Robert Makłowicz zaprasza na północ Włoch. Jego menu spróbujecie w Hotelu Bristol
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
Aby skosztować rarytasów z Lombardii i Emilii-Romanii, nie trzeba wcale wybierać się na Półwysep Apeniński. Wystarczy jeden wieczór w restauracji Marconi, o czym ostatnio przekonaliśmy się na własnych kubkach smakowych.
Gdziekolwiek słyszymy Robert Makłowicz, idziemy za tym w ciemno. Tak właśnie trafiliśmy do Hotelu Bristol, gdzie już od marca serwowane jest menu ułożone wraz z popularnym ekspertem kulinarnym. Zasady gry są proste. W każdym miesiącu na tapet brana jest kuchnia z innego kraju. Goście restauracji Marconi mogą spróbować tamtejszych przystawek, dań głównych i deserów. Po Belgii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Francji przyszła pora, aby odwiedzić kraj, który dla wielu osób pozostaje gastronomiczną mekką. Czas na włoską ucztę!
Właściciel psa ochoczo zajadającego koperek i narrator w Asterixie i Obeliksie: Imperium Smoka wskazał dwa regiony śródziemnomorskiego kraju, które szczególnie zachwyciły jego podniebienie. – Włoch bowiem nie da się kulinarnie traktować jako całości. Zróżnicowania geograficzne, klimatyczne i historyczne sprawiają, że nie tylko każdy region, ale i każde miasteczko, ba nawet wioska, są tam osobnymi jedzeniowymi bytami. Jeden tylko włoski region, Emilia-Romania, dał światu więcej smakołyków, niźli niejedno spore państwo – nadmienia Robert Makłowicz. Bogatsi o taką wiedzę zasiedliśmy do kolacji degustacyjnej… i nie zawiedliśmy się.
Superorganizm głównym bohaterem Festiwalu Przemiany. Start imprezy już za chwilę!
Przystawka
Stanisław: Gdy ostatnio odwiedziłem Neapol, zorientowałem się, że Włosi nie przechodzą od razu do rzeczy. Kolację celowo rozciągają w czasie, chcąc jak najdłużej nacieszyć się różnymi daniami i napojami. Sam także rozpocząłem ucztę w Hotelu Bristol od przystawki. Do degustacji otrzymałem deskę lokalnych wędlin wzbogaconą rukolą i oliwkami. Każdy z jej trzech typów wyróżniał się czymś innym. Prosciutto di Parma, Polakom dobrze znana z sałatek czy pizz, robiła wrażenie swoją delikatnością i kruchością. Mortadelę o bardziej zwartej strukturze zgrabnie uzupełniały kawałki pistacji, zaś wieprzowe Salami Milano wprowadzało do całej układanki subtelną słodycz. Tak solidną porcję mięsa można było przegryźć ciepłymi gnocco fritto. To smażone, puste w środku plastry ciasta z mąki, wody i smalcu. Proste, a skutecznie stymulujące apetyt.
Jagoda: Przede mną na stole wylądował z kolei przepyszny tatar wołowy. Idealnie przyprawione siekane mięso zostało przyprószone królewskim serem Parmigiano Reggiano i plasterkami czarnej trufli. Odważne łasuchy mogą rozgryźć też dekoracyjny kwiatek, by uwolnić jego gorzkie nuty smakowe. Kompozycji towarzyszyły cieniutkie plasterki focacci, które odświeżały paletę. Poszczególne elementy mieszały się ze sobą w doskonałej harmonii. Na usta aż ciśnie się westchnienie: la dolce vita!
Danie główne
Jagoda: Razem z drugim daniem zdecydowałam się kontynuować moją truflową przygodę. Tym razem szlachetne grzyby stanowiły dodatek do polenty. Potrawa ta nie cieszyła się dotąd zbyt dużym uznaniem nad Wisłą, stanowi jednak stałą pozycję w menu na Półwyspie Apenińskim. Może dzięki interwencji Pana Roberta pokochają ją również Polacy? Sycąca, gotowana na bazie mąki lub kaszki kukurydzianej kukurydzianej, kusi słonecznym kolorem i wyjątkowym, delikatnym smakiem. W Hotelu Bristol towarzyszy jej przepyszne masło szałwiowe, ser Parmigiano Reggiano i wspomniane czarne trufle.
Stanisław: Po desce wędlin również poszedłem w opcję mięsną. Ossobuco, co po włosku oznacza kość z dziurą, wylądowało na moim talerzu w kanonicznym wydaniu. Dokładnie tak przyrządzają je mieszkańcy Lombardii. Klucz do sukcesu tej potrawy tkwił w umiejętnym wyważeniu trzech różnych smaków. Prym wiodła rzecz jasna głęboko duszona cielęcina, z której wydobyto ciężkie, wyraziste, nieco korzenne nuty. Otuliło ją kremowe, lekkie risotto. Atrakcyjny dla oka, musztardowy kolor ryż nabrał dzięki aromatycznemu szafranowi. Kontrastujący ze sobą duet miał jeszcze jednego towarzysza – gremoladę, na zdjęciu ukrytą za kwietnym dressingiem. Połączenie drobno posiekanej natki pietruszki, czosnku i skórki cytrynowej nie było mi wcześniej znane i od razu wiedziałem, że będę do niego wracać.
Deser
Stanisław: Kulinarną przygodę w głąb północnych Włoch zwieńczyłem słodkim klasykiem, czyli panna cottą. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to sposób podania deseru. Na wysokiej szklance zawieszono obręcz z deserowej czekolady, na której dumnie prezentowały się świeże truskawki. Były lekko oprószone pistacjami, a ich słodycz właściwie zrównoważył ocet balsamiczny z Modeny. Później było tylko lepiej. Śmietanka miała właściwą konsystencję, przypominając lekki, dobrze schłodzony pudding. Nie tak oczywiste zestawienie jej z kremem pistacjowym okazało się strzałem w dziesiątkę. O takim finale trudno mi będzie zapomnieć!
Jagoda: Jak tylko wypatrzyłam je w menu, wiedziałam, że w jego stronę powędruje mój widelczyk. Rozkoszne Mandorlato al Cioccolato urzekło mnie mieszanką czekoladowych elementów, idealnie tonowanych przez migdały i wiśnie. Po sycącej polencie wydawało mi się, że może być trudno kontynuować przygodę przy deserze, ale dla takiej pyszności musiało znaleźć się miejsce. Dodatkowy plus za piękną ceramikę, przypominającą nieco zastygłą lawę. Świetnie grała z czerwonymi owocami i przywróciła wspomnienia z pobytu w cieniu Wezuwiusza.
Menu spróbowaliśmy dzięki uprzejmości restauracji Marconi w Hotelu Bristol i agencji Le Pont. Opisaliśmy jednak tylko część dań. W karcie kryją się także m.in. sałatka z tuńczykiem, karczochami i oliwkami, borowikowe tortelacci, smażony okoń z ravioli, krewetkowe ravioloni oraz deserowy talerz z serami. Kompletny opis tego, co w ramach miesiąca włoskiego przygotował Robert Makłowicz, znajdziecie TU. Oferta jest dostępna do połowy września. Później na stołach wylądują dania z regionu, do którego znany smakosz jest szczególnie przywiązany – chorwackiej Dalmacji.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE