Czytasz teraz
Tash Sultana: „Dobry artysta ma w sobie 100% pasji” [WYWIAD]
Muzyka

Tash Sultana: „Dobry artysta ma w sobie 100% pasji” [WYWIAD]

Po świetnym koncercie na On Air Festival australijscy twórcy wracają do Polski, gdzie zagrają 15 lipca na Letniej Scenie Progresji w Warszawie. Przed występami udało nam się złapać ich na krótką pogawędkę!

Określenie człowiek-orkiestra w przypadku Tash Sultana okazuje się chyba najodpowiedniejsze. Autorzy przebojów Jungle oraz Notion są prawdziwym zwierzęciem scenicznym. Korzystają z wielu instrumentów, sprawnie lawirują między różnymi gatunkami, z lekkością nawiązują kontakt z publicznością. Takiego show – optymistycznego, eklektycznego i rytmicznego – długo nie zapomnicie. Łapcie swoje wejściówki i przeczytajcie naszą rozmowę z wykonawcami!

Bilety na Tash Sultana znikają w mgnieniu oka. Zdobądźcie swoje, zanim będzie sold out!

Stanisław Bryś, Going. MORE: Właśnie rozpoczęło się wasze tournée. Jak przygotowujecie się do tak długiej trasy? To w końcu ponad 50 koncertów.

Przede wszystkim próbujemy z całych sił, a jednocześnie wrzucamy na luz. W zeszłym tygodniu byliśmy bardzo chorzy. Gdyby to się utrzymało w kolejnych dniach, na pewno odwołalibyśmy koncerty. Najważniejsze stało się dbanie o swoje zdrowie. To sprawa numer jeden, w końcu stawka jest wysoka. Śpimy więc dziewięć godzin. Nie pijemy, unikamy palenia. Zdrowo się odżywiamy. Pijemy dużo wody i bierzemy dużo witamin. Wygląda na to, że jesteśmy całkiem fit (śmiech).

Na to wychodzi.

Ale tak jak mówię, jednocześnie staramy się dobrze bawić. Na przykład spotykać się zawczasu z przyjaciółmi i rodziną, surfować, spędzać czas z psami czy partnerem. To właściwie wszystko, co można zrobić. Kiedy już wsiadamy do samolotu i ruszamy za ocean, przeradzamy się w bestię i włącza nam się tryb zadaniowy.

Stresujecie się jeszcze przed występami?

Nie, stresujemy się raczej przed wyjazdem. Chcemy się wówczas upewnić, że jesteśmy przygotowani i zrobiliśmy wszystko co trzeba. Że nasz głos jest gotowy do śpiewania przez tyle nocy z rzędu. Że gitara gra jak należy i możemy wystąpić przed ludźmi. Ostatnio mieliśmy wiele prób przed wyjazdem do Japonii. Zaplanowaliśmy, żeby ćwiczyć przez większość tego tygodnia, ale ostatecznie zachorowaliśmy. Mam nadzieję, że kiedy dotrzemy do Europy, wszystko będzie już w porządku.

W jakich miejscach najbardziej lubicie koncertować?

Od dłuższego czasu nie występowaliśmy w klubie, a to całkiem fajne doświadczenie. Lubię też hale, stadiony i festiwale, ale z drugiej strony – cenię teatry. Kurczę, każde miejsce jest szczególne!

A co sprawia wam największą przyjemność, kiedy wychodzicie na scenę?

My sami (śmiech). W graniu na żywo całkiem śmieszne jest to, że wszyscy kupują bilet tylko po to, by zobaczyć, jak świetnie się bawimy. Myślą, że idą na koncert, żeby mieć frajdę, ale tak naprawdę płacą za obserwację, jak bawię się najlepiej ze wszystkich obecnych. Myślę, że właśnie dlatego ludzie lubią tu przychodzić. Jesteśmy prawdziwymi performerami. Widzowie to widzą i wiedzą, że nie pojawiamy się na scenie dla pieniędzy. Cholera, koncertowanie jest tak drogie, że przez większość czasu nawet na tym nie zarabiasz. Jeśli chcesz zarabiać pieniądze, zupełnie nie jest branża, w której powinieneś pracować. Jesteśmy tu na dłuższą metę. Jesteśmy wykonawcami, gramy muzykę.

Jak wpływa na was rozpoznawalność?

Już się do tego przyzwyczailiśmy. Minęło już chyba z dziesięć lat, odkąd żyjemy na świeczniku. Kiedy byliśmy młodsi, było nam z tym naprawdę ciężko. To wszystko wiąże się z dużą presją. Twoje życie zmienia się bardzo szybko. Kiedyś czuliśmy, że nasza prywatność nie jest szanowana. Jednocześnie robiliśmy i mówiliśmy głupie rzeczy. To taka krzywa uczenia się.

Teraz czujemy z tym dobrze, bo większość ludzi na naszej drodze okazuje się całkiem fajna. Wydają się być pomocni, pełni szacunku i szczęśliwi, że właśnie was poznali lub mieli okazję uciąć z nami krótką pogawędkę. Tak czy inaczej, nie utożsamiamy się z byciem sławnymi. Kiedy myślimy o kimś sławnym, do głowy przychodzą nam Brad Pitt albo Justin Bieber. Czujemy, że jesteśmy rozpoznawalne ze względu na bycie globalnymi artystami, ale nie obchodzi nas sława. Chcemy po prostu grać wielkie koncerty do końca życia i dobrze się bawić.

Tash Sultana – James Dean

Czym według was charakteryzuje się dobry artysta?

Stuprocentowa pasja. Myślę, że to najważniejsze, jeśli chcesz być dobrym gitarzystą, wokalistą, perkusistą albo kimkolwiek innym. Ktoś może być najbardziej niesamowitym technicznie muzykiem w historii, ale brakuje mu pasji, trudno nam się z nim utożamić. Widziałyśmy wielu niesamowitych muzyków, którzy potrafili zagrać wszystko, co sami chcielibyśmy umieć. Cholerni geniusze, ale nie mieli w sobie zacięcia: to przypominało oglądanie robota. Zamiast stu nut możesz grać cztery akordy. Jeśli jednak to w nich będzie ukryta zajawka, na 100% je wybiorę.

Jak na co dzień pielęgnujecie w sobie tę pasję?

Kiedyś ćwiczyliśmy cały czas, ale odkryliśmy, że przynosiło to efekt przeciwny do zamierzonego. Nie cieszyliśmy się życiem w innych obszarach. Teraz skupiamy się na intensywnych próbach, gdy wiemy, że wkrótce ruszamy w trasę. Miesiąc przed wyjściem na scenę zaczynamy wszystko ćwiczyć. Kiedy wracamy do domu, staramy się zaś w ogóle nie grać i zrobić sobie przerwę. Dzięki temu powrót do muzyki napawa nas ekscytacją. Wtedy wszystko brzmi zupełnie inaczej, bo za tym tęskniliśmy.

Tash Sultana wystąpiła w ramach cyklu Tiny Desk Concert

To chyba ważne, żeby znaleźć taką równowagę.

Nie powinniśmy zmuszać się do grania przez wiele godzin jednego dnia. Pod sam koniec nie było z tego żadnej frajdy. Po prostu czuliśmy, że musimy to robić, bo przyjęliśmy taką zasadę. Wierzymy, że teraz cały proces jest o tyle produktywny, że jesteśmy bardziej podekscytowani graniem. Trudno cisnąć przez cały czas.

Zobacz również
nowy album the cure

Ten rok upływa wam nie tylko pod znakiem koncertów. Wkrótce wydacie nową EP-kę. Zdradzicie, czego możemy się spodziewać?

Singiel New York to najbardziej abstrakcyjny utwór na płycie. Żadna z pozostałych piosenek nie brzmi w ten sposób. W zasadzie żadna z moich piosenek nigdy nie brzmiała podobnie i prawdopodobnie już nigdy nie będzie. To było coś eksperymentalnego, ale tak wygląda proces tworzenia muzyki. W sumie jesteśmy z tego zadowoleni.

Tash Sultana – New York

Cała EP-ka brzmi tak, jakby wymieszać ze sobą Notion, Flow State i Terra Firma. Zawiera sześć utworów i ukaże się w sierpniu. Myślę, że to nasza wersja new age’u, ale zmieszana z całym starym sznytem. Kryje się tu storytelling, ale też trochę funku, psychodeli, hip-hopu i rock 'n’ rolla. Dziwnie się czujemy, dawkując tę muzykę stopniowo, do radia, bo nie piszemy ich w tym celu. Chcielibyśmy, żeby te piosenki były słuchane od początku do końca, w kolejności utworów na płycie.

Czy pojawią się na koncercie?

Zdecydowanie!

Mam jeszcze jedno pytanie. Na scenie towarzyszy wam wiele instrumentów. Czy macie taki, na którym jeszcze nie graliście, a bardzo chcelibyście spróbować?

Stawiam na klawesyn. Widzieliśmy wielu ludzi, którzy na nim grali, i dźwięk był naprawdę piękny.

To pewnie tylko kwestia czasu. Do zobaczenia w Warszawie!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony