakująco codziennego, do czego możemy się odnieść we własnym życiu.

Gilbert & George

miłość i sztuka
Gilbert & George. Beardsters, 2016, źródło: modernamuseet.se.

Gilbert Prousch i George Passmore również tworzą razem. Jednak ich kolorowe i kampowe dzieła trudno porównać do mrocznych perfomensów Mariny i Ulaya. Chociaż, i to trzeba im przyznać, wielkoformatowym obrazom i fotografiom nie brakuje widowiskowego dramatyzmu. W 2017 roku duet celebrował swoje złote gody, czyli 50-lecie romantycznego i twórczego związku, który zaowocował oryginalną stylistyką. Pstrokate, nawiązujące do kościelnych witraży prace brytyjsko-włoskiej pary zaskakują humorem i swobodą. Głównymi bohaterami wielu z nich są… oni sami. Inspiracją do surrealistycznych dzieł staje się najbliższe otoczenie, czyli ukochany East End.

Para mieszka od kilkudziesięciu lat w londyńskiej dzielnicy Spitalfields. To tu Gilbert&George robią zdjęcia swoimi czterema aparatami, dokumentując powolne, weekendowe spacery. Migawki z życia codziennego stają się pożywką dla baśniowych, odjechanych wizji. Zwyczajny przystanek autobusowy zmienia się w elficką krainę (Shanara, 2020), a wizyta w parku w wizualny traktat o życiu i śmierci (Family Tree, 1991). Z właściwym sobie, angielskim humorkiem komentują rzeczywistość, dobrze się przy tym bawiąc. W czym tkwi sekret pary, która od ponad pół wieku żyje i tworzy razem?

Jesteśmy dwiema osobami, ale jednym artystą. Oto nasz klucz – podsumowują w wywiadzie z nowojorskim dziennikarzem, Alainem Elkannem.

Stanie się jednością zajmuje czas. Gilbert i George poznali się w latach 60. w prestiżowym Central Saint Martins College of Art. Para zaczęła wspólnie tworzyć od początku swojej znajomości, skupiając się na poszerzeniu definicji rzeźby. Do klasycznych dzieł duetu należą m.in. Żywe rzeźby, czyli oparte na pantomimie, powtarzające się sekwencje choreograficzne, które wykonywali razem w galeryjnych przestrzeniach. Artyści do dziś wspólnie przekraczają granice sztuki, czego przykładem jest ich najnowszy cykl z 2022 roku Corpsing Pictures, czyli w wolnym tłumaczeniu trupie obrazy. Wkomponowani w nagie piszczele i inne symbole śmierci artyści, nadal zachowują pogodę ducha, żartując z nieuchronnego przemijania.

Leonora Carrington & Max Ernst

miłość i sztuka
Leonora Carrington & Max Ernst, 1937, fot. Lee Miller, źródło:

Nie mogło zabraknąć tu jednej z moich ulubionych surrealistek – Leonory Carrington. I jej partnera, malarza Maxa Ernsta. Ich historia miłosna nie była wolna od skandali. Ernst miał wielokrotnie zdradzać Carrington, ich związek kwitł w cieniu dramatycznego rozpadu małżeństwa malarza z francuską arystokratką, Marie-Berthe Aurenche. Zwana Ma-Be, próbowała odzyskać byłego męża za pomocą pielgrzymek i modlitw. Bezskutecznie. 47-letni Ernst i 19-letnia wówczas Carrington poznali się w Londynie w 1937 roku, kiedy brytyjska artystka była jeszcze na studiach. Czołowy wówczas surrealista był starszy od początkującej malarki o 27 lat. Jego postać robiła na niej dużej wrażenie.

Zakochałam się w obrazach Maxa, przed tym, jak zakochałam się w nim samym – miała powiedzieć Carrington.

Zobacz również
kuchnia warszawska

Leonora, ku niezadowoleniu swoich rodziców, uciekła z malarzem do Francji. Związek z Ernstem był dla niej sposobem na bunt, sprzeciwem wobec konwenansów. W Paryżu mogła wreszcie robić to, co chciała. Krnąbrna artystka miała ponoć serwować na kolacjach tzw. włosiaste omlety, przygotowane z kosmyków włosów zaproszonych gości czy pokazywać się na przyjęciach zupełnie nago.

Ernst był dla niej często inspiracją, pojawiając się na płótnach artystki pod postacią mitycznych hybryd. W 1939 roku maluje go w rubinowym futrze, niczym ptako-smoka w piórach i z rozwidlonym ogonem, w rękę wręcza mu lampę naftową upodabniając do tarotowego Pustelnika. To swego rodzaju proroczy obraz – jej kochanek, podobnie jak Pustelnik, wyruszy zaraz w drogę. 1939 rok był jednocześnie rokiem przełomowym. Początek wojny. 12 miesięcy później niemiecki malarz zostaje internowany. W ucieczce do Ameryki pomaga mu wpływowa kolekcjonerka, Peggy Guggenheim, która wkrótce stanie się jego żoną. Carrington zostaje sama we Francji, by potem przeprowadzić się do Hiszpanii, gdzie przechodzi załamanie nerwowe. Pobyt w szpitalu psychiatrycznym odciśnie piętno na jej zdrowiu i sztuce. Swoje doświadczenie zamyka w opowiadaniu Down Below. Pod koniec życia Carrington osiada w Meksyku, który staje się jej drugą ojczyzną.

Björk i Matthew Barney

Spoiler alert – ten związek się zakończył. Jednak to, co po nim zostało, nadal inspiruje, fascynuje, intryguje. Islandzka artystka i amerykański reżyser eksperymentalny stworzyli wspólnie Drawing Restraint 9 (2005) – film, którego enigmatyczna fabuła rozgrywa się na wodzie. Para kochanków, granych przez Björk i Matthew Barney’a, wyrusza w osobliwy rejs statkiem Nisshin Maru. Podczas sennej podróży odbywa się tajemnicza ceremonia, podczas której kochankowie zmieniają się w… wieloryby.

Kto widział poprzednie dzieła Barneya, m.in. jego The Cremaster Cycle, który powstawał na przestrzeni prawie 10 lat (1994-2002) dobrze wie, czego można się spodziewać po nietuzinkowym reżyserze. W duecie z islandzką królową popu, która nigdy nie stroniła od ekscentrycznych wyborów zarówno muzycznych (np. współpraca z duetem Matmos), jak i modowych (np. słynna łabędzia sukienka od
Marjana Pejoskiego), Barney tworzy niecodzienny romans. Świat zwierząt miesza się ze światem ludzi przy akompaniamencie niezwykłego soundtracku prosto od Björk. W ramach przygotowań do pracy nad kompozycjami artystka odwiedził Japonię, gdzie studiowała starożytną japońską muzykę. Do współpracy nad albumem zaprosiła lokalnych artystów, m.in. Shiro Nomurę czy Mayumiego Miyatę, grającego na tradycyjnym flecie shō. Fun fact – specjalnie dla niego legendarny amerykański muzyk John Cage skomponował parę numerów. Barney miał też i swój udział w muzycznym dziele byłej już żony, nucąc melodię pod otwierający soundtrack utwór Gratitude.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony