Czytasz
Hołdy dla Floydów i śpiewanie w Romie. Ola Bieńkowska o sobie

Hołdy dla Floydów i śpiewanie w Romie. Ola Bieńkowska o sobie

Ola Bieńkowska

Piosenkarka Ola Bieńkowska ma ogromne doświadczenie w muzyce. Porozmawialiśmy z nią nie tylko o najnowszym albumie Nić.

Lata solowej przerwy

Ola Bieńkowska: To był splot następujących po sobie wydarzeń – lata intensywnego koncertowania z The Australian Pink Floyd Show i Brit Floyd, potem zbieranie funduszy na EP-kę Paradise Lost przez crowdfunding i platformę, która ostatecznie zbankrutowała, a finansowanie przepadło. Za to po rozpoczęciu faktycznej pracy nad płytą Nić dwukrotnie zostałam mamą, nadeszła też pandemia. Pewnie można było wydać album szybciej, ale wierzę, że na wszystko przychodzi odpowiedni moment.

Brak pójścia za ciosem

Ola Bieńkowska: Kariera solowa to absolutnie kluczowa, ale jednak tylko część moich zawodowych zainteresowań. Uwielbiam pracę zespołową i nie stronię od projektów, w których nie gram pierwszych skrzypiec, a wręcz jestem tylko trybem w maszynie. To inna dynamika, inna energia, która dodaje kolorów byciu artystką sceniczną. A przede wszystkim jest to zgodne z moją naturą. To oraz wszystkie wydarzenia, które wymieniłam wcześniej, złożyły się na fakt, że nie skupiłam się na karierze solowej zaraz po debiucie. Teraz zdecydowanie chcę się na solowych działaniach skupić – czuję, że czas wszystkie moje doświadczenia przekuwać we własną drogę i tutaj przenieść środek ciężkości. To nie znaczy jednak, że zrezygnuję z innych działań – świat jest zbyt ciekawy!

Trudności w solowym działaniu

Ola Bieńkowska: Totalna i ciągła odpowiedzialność za wszystko – od samej muzyki, przez kreację i komunikację, aż po promocję. Mówię tu oczywiście z poziomu artystki z dużym doświadczeniem, ale wciąż relatywnie na dorobku. Cudownie jest czuć sprawczość w swoich działaniach, ale też będąc samej sobie sterem, żeglarzem i okrętem łatwo poczuć zmęczenie czy zwątpienie, jeśli akurat na przykład do czegoś trzeba podejść kolejny raz. Odnawialna motywacja i wiara w swoje siły są tu kluczowe.

Godzenie profesji muzycznych

Ola Bieńkowska: Czasem bywa trudno, ale za to jest w harmonii z tym, jaka jestem. Nie umiałabym funkcjonować bez sceny, to mój pierwszy i najprawdziwszy żywioł. Ale też spełniam się przy normalnych zajęciach, pracy w grupie, tworzeniu czegoś z niczego – a to można robić też przy produkcji obrazka, w spektaklu teatralnym czy w wydawnictwie książkowym. Jest jeszcze macierzyństwo, któremu poświęcam ogromną porcję mojego czasu… Czas ten rozmnażam, multiplikuję na różne sposoby. Robię ileś rzeczy na raz, starając się oczywiście zachować przy wszystkim określony standard i balans. A na pana pytania odpowiadam o 6:09, pijąc drugą już kawę.

Trudność bycia w zespołach-hołdach

Ola Bieńkowska: Co odbierają? Czas, energię na inne działania artystyczne, możliwość zdobywania nowych kontaktów i większego zaangażowanie w rodzime projekty. Ale też nie sposób przecenić, ile mi te lata dały – doświadczenia sceniczne i życiowe, podróże, na które musiałabym oszczędzać latami, wieloletnią stabilizację zawodową i dozgonne przyjaźnie.

Występy w Teatrze Roma

Ola Bieńkowska: To niezapomniane doświadczenie. Roma zbiera mega utalentowane osoby w jednym miejscu i wymusza kreowanie magii dla widzów co wieczór. To ciężka, ale ogromnie satysfakcjonująca praca i przyjaźnie, które zostały mi do dziś.

Miłosz Wośko jako współpracownik

Ola Bieńkowska: Z Miłoszem znamy się od czasów szkoły muzycznej na Bednarskiej. Przez lata obserwowałam jego pracę z różnorodnymi artystami: od Fizz The Fire, Ani Gadt, Lory Szafran po Melę Koteluk i ogarnianie dużych projektów muzycznych. Miłosz czuje różne klimaty muzyczne, co pasuje do moich różnorodnych zainteresowań. A przy tym pisze piękne teksty. Wiedziałam, że będzie dobrze!

Zamawianie tekstów piosenek

Ola Bieńkowska: Uważam, że do pisania tekstów piosenek trzeba mieć szczególny dar. Nie powinien tego robić każdy, chociaż oczywiście warto próbować. Moją siłą zawsze były dłuższe formy – rozprawki, eseje… Filozofowanie, patrzenie na rzeczy pod różnym kątem… W piosence trzeba zwięźle i celnie – tego się jeszcze uczę i niewykluczone, że kiedyś się z tym zmierzę. Na razie wolę oddać to zadanie w ręce fachowców.

Wybieranie tekściarzy

Ola Bieńkowska: Twórczość Janusza Onufrowicza uwielbiam od pierwszej płyty Poluzjantów. Jego teksty są bezpretensjonalne, a zarazem przenikliwe. Poza tym Janusz umie pokazać kobiecy punkt widzenia jak mało kto, a to jest sztuka. Darek Lewandowski to z kolei człowiek renesansu, który pisze trochę filmowo. Jego teksty to takie kadry, fotografie oddające określony nastrój i emocje. Tekst Michała Wiraszki jest natomiast najbardziej współczesny, tu i teraz, co doskonale uzupełnia wachlarz tekstów na płycie.

Sprawdź też
Totem

A poza tym piszę jeszcze ja, tylko po angielsku. To język, którym posługuję się na co dzień. Znam go od dziecka i nie pamiętam czasów, kiedy myślałam tylko po polsku. Poza tym po angielsku jestem chyba odważniejsza, czasem może nawet zbyt bezpośrednia. Nie bardzo wiem, z czego to się bierze, ale było tak zawsze.

Proces pisania

Ola Bieńkowska: Część powstała z myślą o mnie, po wspólnych rozmowach i wyciąganiu ze mnie ważnych dla mnie spraw i przemyśleń. Inne dostałam od kolegów, bo uważali, że do mnie pasowały. A moje najczęściej pod wpływem impulsu czy potrzeby. Nie umiem w nich za długo grzebać.

Efekt rynkowy Nici

Ola Bieńkowska: Chciałabym przede wszystkim dotrzeć do szerszej publiczności i mam nadzieję, że Nić będzie doskonałym powodem do wspólnego poznania się. Nie mogę się przede wszystkim doczekać spotkania ze słuchaczami. Nie ma nic wspanialszego niż granie koncertów!

Bilety na najlepsze koncerty znajdziecie tutaj

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone