Czytasz teraz
Zaleś: „Chciałem dać więcej niż muzę i stałem się ulubionym tiktokerem” [WYWIAD]
Muzyka

Zaleś: „Chciałem dać więcej niż muzę i stałem się ulubionym tiktokerem” [WYWIAD]

Zaleś

W tym roku wyda nowy album, ale to poprzedni projekt będzie promować na swoim wernisażu w Warszawie. Porozmawialiśmy z nim nie tylko o tym wydarzeniu.

Krzysztof Nowak, Going. MORE: Jak postrzegasz czas?

Zaleś: Jako koncept.

Czyli?

To coś bardzo płynnego. To coś, co nie działa w schemacie: przeszłość-teraźniejszość-przyszłość. Myślę tu i teraz o tych trzech pojęciach, więc nakładają się na siebie.

W takim razie powiedz mi – czy sierpień 2023 był dawno? Wtedy wyszła twoja EP-ka, którą dopiero 22 marca kolejnego roku zagrasz na żywo w Warszawie.

To było dawno! Do grudnia skończyłem album, bo był bardzo dobry flow. W pewnym momencie zastanawialiśmy się, czy na scenę wychodzić jeszcze z Obrazami Uczuć, czy może już nówką. Pomyślałem jednak, że oba krążki są przecież z tego samego uniwersum, chodzi o to samo muzeum w wykreowanym świecie. Nawet jeżeli zagramy na żywo po pół roku od premiery, to treść będzie aktualna. Ta muzyka jest poza standardową percepcją czasu.

Okej, mówisz o pewnej ponadczasowości materiału, ale widać, że masz z tyłu głowy nową płytę…

Na decyzję złożyło się dużo rzeczy. Przede wszystkim słuchacze niespodziewanie podłapali numer, o którym myślałem, że jest na jedno przesłuchanie, czyli otwierające EP-kę Interpretacje. To się stało za sprawą jakiegoś losowego tiktoka. Dostawałem wiadomości, które mówiły, że świetnie byłoby usłyszeć ten utwór w wersji live. Cały czas uczę się, że przy wydawaniu muzy najważniejsze są cierpliwość i…

Czas?

Tak. Potrzeba czasu na mix i master, a premiera może się przesunąć o tydzień lub dwa. Ale czasem to dobrze. Jestem fanem tego, co robią Taylor Swift czy Beyonce. Ich projekty żyją przez cały rok, gdzieś w połowie wychodzi teledysk. Też nie chcę przyspieszać niczego na siłę. Właśnie dlatego zaczęliśmy kilka akcji w socialach – udostępniliśmy teksty, opracowujemy tapety i sprawiamy, że promocja jest utrzymana w klimacie lat 00. i 10.

Wspomniałeś o kwestii technicznej. Jak dużym przedsięwzięciem jest zbliżający się wernisaż? Spędza ci sen z powiek?

Spędza. Suweniry dla tych, którzy przyjdą, grafiki, opisy, setlista… Ostatnio opisywałem światła, a ja umiem tylko światła zapalić. Jak komputer nie działa, to go kopnę i zobaczę, co się stanie. Agatka (Truszczyńska, project managerka – red.) poprosiła, żebym przygotował scenariusz i powiedział, czego chcę. No to powiedziałem: nie wiem, żółte? Lubię uzasadniać rzeczy, a do tego potrzebuję przestrzeni. Gdybym jej nie miał, to jeszcze bardziej nie spałbym po nocach.

Na dokładkę zastanawiasz się, ile osób wpadnie?

Ta myśl jest jak kat. Stres nie wynika z tego, kto się pojawi, tylko z nieznanego. Ekscytująca jest wizja zagrania swojego pierwszego koncertu, ale z drugiej strony nie wiadomo, co się będzie działo. Z tego stresu zadzwoniłem ostatnio do wspomnianej Agatki, żeby pogadać. Powiedziała, że maluje sufit, a ja i tak spytałem, ile biletów się sprzedało. Odparła, że jest dobrze, więc rzuciłem tylko: dzięki, w kontakcie, miłej niedzielki. Potrzebuję bardzo prostych komunikatów.

To teraz też prosto. Muzykę robi się dla siebie czy dla ludzi?

Dla siebie i dla ludzi. Gdybym robił tylko dla siebie, to bym z nią nie wychodził. Z drugiej strony, muszę robić dla siebie, żebym chciał ją wypuścić. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś do mnie przychodzi i mówi: tu masz bit, tu tekst, a tu topline, podrzyj mordę i wychodzimy. Muszę być zaangażowany w 100%, wybieram nawet sample z moim producentem.

Z tego, co zrozumiałem, liczysz też na bliski kontakt ze słuchaczami. Ciesz się nim, bo to raczej niewykonalne przy pewnym poziomie popularności.

Moim zdaniem jednak bezproblemowe. Wiadomo, że to nie będzie na co dzień relacja twarzą w twarz, dlatego chcę organizować takie wydarzenie jak to, które się zbliża. W jego trakcie będzie spotkanie autorskie do posiedzenia i pogadania, a później luźniejsze, po koncercie. Chcę, żeby każdy, kto chce, mógł podbić i się poznać. Oczywiście jak wszystko będzie rosło, to będzie trudniej, jeśli chodzi o dostęp do mnie. Teraz jest jednak inaczej. Dam ci przykład.

Jaki?

Wczoraj jeden z moich słuchaczy potrzebował noclegu, bo ma późno pociąg. Moja pierwsza myśl była taka, że wynajmę wszystkim chętnym mieszkania. Niestety nie mam takiego budżetu, ale to była reakcja – zrobić coś natychmiast, bo nie może tak być, że ktoś będzie zestresowany i nie będzie mógł się skupić na wydarzeniu. Taki jestem. Czytam komentarze, odpisuję na storki. Gdy Jak Instagram zawalił mnie udostępnieniami i niewiele mogłem zrobić, bo dostałbym blokadę za spam, to nagrałem wideo dla wszystkich zainteresowanych, po czym każdemu odpisałem.

Skąd to się wzięło? Jakiś artysta zachował się tak wobec ciebie?

Nie – dlatego to robię. Wierzę, że drugiemu człowiekowi robi się wtedy ciepło na sercu. Staram się też integrować fanbase na Discordzie, bo ci ludzie mają wspólnotę doświadczeń muzycznych. Zrozumiałem to, gdy w 2019 pojechałem do Łodzi na koncert Nicki Minaj z osobami, które znałem tylko z fanowskiej grupy na Facebooku.

My tu o słodkich rzeczach, więc przełammy je czymś gorzkim. Co wydaje ci się szczególnie trudne w muzyce?

Jak zacznę gadać, to klękajcie narody.

Zobacz również
Maciej je

Zacznij!

Social media. Ojojojoj… To, gdzie znalazł się polski internet, jest przerażające. Ciężko się w tym odnaleźć. Bardzo łatwo zostać wrzuconym do jakiejś szufladki, bo jest dużo akcji, dużo twórców i dużo kwasów. Chciałem dawać trochę więcej niż tylko muzę i niektórzy szybko zaczęli postrzegać mnie jako ulubionego tiktokera. Na zasadzie: fajna marka, ładna buźka, więc dam lajka i nigdy nie wrócę. A przecież jeden lajk czy jedno udostępnienie mnie nie zbawi.

Nie chcesz mieć na koncie virala?

Nie chcę.

Byłoby łatwiej.

Nie ma opcji. To kaganiec. Nie pozwalałby mi powiedzieć tego, co chcę w danym momencie. Zresztą ja nawet nie umiem wybierać singli. Zastrzyk endorfin związany z zasięgowym sukcesem byłby super, ale potem dźwigałbym bagaż. A może w ogóle przestał szukać i postawił na sprawdzoną formułę?

Tego nie wiem. Ty możesz mi za to powiedzieć, o czym pisze się łatwiej – o sobie czy ideach?

O swoich ideach. Uważam, że najgorsze pytanie, jakie można zadać artyście, to: o kim jest ten numer? Pierwsza zwrotka w Ramach jest o Stańczyku, a potem i tak sprowadzam go do siebie. A najnowsze Bajki, które zwiastują mój debiutancki album? Tam to w ogóle przyjąłem ideę zakochania w byciu zakochanym, którą kultywuje, ale tekst nie odnosi się do konkretnej osoby. Ach, i jeszcze jedna sprawa.

Tak?

Gdy ktoś zadaje mi tamto pytanie, to mogę z czystym sumieniem odpowiedzieć: o tym, o czym powiedziałeś dwa dni temu. I to tyle? Tak, tyle. A numer jest taaaki ogromny. Ma beatswitch, zwrotkę, śpiew, rap, jodłowanie… Wszystko ma!

Zaleś wystąpi w Warszawie. Bilety znajdziecie tutaj!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony