„Zegar zagłady” w tym roku pokazuje tę samą godzinę. To jednak nie powód do radości
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Zainaugurowany w 1947 roku projekt redaktorów magazynu Bulletin of the Atomic Scientists doczekał się właśnie kolejnej aktualizacji. Co z niej wynika?
W jaki sposób właściwie zobrazować niebezpieczeństwa czyhające na ludzkość? Pomysłów na metafory i dystopijne narracje nie brakuje. Wśród nich kryje się dużo wielowątkowych historii z piętrowymi scenariuszami, ale w tym przypadku znów okazuje się, że klucz tkwi w prostocie. Wystarczy po prostu przypomnieć, ile zostało nam czasu.
Miliarderzy zaczynają budować schrony. Czy wiedzą coś więcej?
Ludzkość kontra ciągłe zagrożenie
Zegar zagłady powstał dzięki zaangażowaniu grupy Chicago Atomic Scientists, która uczestniczyła wcześniej w Projekcie Manhattan. Po II wojnie światowej, a zwłaszcza wieńczących ją atakach na Hiroszimę i Nagasaki, naukowcy zdali sobie sprawę ze skali zagrożenia bronią jądrową. Stwierdzili, że jak najwięcej osób powinno się o nim dowiedzieć. Chronologicznym symbolem, jaki wymyślili do jego zobrazowania, podzielili się na łamach magazynu Bulletin of the Atomic Scientists. – Zegar nie jest miernikiem rejestrującym wzloty i upadki międzynarodowej walki o władzę. Ma odzwierciedlać podstawowe zmiany w warunkach ciągłego zagrożenia, w jakim żyje ludzkość – tłumaczył po latach nieżyjący już Eugene Rabinowitch, jeden z redaktorów periodyku.
Okazało się, że motyw pobudził wyobraźnię mas. Zrobił to do tego stopnia, że grupy Linkin Park, Midnight Oil i Iron Maiden zawarły go w swoich piosenkach. Stephen King zainspirował się nim zaś przy pisaniu opowiadania The End of the Whole Mess.
Zegar zagłady. Tyka w ustalonym rytmie
Zasada działania zegara jest prosta. Odmierza czas do północy, która oznacza apokalipsę. Zmiana jego wskazówek następuje raz do roku i zawsze stanowi odpowiedź na bieżące wydarzenia polityczno-społeczne. Poza działaniami nuklearnymi nie bez znaczenia okazują się terroryzm, globalne ocieplenie i zmiany klimatu, a także rozwój technologii. W 2018 roku straciliśmy pół minuty ze względu na wybuch kolejnych wojen informacyjnych, cyberprzestępstwa i rozwój sztucznej inteligencji.
Teraz nadszedł czas na kolejną aktualizację ilości pozostałego nam czasu. W ostatnich latach załoga Bulletin of the Atomic Scientists zupełnie nie oszczędziła społeczeństwa. Według niej ludzkości zostało jedynie 90 sekund, na co wpływ miały brzemienne w skutkach zdarzenia. Pandemia COVID-19 okazała się realnym biologicznym zagrożeniem. Inwazja Rosji na Ukrainę (w tym na jej elektrownie jądrowe) oraz zaostrzenie konfliktu na Bliskim Wschodzie tylko zaostrzyło sytuację. – Nie ma jasno wytyczonej drogi do osiągnięcia sprawiedliwego pokoju, która zniechęcałaby do przyszłej agresji w cieniu broni atomowej – deklarowali redaktorzy magazynu.
W tym roku zegar zagłady stanął w miejscu i nadal pokazuje półtorej minuty do północy. Brak negatywnych wahań w pierwszym odruchu powinien cieszyć, ale eksperci przestrzegają przed nadmiernym optymizmem. – Nie popełnijcie błędu. Zatrzymanie się na 90 sekundach nie oznacza, że świat się ustabilizował. Wręcz przeciwnie – rządy i społeczności z całego globu muszą pilnie podjąć niezbędne działania – przyznaje dr Rachel Bronson, dyrektorka generalna inicjatywy. Według niej do boju powinna ruszyć młodzież, która najsilniej odczuje na własnej skórze skutki kryzysu klimatycznego.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.