Bunkier, koniec świata i obrzydliwe bogactwo. Zobacz zwiastun „The End” z Tildą Swinton i Michaelem Shannonem
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Fabularny debiut Joshui Oppenheimera łączy ze sobą elementy satyry na klasę próżniaczą, musicalu i kina postapokaliptycznego.
W ostatnim czasie namnożyło się filmów i seriali, które przyglądają się zepsuciu najbogatszego procenta społeczeństwa. Biały Lotos pokazuje, że zupełnie nie dostrzegają swojego przywileju, brutalnie traktując wszystkich o nieco luźniejszych portfelach. Menu obnaża ich powierzchowność i gotowość do wyróżnienia się za wszelką cenę, nawet jeśli narażą się na śmieszność. Sukcesja unaocznia, z jak dużym brakiem skrupułów walczą o władzę, a W trójkącie – bezradność w obliczu zjawisk, których nie zahamują czekami opiewającymi na astronomiczną sumę.
Joshua Oppenheimer. Z dokumentu do fabuły
Do satyr na bogaczy dołącza właśnie The End Joshui Oppenheimera, przedpremierowo pokazywane na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto (TIFF). Nazwisko reżysera w tym miejscu dość zaskakuje. Nie dość, że wraca na duży ekran po ponaddziesięcioletniej nieobecności, to kojarzymy go raczej z kina dokumentalnego. W 2012 roku zdobył nominację do Oscara dzięki Scenie zbrodni. To opowieść o ludobójstwie, którego w latach 1965-1966 dokonano na zwolennikach Indonezyjskiej Partii Komunistycznej. Niedługo później film doczekał się ciągu dalszego. Scena ciszy w centrum uwagi stawia Adiego Rukuna: optometrystę niepotrafiącego poradzić sobie ze śmiercią jednej z ofiar, czyli swojego brata.
The End początkowo również miało być dokumentem. – Pracowałem nad filmem o oligarsze z branży naftowej, który sponsorował przemoc polityczną w swoim kraju, a jednocześnie kupował bunkier dla rodziny. Odwiedziłem to miejsce i zorientowałem się, że nie mogli zmusić się do tego, żeby o czymkolwiek porozmawiać. O żadnej z palących kwestii, które wręcz krzyczały ze ścian – mówił w trakcie wizyty na festiwalu w San Sebastian, gdzie odbyła się retrospektywa jego prac. Miliarder ostatecznie nie podjął z nim dalszej współpracy. Historię zamieniono na fikcję.
Bunkier nie taki bezpieczny
W The End na pierwszy plan nie wysuwa się jedna osoba, tylko bohater zbiorowy. To jedna z nielicznych ocalałych po apokalipsie rodzin, która od kilku dekad nie wyściubiła nosa z bunkra gwarantującego jej bezpieczeństwo. Syn (George MacKay) w zasadzie nigdy nie wyszedł na powierzchnię. Ojciec (Michael Shannon) był potentatem branży energetycznej, a teraz pracuje nad wątpliwej jakości wspomnieniami. Matce (Tilda Swinton) całe dnie zabiera za to utrzymywanie drogocennych dzieł sztuki. Tkwienie w błogiej nieświadomości familii przerwie pojawienie się tajemniczej kobiety z zewnątrz (Moses Ingram). Czy stanowi śmiertelne, czy może jednak warto jej zaufać? Czy w obliczu tak trudnej sytuacji można w ogóle komukolwiek zaufać?
Musicalowy eskapizm
Myli się jednak ten, kto twierdzi, że Oppenheimer uderza w czysto minorowe tony. – Jeśli udało nam się nakręcić film, który zachęci ludzi, by uczciwie stawili czoła swoim żalom, wybaczali sobie i innym, to będziemy mogli zmienić kurs jako ludzkość, zanim spadniemy w przepaść i doprowadzimy do katastrofalnej katastrofy ekologicznej – przekonuje. Poza tym ponure wizje przełamuje… konwencją musicalową. Śpiewanie jedynym możliwym ratunkiem? Na Titanicu też grała orkiestra.
Sydney Sweeney jako Kim Novak. Ten film opowie o skandalu obyczajowym, jakim Ameryka żyła w latach 50.
Amerykańską premierę The End wyznaczono na 6 grudnia. Polskim widzom film przedstawi Kino Świat. Pierwsi szczęśliwcy zobaczą zaś Swinton, Shannona i MacKaya w akcji podczas rozpoczynającego się dziś 15. American Film Festival. Impreza odbywa się we Wrocławiu.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.