Szlachta tak pracuje. Shoji Morimoto zarabia na życie, nie robiąc nic
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Jedna osoba zatrudniła go aż 270 razy, przez co śmiało może nazywać się stałym kompanem jej spacerów, wycieczek i posiłków. Za usługę pobiera równowartość 335 złotych. Japończyk często podkreśla, że praca, którą wykonuje, nie polega na niczym konkretnym. Niemniej jednak to ona pozostaje od lat głównym źródłem jego utrzymania. Co właściwie robi Shoji Morimoto?
Cichy bohater nagłówków wielu zagranicznych gazet i portali w przeszłości zajmował się branżą wydawniczą. Nie mógł jednak odnaleźć się w gąszczu rutynowych obowiązków, a jego przełożeni zarzucali mu lenistwo. Mężczyzna postanowił nie pójść śladem pewnego hiszpańskiego urzędnika, który przez sześć lat nie przychodził do pracy, a zamiast tego studiował dzieła Spinozy. Unikając skandalu, postanowił sam porzucić etat i zająć się czymś innym. Podszedł do tego przewrotny sposób, przekuwając swoją rzekomą wadę w atut. – Zacząłem zastanawiać się nad tym, co by się stało, gdyby moja zdolność do nicnierobienia okazała się usługą dla klientów – wspominał Morimoto w rozmowie z agencją prasową Reuters. Brzmi jak plan nie do zrealizowania, ale okazało się, że w tym szaleństwie tkwiła metoda.
Wynajmę towarzystwo
Czym zajmuje się Japończyk? On sam najlepiej odpowiedział na to pytanie. – Zasadniczo wynajmuję siebie. Moja praca polega na byciu wszędzie tam, gdzie potrzebują mnie klienci. Nie robię niczego specjalnego – podkreśla. Różni się tym od złotych rączek, korepetytorów czy opiekunek, które również poświęcają swój czas, ale i umiejętności. Morimoto odmawia dzielenia się tymi drugimi. Odrzuca nawet bardziej intratne propozycje seksualne, jak również te dotyczące wniesienia lodówki na ostatnie piętro. Oferuje jedynie – a może aż – swoje towarzystwo. Okazuje się, że chętnych na to, żeby ktoś dotrzymał im kroku w codziennych, niezobowiązujących sytuacjach, jest sporo.
38-latek pobiera za jedną „wizytę” ok. 10 tysięcy jenów, czyli równowartość 335 złotych. Niektórzy decydują się na taką usługę tylko raz, dla spróbowania, inni korzystają z niej regularnie. Jeden człowiek zatrudnił go już 270 razy. Shoji Morimoto dał wielu klientom szansę na spróbowanie tego, czego nie zrobiliby nawet w gronie bliskich przyjaciół. Powstrzymuje ich przed tym dojmujący wstyd. Japończyk w przeszłości wybrał się z dorosłym mężczyzną na plac zabaw, żeby wspólnie się pohuśtali. Innym razem udał się z Aruną Chidą na popołudniową herbatę. 28-letnia analityczka danych chciała spotkać się z kimś, mając ma sobie sari – tradycyjną szatę noszoną w Indiach. Nie zaproponowała tego swoim znajomym, bojąc się wytykania palcami.
Nie dla produktywności
Historię Morimoto można odebrać tylko jako portret trickstera, który chciał oszukać system i zarobić, ale się nie narobić. To jednak również jawny sprzeciw względem kultu użyteczności i produktywności. – Ludzie mają tendencję, żeby tłumaczyć sobie, że moje nicnierobienie jest wartościowe, bo pomaga innym. Tymczasem po prostu dobrze jest nic nie robić. Nie musimy być użyteczni w żaden konkretny sposób – podsumowuje.
Sprawdź 10 utworów do pracy zdalnej
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.