Czytasz
Flex gołębia na tronie – z WROsound w głąb miejskiej dżungli

Flex gołębia na tronie – z WROsound w głąb miejskiej dżungli

WROsound, mat. promocyjne

Król miejskiej dżungli zaprasza – flexujący się na złotym tronie gołąb stał się symbolem kolejnej edycji WROsound. Festiwal po raz kolejny odbędzie się w plenerowym anturażu przed wrocławskim Impartem. Zapraszamy do urban jungle w samym sercu Dolnego Śląska.

Z utęsknieniem czekamy na sezon letni, kiedy będziemy mogli skorzystać z plenerowych inicjatyw. Mają na to również nadzieję stojący za WROsound Daria Kubasiewicz i Łukasz Głośny, z którymi rozmawiamy o najbliższej edycji.

Na początku cofnijmy się trochę do przeszłości… Jak powstał WROsound? Możecie opowiedzieć mi trochę o pierwszej edycji? Jaki był w historii festiwalu moment dla niego przełomowy?

Łukasz: Powstał z idei, w którą uwierzyły trzy osoby – Mariusz Kiljan, ówczesny dyrektor Teatru Piosenki (działającego przy Centrum Sztuki Impart), Tomek Lektarski (agencja Lionstage) i moja osoba. W tym czasie pracowałem w Teatrze Piosenki i zarządzałem alternatywnym klubem muzycznym „Droga do mekki”. Z Tomkiem wymyśliliśmy projekt, Mariusz dał zielone światło i zaczęliśmy działać. Po drodze zaprosiliśmy do współpracy radio Wroclove, które było radiem nadającym po angielsku. Efektem były dwa miejsca, w których odbywał się festiwal – koncerty realizowaliśmy na dwóch scenach w Imparcie, natomiast w radiu działo się sporo rzeczy zogniskowanych na sztukach wizualnych.

Na początku ideą festiwalu była prezentacja wrocławskiej sceny muzycznej, stąd pierwotna nazwa to Wrocławski Sound. Osobiście byłem w pełni zaangażowany w pierwszy edycję, a potem nasze drogi się rozeszły. W kolejnych 4 edycjach nie brałem udziału, więc jeśli pytasz jaki był przełomowy moment dla festiwalu, odpowiadam z lekkim uśmiechem  – mój powrót w 2014. Zmiana nazwy festiwalu na WROsound, zmiana koncepcji festiwalu, która spowodowała, że wyszliśmy poza Wrocław a także pojawienie się Darii w 2015 roku – to były zdecydowanie momenty przełomowe. Wydaje mi się, że momentem przełomowym, mógł być również wspólny koncert EABS & Waldemara Kasta, dzięki, któremu tak naprawdę ludzie usłyszeli o tej imprezie. Wcześniej był w fazie lekko zastygającej, a to dało dużego kopa. Fenomenalny koncert swoją drogą, można odnaleźć pojedyncze utwory w serwisie YouTube. 

WROsound przeszedł długą drogę – od bardziej statycznej formuły do rozrastającego się z roku na rok miejskiego festiwalu. Hasło tegorocznej edycji to “urban jungle”. Czym dla Was jest owa “miejska dżungla”?

Daria: Dosłownie to przestrzeń, w której się spotkamy – plac przed wrocławskim Impartem. Zapraszamy do miejsca, które leży w sercu miasta, ale pozwala poczuć się jak na odludziu (choć po koncercie można przejść na drugą stronę ulicy i złapać tramwaj do domu). To świetny teren zielony, który możemy dowolnie transformować np. za infrastrukturę służyły nam już wiekowe meble postawione bezpośrednio na trawie. Twoją indywidualną lożę mogą tworzyć wygodne fotele i sofy ustawione pod rozłożystym kasztanem. Tak malowniczo można opisać nasz pomysł na urban jungle 😉. W przenośni jest to miks muzyki, lajfstajlu, dźwięków miasta, a nawet naszej identyfikacji wizualnej, której bohaterem jest naturalny król każdej miejskiej dżungli – gołąb. Ten miks będzie też zauważalny we wszystkich aktywnościach dookoła naszego festiwalu. Do współpracy zaprosiliśmy świetnych partnerów, którzy pomogą nam zwrócić uwagę na ekologię, zaproponują ciekawe warsztaty i stworzą z nami dedykowane tym działaniom przestrzenie.

Jesteście znani z lokalnego patriotyzmu również jeśli chodzi o program. Co roku kuratorem/kuratorką edycji była wybrana wrocławska persona. Kto będzie w tym roku reprezentował Wrocław w line-upie? Czy pandemia jeszcze bardziej nastawiła Was na wsparcie rodzimej, tj. polskiej, sceny? 

Daria: Ten patriotyzm wynika ze wspomnianej tu już historii festiwalu, czyli pierwszych edycji, które skupiały się wyłącznie na lokalnych artystach. Pomimo zmian i rozwoju imprezy na przestrzeni lat – wrocławski  pierwiastek pragniemy zachować na zawsze. W tym roku naszą local hero jest choćby MIN t – niezwykle utalentowana wokalistka, kompozytorka i producentka, która stawia na eksperymentalny neo-soul łączony z minimal-electro czy popem. Mało tego, postanowiliśmy przygotować drugą scenę, która w całości zostanie poświęcona wrocławskiej muzyce i do współpracy zaprosiliśmy m.in. ekipę, która tworzy projekt Tak Brzmi Miasto. Jeśli chodzi o wsparcie rodzimej sceny w zasadzie był to nasz priorytet. Świetnie mieć możliwość posłuchać zagranicznych artystów, którzy nie grają u nas na co dzień. Ale aktualnie, od bardzo dawna, nie gra nikt. Zwyczajnie stęskniliśmy się za polską sceną.

Z jakich bookingów jesteście najbardziej dumni w historii festiwalu? Kogo było najtrudniej sprowadzić? Kto był Waszym największym marzeniem? 

Łukasz: Te największe marzenia jeszcze się nie udały. Było trochę gimnastyki z Michaelem Kiwanuka i SOHNEM w 2019, ale z roku na rok stajemy się coraz bardziej rozpoznawalnym festiwalem, więc praca przy nim jest też paradoksalnie prostsza. 

Daria: Pandemia w 2020 roku zmiotła pewna marzenia, które już stawały się rzeczywistością, ale nie złamało to naszego ogólnego podejścia do myślenia o bookingu. Chcemy stawiać na ciekawe projekty, często spoza mainstreamu i niezależnie od gatunku. Lubimy też, kiedy to specjalnie u nas artyści grają nowy materiał (w tym roku będzie sporo takich momentów) i kiedy line-up tworzy spójną całość – kupując bilet chcesz zobaczyć każdy koncert, bo wszystko muzycznie się klei i jest w kręgu Twoich muzycznych zainteresowań. Najbardziej jednak lubimy historyczne momenty. Takim będzie pożegnalny koncert duetu Syny – panowie na początku roku ogłosili koniec kariery, ale u nas jeszcze zagrają, więc będziemy mieli możliwość pożegnać się z tym składem w ramach festiwalu.

Jakich zagranicznych artystów i artystki usłyszymy w tym roku? 

Daria: W naszym line-upie przeważa elektronika, ale ta najwyższych lotów, dlatego nie mieliśmy żadnych wątpliwości przy wyborze zagranicznych artystów. Zagrają dla nas HVOB w wersji live, bo w towarzystwie perkusisty. Anna Müller i Paul Wallner są znani z hipnotycznych produkcji z domieszką melancholii i ekscytujących występów. Przy okazji polecamy wydany na początku tego roku album Live in London, który zdecydowanie rozbudzi apetyt na wrocławski koncert. Drugim gościem będzie Thylacine, francuski producent muzyki elektronicznej słynący z żywiołowych live actów i albumów nagrywanych dosłownie w drodze. Album Transsiberian nagrał podczas podróży koleją transsyberyjską, a Roads-Vol.1 i Roads-Vol. 2 w trasie po argentyńskich drogach i Wyspach Owczych. Przy bookingu mieliśmy świadomość, że Thylacine może nie być aż tak rozpoznawalny w naszym kraju, ale zaufajcie nam – to będzie jeden z najpiękniejszych występów tego festiwalu. Thylacine, oprócz elektronicznych brzmień, serwuje także solówki na saksofonie, na którym gra od 6 roku życia. 

Sprawdź też
Chief Keef

Jak pandemia wpłynęła na sposób organizacji wydarzenia? Czy według Was powrót do festiwali sprzed pandemii jest w ogóle możliwy?

Daria: Zdecydowanie jest inaczej. Planowanie organizacji takiego wydarzenia niesie ze sobą szereg decyzji, które trzeba podjąć na kilka miesięcy przed realizacją, a potem – niespokojnie – czeka się na efekty tych decyzji. Czy udało nam się wstępnie przewidzieć jakie rządowe wytyczne czekają nas latem? Czy coś nas zaskoczy? Pokrzyżuje nasze plany? To pytania, które pewnie zadaje sobie każdy organizator koncertów, eventów, festiwali w tym kraju. Do tego dochodzi codzienne śledzenie pewnych trendów, decyzji konkurencji, ogłoszeń dotyczących branży z innych krajów. Nieustanna analiza informacji, bo chyba w każdym z nas tak po ludzku czai się jakaś niepewność, którą próbujemy przezwyciężać właśnie racjonalnymi decyzjami. My postawiliśmy na bezpieczny plan gry. Zmniejszyliśmy limit uczestników już na etapie sprzedaży biletów. Nie będziemy silić się na wielkie frekwencje, to nie ten czas. Chcemy zrobić ten festiwal w bezpiecznej atmosferze, a to oznacza dostosowanie się do wielu czynników zewnętrznych. Określenie „sprzed pandemii” jakoś nam nie leży, bo to oznacza ciągłe oglądanie się za siebie, a na to nie ma czasu. Tylko od nas zależy jak podejdziemy do kreowania tej nowej festiwalowej rzeczywistości. 

Trzy hasła, które najlepiej was opisują, to:

W 2021 roku zdecydowanie mówimy:

Less is more

Wrocław – urban jungle

Go low-key or go home

Bilety na wydarzenie złapiecie w Going.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone