„Ten Preston był liderem”. Borixon i Mateusz Jędrzejewicz o „Cherubinie”
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika…
Ten Preston od nas odszedł, ale pozostawił po sobie niemal gotowy album, którego premierę zaplanowano na 25 listopada 2022 roku. O tym wyjątkowym wydawnictwie porozmawialiśmy z Borixonem i Mateuszem Jędrzejewiczem z agencji spacerange.
Musimy zacząć od samego początku. Kiedy Ten Preston pojawił się na waszym radarze?
Borixon: Ten Preston był finalistą pierwszej edycji chillwagonchallenge. Razem z pozostałymi artystami wystąpił na scenie w Płocku i wtedy po raz pierwszy miał okazję pokazać się na dużej scenie. Sam wielokrotnie wspominał, że było to dla niego przełomowe wydarzenie w życiu artystycznym. Grupa z pierwszego challenge’u trzymała ze sobą kontakt po zakończeniu akcji. Utwór Puetfal powstał już przy pracach nad albumem 2.0. Wtedy pierwszy raz miałem okazję przebywać z Prestonem i resztą ekipy w studiu.
Jak wyglądało to spotkanie?
Borixon: Wizyta chłopaków u mnie w studiu była typowym, rapowym spotkaniem. Grupa ludzi zebrała się, aby tworzyć muzykę. Zrobiliśmy ten numer wspólnie od podstaw. Ten Preston był bez wątpienia wiodącą postacią, liderem tej grupy.
Złapał dobry przelot także z chillwagonem?
Borixon: Finaliści pierwszego challenge’u znali oczywiście wszystkich z ekipy, ale ta sprawa była na tyle świeża, że nie możemy mówić o jakiejś wielkiej zażyłości. Zwycięzcą został olszakumpel i siłą rzeczy to on miał najwięcej styczności z bazową ekipą. Niemniej Preston, jako ten przebojowy, znał wszystkich chłopaków i panowały między nimi serdeczne relacje. Były pomysły na wspólne nagrania i dalsze działania. Największy kontakt na tym etapie miałem z nim ja. Pokazałem go Mateuszowi, który przejął temat w kwestiach wydawniczych.
Mateusz Jędrzejewicz: Faktycznie Borixon wysłał mi numery Maćka w formie rekomendacji, do sprawdzenia. Były dobre, ale potrzebowałem osobistej weryfikacji osoby, która stała za muzyką. Nasza firma w tym okresie nie była rozwinięta do obecnych rozmiarów i bardzo selektywnie podchodziłem do tematu nowych współprac. Postanowiłem, że muszę poznać tego chłopaka i odbyć z nim kilka rozmów, aby dowiedzieć się, co ma w głowie. To było konieczne. Na swojej drodze spotykałem wielu raperów, którzy mieli wielki talent, ale braki w osobowości i czuciu rynku uniemożliwiły im rozwój i szersze wybicie.
Co było w nim ujmującego prywatnie i artystycznie?
Mateusz Jędrzejewicz: Przejmował otoczenie, w którym się znajdował. Wulkan energii. Uśmiech nie schodził z jego twarzy, a jeden pomysł gonił następny. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie po tym, jak podjęliśmy decyzję o współpracy. Ten Preston ze swoją ekipą wpadł do nas do biura, by pokazać nam materiał, nad którym pracuje. Następnie wspólnie opracowywaliśmy wizję kreacji i marketingu. Było to jedno z tych magicznych spotkań, które mogło się nie kończyć. Padły wtedy pomysły, które przerodziły się w konkretny plan. Niestety przerwany przez tragedię, jaka się wydarzyła.
Wspomniałeś o planie. Jak wyglądała współpraca z Prestonem?
Mateusz Jędrzejewicz: Jak już wspominałem, bardzo selektywnie podchodzę do nowych współprac. Nasza rola w procesie twórczym i wydawniczym jest bardzo istotna, ale także niesie ze sobą spore obciążenie psychiczne i emocjonalne. Stajemy się powiernikami myśli i pomysłów artystów, jesteśmy pierwszymi osobami, które słyszą ich nagrania i nasze reakcje mogą mieć wpływ na bardzo wiele reakcji. To trudna i delikatna praca. Po kilku pierwszych zdzwonkach wideo wiedziałem, że będzie nam po drodze.
Dlaczego?
Mateusz Jędrzejewicz: Przechodziłem wówczas zawodowo cięższy okres i czekałem na kogoś, kto sprawi, że znów poczuję iskrę do wspólnej pracy. Uwierzyłem w wizję Prestona i poczułem, że jestem w stanie dużo od siebie wnieść do jego kariery. Podczas naszych rozmów leciały przysłowiowe iskry, bardzo się nawzajem nakręcaliśmy i stała przed nami wizja długoletniej współpracy. Maciek w momencie, kiedy się z nami związał, miał w 90% ukończony album. Powstał niezależnie od nas i to właśnie ten album znajdzie się na rynku. Cherubin miał być jedynie preludium do większej kariery, którą mieliśmy dalej kreować już od początku wspólnie.
Co udało wam się zrobić?
Mateusz Jędrzejewicz: Wiedząc, jak bardzo ambitną osobą był Maciek, od razu zdjąłem z niego presję potencjalnego odbioru naszych pierwszych ruchów. Mieliśmy jasno ustalony cel nadrzędny, a album zrealizowany w domowym studiu miał być jedynie pierwszym etapem tego, co chcieliśmy robić. Jedyny utwór, który wyprodukowałem wykonawczo razem z nim, to Quebonafide & Friz. To zarazem ostatni kawałek nagrany przez Prestona. Wspólnie wymyśliliśmy koncepcję, brzmienie oraz ekspresję, jaką miał nieść ten numer. Nasz plan był prosty – wjazd z buta na scenę. Cztery dni, cztery różne klipy i właśnie tym czwartym, podsumowującym, miał być ten wspomniany przed chwilą. Niestety Maciek odszedł w dniu, kiedy mieliśmy kręcić teledysk. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, co się stało.
Czy pojawi się nowy chillwagon?
Przeczytajcie nasz tekst
Jak dużo materiału po sobie zostawił?
Mateusz Jędrzejewicz: Niestety niewiele ponad to, co można usłyszeć na płycie Cherubin. Maciej miał bogaty dorobek nielegali realizowanych niezależnie i w momencie tragicznej śmierci był w przede dniu wydania albumu i ostatnie dni upłynęły mu na pracy nad finalizacją ostatnich singli. Nie było wtedy przestrzeni na nowe nagrania.
Jak w ogóle pracuje się z materiałem człowieka, którego już z nami nie ma?
Mateusz Jędrzejewicz: Z racji na to, że mieliśmy ustalony plan promocji, paradoksalnie czuję, jakbyśmy realizowali plan ustalony z Maćkiem. Staramy się myśleć o tym, aby wykonać naszą pracę jak najlepiej, ale nie ukrywam, że nadal ciężko mi słuchać jego muzyki. Myślę, że w dniu premiery krążka spędzę z nim kilka refleksyjnych godzin.
Zastanawia mnie: czy były jakieś utwory, co do których – przez ich wymowę – mieliście wątpliwości, czy powinny ujrzeć światło dzienne?
Mateusz Jędrzejewicz: Nie. Możemy doszukiwać się w poszczególnych wersach wielu dwuznaczności, a momentami nawet wołania o pomoc, niemniej nigdy nie dowiemy się, na ile to była artystyczna manifestacja przeżyć wewnętrznych, a na ile rzeczywisty sygnał, że w życiu Maćka działo się coś złego. Chcieliśmy pokazać światu zbiór utworów i myśli tego człowieka w takiej formie, w jakiej chciał się tym ze światem podzielić. Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Nasza znajomość była tak naprawdę krótka, aczkolwiek intensywna.
Też poznaliście się przy okazji Puetfala?
Mateusz Jędrzejewicz: Tak. Następnie kilka tygodni później rozpoczęliśmy rozmowy o potencjalnej współpracy. Zdzwanialiśmy się za pośrednictwem Facetime’a i regularnie rozmawialiśmy. Nasze rozmowy dotyczyły jednak głównie muzyki, pomysłów kreatywnych i zajawek, wokół których mieliśmy budować wizerunek i dalszą karierę Maćka. Poza tym, co usłyszałem w utworach, niewiele wiem o jego życiu osobistym i problemach. Nie miałem możliwości wejść w tę relację głębiej. Byłem jedną z ostatnich osób, do których Maciek napisał przed śmiercią. Akurat jechał na plan swojego klipu. Niestety nie dotarł.
Jak w ogóle na wasz plan wydania krążka zareagowali bliscy Prestona?
Mateusz Jędrzejewicz: Mama od początku chciała, aby ten krążek się ukazał. Spotkaliśmy się kilka tygodni po śmierci Maćka. Ustaliliśmy, że zrobimy to zgodnie z jego wizją. Sprawa przeciągnęła się tak długo, ponieważ jeszcze do niedawna trwało śledztwo i dopiero w okolicach wakacji odzyskaliśmy komputer z plikami oraz notatki. Bardzo dziękujemy pani Małgorzacie, mamie Maćka, za zaufanie i wspieranie projektu. Dziękujemy także jego najbliższym przyjaciołom, którzy czynnie biorą udział w finalizacji krążka, czyli Jakubowi i Szymonowi. Wokół Prestona było wielu serdecznych ludzi, którzy kibicowali i wspierali go na jego drodze.
A jak wyglądały wasze rozmowy z gośćmi albumu? Nie mieli oporów przed pojawieniem się na wydawnictwie?
Mateusz Jędrzejewicz: Wszyscy goście albo mieli nagrane zwrotki, albo byli osobiście zaproszeni przez gospodarza. Wyjątek stanowi Filipek, który jednak był najbliżej Maćka i stąd nasze zaproszenie. Pokazał, że jest raperem przez duże R – wszedł w miejsce innego artysty, który z powodów osobistych nie chciał finalnie znaleźć się w kawałku Sauce, dograł świetną zwrotkę w dzień. Nie chcieliśmy doklejać nikogo na siłę. Ten krążek musi być taki, jak zaplanował go Maciek. Skoro wtedy chcieliśmy go wydać, to dlaczego teraz mielibyśmy robić sztuczny produkt i zabierać autentyczność przeżyć tego człowieka?
Miałeś obawy, czy decyzja o wydaniu materiału nie sprowadzi na was fali krytyki?
Mateusz Jędrzejewicz: Nie, ponieważ od razu poinformowaliśmy fanów o tym, że zyski przekazujemy rodzinie, a sam album wydajemy w pełnym porozumieniu z mamą oraz najbliższymi przyjaciółmi Maćka. To było jego marzenie i naszą powinnością było sprawienie, żeby się ziściło. Płyta nie jest skrojona pod wyświetlenia – jest odzwierciedleniem tego, co czuł ten człowiek w ostatnich miesiącach swojego życia. Nawet tracklista jest ułożona zgodnie z jego koncepcją pozostawioną nam w formie notatek. Mimo upływu prawie dwóch lat od nagrania nadal się broni. Uważam ten krążek za bardzo mocną pozycję na rapowej scenie AD 2022.
Wydanie tego typu krążka to rzecz, która rzadko zdarza się w polskim rapie. Czujecie swego rodzaju presję?
Mateusz Jędrzejewicz: Oprócz mnie pieczę nad projektem sprawuje cały team spacerange, więc nie czuję presji. Wiemy, co mamy robić i dzięki temu, że tak dużo ustaliliśmy z Maćkiem, czujemy, że idziemy drogą, którą wspólnie wytyczyliśmy. Zaufał mi przed śmiercią i czuję, że wiem, jak to zrobić.
Kendrick Lamar, ale po polsku?
Sprawdźcie, o co chodzi
To symboliczne i fizyczne domknięcie kariery Prestona?
Mateusz Jędrzejewicz: Cherubin będzie ukoronowaniem kariery Maćka i zarazem jego ostatnim wydawnictwem. Nie wiadomo nam nic o innych nagraniach, które nadawałyby się do publikacji. Mamy kilka demówek, ale z szacunku do Maćka uważam, że on nigdy nie pokazałby ich w takim stadium. Nie powinniśmy puszczać ich w świat. Bardzo dbał o brzmienie, miał swoje domowe studio, sam miksował i masterował swoje nagrania. Był człowiekiem orkiestrą i bardzo wysoko zawieszał sobie poprzeczkę. Myślę, że album będzie z jednej strony pięknym uhonorowaniem tej kariery, zaś z drugiej prezentacją potencjału i talentu, z jakim mieliśmy do czynienia.
Nie unikniemy tego pytania. Czy tragiczna śmierć Prestona powinna być sygnałem dla rynku, że bardziej niż kiedykolwiek artyści potrzebują wsparcia psychologicznego?
Mateusz Jędrzejewicz: Zgodzę się z tym, że pomoc psychologa w dzisiejszych czasach jest niezbędna. Trzeba zdać sobie jednak sprawę z codzienności, w jakiej się obracamy. Artyści to osoby o bardzo wysokim poczuciu ego. Praca z nimi nie jest łatwa i mimo bliskiej relacji, jaką budujemy, nie mamy wpływu na wszystko. Twórcy ciężko znoszą krytykę, rozmowa o trudnych tematach jest nie lada sztuką. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że nie przepadają za prawdą, ponieważ ich punkt widzenia znajduje się gdzie indziej niż ten realistyczny.
Jestem w tej branży 11 lat, przez ten czas poznałem wielu artystów i pracowałem z kilkudziesięcioma. Niestety kilku z nich już z nami nie ma. Wielokrotnie byłem świadkiem prób ratowania osób z problemami przez ludzi z wytwórni – często jednak kończyło się to nieporozumieniem, kłótniami i pogorszeniem relacji. Artyści – zwłaszcza ci topowi – otoczeni są przez tak zwanych przytakiwaczy, którzy często żerują na ich popularności. Tworzą własną wizję świata i swoich osób w tym świecie, często ma to niewiele wspólnego z rzeczywistością. Pracując z nimi, często wchodzę w te niewygodne dyskusje, bo nawet jeżeli pogorszy się nasza relacja z którymś z nich, to wierzę, że po czasie moja intencja zostanie dobrze odebrana. Czasami tak się dzieje, czasami nie. Myślę, że bardzo istotny wpływ na zapobiegnięcie tego typu tragediom ma całe otoczenie artysty, które musi pracować nad przekonaniem danej osoby do sięgnięcia po pomoc. A to nie jest łatwe.
W przypadku Prestona nie umiem wytłumaczyć sobie tego, co się stało, nie dostrzegłem żadnych oznak zbliżającej się tragedii. Bliscy również. Odbyłem kilkugodzinną rozmową z mamą Maćka i wiele rozmów z jego przyjaciółmi – oni również tego nie rozumieją. Zapamiętałem go jako lidera, wulkan energii i osobę, z którą chciałem pracować.
Od redakcji: album, który nagrał Ten Preston, zamówicie w tym miejscu
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika ZAiKS Wiadomości, a także rapowa głowa. W przeszłości dziennikarz prasowy magazynów Playboy, Esquire i CKM czy redaktor muzyczny newonce.