Czym jest nowoczesna Pomnikomania? – rozmawialiśmy z kuratorami i artystami tegorocznej edycji festiwalu Warszawa w Budowie
Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z…
Beton konopny, samoodnawialny kamień z bakteriami a może postument bez figur – kuratorzy kolejnej odsłony projektu „Warszawa w Budowie” analizie poddają tradycyjne monumenty, szukając nieoczywistych form dla nieoczywistych historii.
“Pomnikomania” to hasło tegorocznej edycji festiwalu organizowanego przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Warszawy. Na placu przy Domach Towarowych Centrum oraz w pawilonie architektury Zodiak do 3 listopada będziecie mogli zobaczyć prototypy alternatywnych pomników, które rzucają wyzwanie konwencjonalnym modelom upamiętniania.
cover: kolektyw Zbiorowy
Pomniki bardzo szybko potrafią wrosnąć w tkankę miejską – na tyle szybko, że często nie wiemy, co właściwie wyrażają. Tradycyjny język obrazowania, pozornie prosty i dosłowny, w rzeczywistości zaś skąpany w ideologicznym sosie, może ulec stopniowemu zatarciu. Monumentalne figury, heroiczne gesty, enigmatyczne alegorie z czasem zaczynają wydawać się anachroniczne, niezrozumiałe, obce. Kuratorzy festiwalu Warszawa w Budowie, Szymon Maliborski z warszawskiego MSNoraz Łukasz Zaremba z Instytutu Kultury Polskiej, pytają o aktualność budujących nasze rozumienie historii monumentów. Czy formy, do których zostaliśmy przyzwyczajeni przystają do teraźniejszości? Jak wyglądać będą pomniki za 50, 100 lat? Jakie postacie będą upamiętniać? Czy będą w stanie wyprzeć przez lata wypracowane wzory?
Na potrzeby tegorocznego festiwalu Warszawa w Budowie powstało m.in. 7 prototypów monumentów, które zasiedliły plac przed pawilonem Zodiak. Skoncentrowane w jednej przestrzeni tworzą utopijny “park rzeźby”, w którym liczby, abstrakcyjne kształty i przedmioty codziennego użytku nasiąkają nowymi znaczeniami. O stosunek tych nowoczesnych propozycji do dominujących w przestrzeni publicznej pomników zapytałam kuratorów wystawy.
Przyglądając się tym wszystkim alternatywnym monumentom, zastanawiam się, czy nie są one zbyt hermetyczne? Czy da się połączyć te nieoczywiste formy z funkcją jaką pomnik ma docelowo spełniać?
Szymon Maliborski: Jeżeli spojrzelibyśmy na krajobraz pomnikowy Warszawy, to założę się, że nie bylibyśmy w stanie rozpoznać 90% figur, które reprezentują. Myślę, że każdy pomnik i rodzaj ikonografii, z którą jesteśmy obyci wydaje nam się bardzo oczywisty, naturalny. W ten sposób zaczyna on rzekomo pasować do tego, jak tłumaczyć historię. Gdybyśmy spróbowali stestować to, jak działają pokazywane na wystawie pomniki-prototypy, które umieszczone na jednym placu wrzucone zostały w pewną sztuczną sytuację, to trudno byłoby im “wygrać” z dominującymi, odwiecznymi, zawsze obecnymi w przestrzeni publicznej tradycyjnymi monumentami. Te modele są na razie pewnym przymierzeniem się do myślenia o tym, jak reprezentować historię. Wydaje mi się, że jest to bardzo powolny proces – na tyle powolny, że trudno myśleć o nich jak o realnej alternatywie. Nie uważam jednak, że jesteśmy zbyt hermetyczni – medium pomnika jest samo w sobie mało oczywiste.
Łukasz Zaremba: Działanie pomników nie polega na tym, że przekazują jakąś określoną wiedzę historyczną, nie są to książki, z których uczymy się na pamięć, jaka osoba była ważna. Pomniki działają w dużo bardziej zniuansowany sposób i na co dzień. Nasze pomniki wytwarzają inne relacje z odbiorcami i odbiorczyniami. U nas nie ma postumentów, chyba, że postumenty niezależne od figur. Na naszej wystawie sprowadzamy licznik długu na ziemię, żeby można było go zobaczyć z bliska, aż liczby zaczną się rozmywać i staną się jeszcze bardziej abstrakcyjne niż procesy, które obrazują. Zakładamy zatem, że nasze pomniki są co najmniej tak samo czytelne, jak wszystkie inne. I tak naprawdę w pomnikach niekoniecznie chodzi o historyczną treść. Nasze pomniki zachęcają do poszukiwania, do dowiadywania się czym są. To formy, które przyciągają, ciekawią, w odróżnieniu od stu kilku pomników w Śródmieściu, do których się przyzwyczailiśmy, ale to nie znaczy, że wiemy, co wyrażają i o czym są.
Szymon Maliborski: Tamte pomniki reprezentują pewne rozumienie historii, z którym jesteśmy już bardzo dobrze zapoznani. Widzimy figurę na postumencie, i od razu zakładamy, że jest to postać wybitna, którą należało upamiętnić. Jeżeli nagle jesteśmy tego rozpoznania, które jest rzekomo naturalne, pozbawieni wówczas pomnik jawi nam się jako coś, co wymaga kontekstu, opowieści, wytłumaczenia. Pewnie gdyby nie to, jak wyglada dominująca wersja myślenia o historii, ten mężczyzna na postumencie nie jawiłby się od razu jako ktoś wyjątkowy, kto zasłużył na to miejsce.
Czy w Polsce istnieje taki modelowy pomnik, który spełnia wymogi alternatywnego, otwartego na różne historie monumentu?
Łukasz Zaremba: On jest w Warszawie. – Pozdrowienia z Alei Jerozolimskich Joanny Rajkowskiej są bardzo skutecznym pomnikiem. Kiedy był stawiany, był kontrowersyjny, nieoczywisty. Dziś Rondo de Gaulle’a trudno wyobrazić nam sobie bez niego. To pomnik, który bardzo wyraźnie wprost pyta: dlaczego Aleje Jerozolimskie tak się nazywają? Kogo tu brakuje, skoro główna arteria miasta ze Wschodu na Zachód nosi tę nazwę? A zarazem jest to pomnik, który żyje – jak Pomnik Chłopa Daniela Rycharskiego, który zmienia kształt, kolory w zależności od kontekstu, porusza się służąc za mównicę w czasie demonstracji, tak samo Palma Rajkowskiej się zmienia – artystka zdejmowała liście na Święto Niepodległości, kiedy stawało się festiwalem nacjonalizmu, ostatnio liście zmieniły się w ofiary katastrofy klimatycznej, w środku której jesteśmy. Palma służyła wielu organizacjom, artystkom, artystom, jako struktura wsparcia, jako postument. Kiedy podczas wielu demonstracji stawali przy niej, dawało im to pewną widzialność – czy to jest marsz równości i wyspa Lesbos, która została tam zbudowana, czy inne akcje, które wykorzystywały pomnik – miejsce w przestrzeni publicznej i odnoszące się do pamięci.
Trudno nam sobie teraz wyobrazić to rondo bez palmy – próbowaliśmy znaleźć zdjęcia bez tego pomnika, i kiedy w końcu nam się udało, okazało się, że ten krajobraz bez palmy wygląda zupełnie nienaturalne. Ten pomnik jest już na swoim miejscu.
Wiele pomników prezentowanych na wystawie Warszawa w Budowie łączy pojęcie marginalizacji. Uwypukleniu ulega to, co zazwyczaj bagatelizowane. Spoglądając na peryferie wielkich historii, czynów i postaci, artyści skupiają się na tym, co na ogół pomijamy.
Olga Micińska podejmuje temat postumentów. W jej pracach pt. Osełki niewidoczne, pozornie neutralne cokoły przyjmują kształt codziennych lub przemysłowych przedmiotów. Europaleta, dzięki użyciu marmuru, staje się czymś szlachetnym. Zwyczajna szafka zyskuje na znaczeniu jako potencjalny pomnikowy wspornik.
Olga Micińska: Jednym z zamysłów mojej propozycji na prototyp pomnika było swego rodzaju oswojenie monumentu oraz ujęcie go w formach popularnych i powszechnie rozpoznawalnych. Przez zastosowanie tak prostych, niemal banalnych motywów, kojarzonych ze środowiskiem domowym lub masowo przemysłowym, staram się przybliżyć, a może wręcz sprofanować formę pomnikową. Formę, której często przyznaje się status nietykalności kreujący dystans wobec znacznej większości odbiorców. Rozpraszając elementy na placu chciałam zerwać z frontalnym i monolitycznym układem rzeźb pomnikowych. Materiał niekoniecznie jest tu ukrywany, a raczej wydobywane są tu walory kamienia (jest to przede wszystkim granit i piaskowiec) poprzez nieoczywiste jego zastosowanie. Elementy z piaskowca mają tę dodatkową cechę, że mogą też w pełni funkcjonować jako kamienie szlifierskie do ostrzenia narzędzi gospodarczych – przewartościowuje to pomnikowy immunitet w stronę obiektu użytkowego.
Witek Orski, artysta wizualny, fotograf, również skupia się na tym, co na ogół ignorowane. Na wystawie Warszawa w Budowie pokazuje pracę Podkład. To seria fotografii umieszczonych na planszy reprezentującej transparentne tło w Photoshopie. Tak jak zaakcentowana zostaje biało-szara cyfrowa siatka, tak i podkreślone zostają krajobrazy, w które artysta wtapia jedne z najbardziej znanych pomników w centrum stolicy. Na odbitkach to tła stają się głównym bohaterem obrazu.
Witek Orski: We wszystkich swoich pracach staram się, nawet jeśli zajmuję się jakimś tematem powiedzmy spoza dziedziny obrazowania i fotografii, wprowadzić jakąś formę namysłu nad samym medium fotograficznym – w tym przypadku jest to zadanie pytania o to, czym jest tło i jak funkcjonuje w zdjęciach. Często tło ukrywa się w nieostrości, albo się je wydobywa – w zależności od tego, co chcemy powiedzieć, nadajemy mu określoną rolę. Z kolei na poziomie pracy postprodukcyjnej z fotografią cyfrową interesuje mnie praca na warstwach. Warstwa, jak i inne techniczne terminy, mogą stać się bardzo płodnymi pod względem teoretycznym pojęciami. Przezroczystość, transparencja – to określenia, które są niezwykle pojemne i które można przenieść na krytyczne oglądanie rzeczywistości, np. pomników miejskich. Używając tych pojęć w realu możemy zapytać na przykład o to jakie idee bezwiednie przyswajamy na codzień obcując z warstwami tła czy krajobrazu upstrzonego pomnikami miejskiego. Krajobrazu, który nam – jego mieszkańcom – zdaje się niemal przezroczysty.
Te i inne alternatywne sposoby rozumienia koncepcji pomnika możecie sprawdzić w ramach festiwalu Warszawa w Budowie pawilonie Zodiak do 3.11.
Cover: fot. Kuba Mozolewski
Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z wykształcenia historyczka sztuki i fotografka, z zamiłowania kartomantka. Ezo tematy nie są mi obce. Lubię rozmawiać, szczególnie z kobietami i o kobietach. Jestem związana z Radiem Kapitał, gdzie współprowadzę "Tarotiadę" i mam swoje solowe pasmo "Czeczota".