Czytasz
Szef OceanGate chce skolonizować Wenus. „A dlaczego nie?”

Szef OceanGate chce skolonizować Wenus. „A dlaczego nie?”

Nie milkną echa tragicznego rejsu na batyskafie Tytan, ale szef przedsiębiorstwa, który go zorganizował, już dzieli się kolejnymi pomysłami. Wcześniej eksplorował dno oceaniczne, teraz zamierza podbić inną planetę.

Ćwierć miliona dolarów. Tyle kosztowała możliwość udziału w każdej z dwóch ekspedycji batyskafu Tytan, który za każdym razem schodził na głębokość ok. 3700 metrów. Bogaci śmiałkowie decydowali się na taką inwestycję, żeby zobaczyć z bliska wrak zatopionego w 1912 roku Titanica. Trzecia taka podróż odbyła się kilka tygodni temu i odbiła się szerokim echem na całym świecie. Dwie godziny po odłączeniu od nośnego statku łódź straciła łączność z Ziemią. Szybko rozpoczęto międzynarodową misję poszukiwawczą, jednak spodziewano się najgorszego i tak też się stało. Tytan został roztrzaskany w drobny mak, a pięcioosobowa załoga zginęła na miejscu.

Tak od zewnątrz wyglądał batyskaf OceanGate.

Upadek OceanGate. Co się właściwie stało?

Powodem wypadku była najpewniej implozja. Ciśnienie wody pod taką głębokością rozsadziło od zewnątrz batyskaf, w którym doszło do niewielkiego, ale brzemiennego w skutkach wycieku. Nieszczęśliwe zdarzenie postawiło pod znakiem zapytania – przynajmniej tymczasowo – dalszą przyszłość jego organizatora, czyli OceanGate. W połowie lipca amerykańskie przedsiębiorstwo na dobre wycofało się z mediów społecznościowych. Zupełnie nie dziwi, że nie myśli też o kolejnych ekspedycjach… stop. Jednak myśli, przynajmniej jej główny przedstawiciel.

Oto 6 rzeczy, których mogliście nie wiedzieć o Titanicu Jamesa Camerona!

Zacznijmy od tego, że Barack Obama, niegdysiejszy prezydent USA, skrytykował działalność firmy i narosły wokół niej szum. Polityk zwrócił uwagę na to, że dziennikarze poświęcali zbyt dużo czasu całej sprawie. Ich zainteresowanie zderzył z brakiem dostatecznej liczby depesz dotyczących wypadku na Morzu Śródziemnym. W tych samych dniach ok. 750 migrantów zginęło na pokładzie łodzi, która rozbiła się u południowych wybrzeży Grecji. Według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji to największa tego typu tragedia od dekady. Głos Obamy idzie w parze z wieloma komentarzami internautów, którzy zastanawiali się nad słusznością takich podróży. Dla niektórych wycieczka Tytanem to wyraz czystej próżności miliarderów.

Barack Obama krytycznie wypowiedział się o doniesieniach medialnych związanych z zatonięciem Tytana.

Ruszyć na podbój Wenus

W podobnym tonie niekiedy mówi się o podróżach kosmicznych, zwłaszcza tych komercyjnych. Generują olbrzymi ślad węglowy i kosztują setki milionów dolarów, przez co można wątpić w ich użyteczność. Guillermo Söhnlein, współzałożyciel OceanGate, nie widzi w tym większego problemu. Przedsiębiorca kilka dni temu udzielił wywiadu biznesowemu portalowi Business Insider. Entuzjastycznie przypomniał w nim o tym, że jest jednym z współtwórców organizacji pozarządowej Humans2Venus. Jej cel jest prosty – terraformacja Wenus. Do 2050 roku na jednej z planet Układu Słonecznego ma zamieszkać nawet tysiąc osób.

Sprawdź też

Wenus / fot. NASA

Amerykanin ma pomysł, jak tego dokonać mimo mocno niesprzyjających warunków. Przypomnijmy, że temperaturze Wenus, wynoszącej 464 stopni Celsjusza, nie sprostałyby nawet najbardziej ciepłolubne jednostki. Poza tym głównymi elementami tamtejszej atmosfery są dwutlenek węgla i dwutlenek siarki. Kolonizatorzy najzwyczajniej w świecie potrzebowaliby więcej tlenu. Söhnlein uważa, że ok. 50 km nad powierzchnią struktura gazów jest inna, termometry nie wariują tak bardzo, a ciśnienie jest niższe. Grawitacja jest zbliżona do ziemskiej, podobnie zresztą jak stopień promieniowania. – Zamieszkanie tam byłoby łatwiejsze niż zrobienie tego samego na Marsie przyznaje szef OceanGate.

Wizjonerskie intencje Söhnleina

Zapytany przez dziennikarkę Marianne Guenot o to, skąd przychodzą mu do głowy takie koncepcje, biznesmen odpowiada krótko. – Rzeczywiście, podróże na Wenus dziwią nie tylko poza przemysłem kosmicznym, ale także wewnątrz niego. Myślę jednak, że odkąd skończyłem dwanaście lat, chciałem uczynić z ludzi międzyplanetarny gatunek. Wielokrotnie śniłem o byciu dowódcą pierwszej marsjańskiej kolonii – tłumaczył. Być może podobnie myślał o działalności OceanGate, chcąc zajrzeć tam, gdzie inni nie mieli jeszcze dostępu. Czy trzymamy za niego kciuki? Trudno powiedzieć. Jesteśmy za to pewni tego, że Söhnlein nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone