Peggy Gou i Lenny Kravitz we wspólnym utworze. Czy potrzebowaliśmy takiego połączenia?
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Singiel I Believe in Love Again najpewniej nie zatrzęsie tanecznymi parkietami. To raczej leniwie płynący kawałek, zgrabnie rozpięty między house’em a najntisowym R&B.
– Koreance można zarzucić niemal wszystko: od pokazywania luksusowego stylu życia na Instagramie aż do kuriozalnych akcji ze sprzątaniem plaży. Nie można jednak odebrać jej tego, że jest świetną DJ-ką – pisał o niej w ubiegłym roku nasz redakcyjny kolega i ekspert od BPM-ów w jednym, Olek Kaźmierczak. Rzeczywiście trudno polemizować ze statusem Peggy Gou jako gwiazdy współczesnego house’u. Tegoroczny, nośny utwór (It Goes Like) Nanana można było usłyszeć właściwie na każdej letniej imprezie, a to nie jedyny hit spod jej rąk. Wcześniej ochoczo tańczyliśmy przecież do bezpretensjonalnych I Go albo Itgehana.
Klubowy powrót do przeszłości
Mocnym atutem Kim Min-ji, bo tak naprawdę nazywa się wokalistka, jest świadome tropienie evergreenów muzyki elektronicznej. Producentka nie próbuje odkryć na siłę Ameryki. Zamiast tego ochoczo sięga do płytowych archiwów i wybiera z nich perełki, które podpasują współczesnym imprezowiczom. Na festiwalowych i klubowych setach częstuje nieśmiertelnymi utworami Paula Johnsona albo zespołu Kraftwerk. Składankę z kultowej serii DJ-Kicks uzupełniła twórczością Aphex Twina, Carla Craiga i Shades of Rhythm. Wspomnianym (It Goes Like) Nanana bezpośrednio nawiązała zaś do trance’owego hymnu 9 PM (Till I Come) ATB.
Zderzenie stylów i pokoleń
Teraz Peggy Gou postanowiła pójść o krok dalej i połączyła siły z jednym ze swoich muzycznych idoli. Padło na Lenny’ego Kravitza – zdobywcę czterech nagród Grammy, autora przebojów Again, American Woman i Fly Away, a ostatnio także wziętego aktora. – Lata 90. mają ogromny wpływ na moją twórczość. Ludzie wiedzą, że mam słabość do ówczesnej sceny dance, house i rave. Ale zawsze byłam też fanką R&B i Lenny’ego – przyznaje w informacji prasowej. Amerykanin szybko zgodził się na jej propozycję, zwłaszcza że sam niedawno tkwił w procesie twórczym. W marcu ma się ukazać Blue Electric Light, czyli jego pierwsza studyjna płyta od ośmiu lat. Wokalista nagrywał ją w ulubionym studiu na Bahamach.
Pozytywne zaskoczenie
Jak brzmi I Believe in Love Again? Ocenę powinniśmy zacząć od tego, że według nas duety muzyczne dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza kryje raczej przewidywalne kooperacje, druga – te kompletnie nieoczekiwane. Łatwo domyślić się, do której szufladki trafili Peggy i Lenny. Takie zestawienia, z natury ryzykowne, mogą jednak zaowocować czymś świeżym i ożywczym. – [Lenny – przyp. red.] wszedł do studia i przeobraził główny wokal w magię, pisząc nowy tekst i dokładając ten niesamowity gitarowy riff – chwali swojego współpracownika Koreanka. Utwór dzięki temu niesie według niej mocne przesłanie pełne pozytywnego nastawienia i nadziei.
Fuzja dwóch tak różnych wrażliwości scenicznych wydaje się o tyle udana, że każdy z artystów poszedł na kompromis. Peggy Gou spowolniła tempo i rozpięła całą kompozycję na sensualnych, łagodnych partiach syntezatorów. Sam Lenny porzucił zaś zadziorny rockowy pazur na rzecz soulowych falsetów. Przyklaskujemy takim pomysłom i po cichu zastanawiamy się nad tym, co będzie dalej. Yaeji z Sealem? Bicep i Jamiroquai? A może Alanis Morissette na niespodziankowym feacie u Solomuna?
Peggy Gou (jeszcze) nie zagra w Pradze Centrum, ale może warto byłoby się wybrać tam na Sama Paganiniego? Mamy bilety na tę imprezę!
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.