Czytasz
Jak wygląda krajobraz po „Pleśni”? Posłuchaliśmy nowej płyty Guziora!

Jak wygląda krajobraz po „Pleśni”? Posłuchaliśmy nowej płyty Guziora!

Guzior G

Guzior kazał nam czekać ponad trzy lata na kolejny krążek. Nowy album o zwięzłym tytule G ma 17 utworów (w tym trzy skity), a na featach są m.in. Kukon i Kinny Zimmer. Jak wyszło?

Dla wielu jest to news dnia: Guzior wydał G. Jeden z największych fenomenów polskiej sceny rapowej wyszedł na światło dzienne zapewne po to, by zaraz znów się ukryć. Co przygotował dla nas autor diamentowej już Pleśni po ponad trzech latach od jej wydania?

Sprawdźcie, gdzie Guzior aktualnie gra koncerty!

Start czarny jak smoła

Utwory otwierające album, wliczając w to oczywiście Intro, są bardzo ciężką manifestacją traumatycznych wspomnień, stresu i refleksji mielących się w umyśle Guziora. Jak sam wspomina, rzyga na bitach z trzech lat wiadrem pełnym pomyj. Można śmiało wywnioskować, że mamy do czynienia z emanacją przekroju ciężkich stanów rapera. Gospodarz zdaje się cały czas przepracowywać ciężar swojego życia przed muzycznym sukcesem. I, jak słyszymy na Łapie Okazje i 8 Mili, idzie mu z tym różnie.

Produkcyjnie jest to niemal rapowe kino noir. Mroczny klimat wylewa się z tych bitów gęstymi falami. Każda nuta i każdy dźwięk mają przywodzić na myśl najbardziej szarobury, pochmurny dzień, jaki tylko potrafimy sobie wyobrazić. Już czuć, jak G będzie dobrze rezonować jesienią.

Rap, gierki, niewychodzenie z domu

Wraz z Mobym, czyli czwartą pozycją na trackliście, dosyć naturalnie przechodzimy do tego, w jaki sposób Guzior stara radzić sobie ze wspomnianymi ciężkimi stanami. Przede wszystkim chowa się do swojej norki jak hobbit, a, jak wiemy z opisu Tolkiena, nie jest to byle jaka norka. To norka z wygodami.

Guzior wciąż oddaje się swojej ulubionej używce, jeździ na desce, chodzi na boks oraz gra na konsoli. Tak zupełnie na marginesie: widać pewną konsekwencję w jego gamingowym guście. W 2017 nawinął, że przeszedł na raz Dark Souls dwójkę, a dziś wspomina, że pyka w Hollow Knighta. Obie gry, choć mocno różniące się od siebie wizualnie, reprezentują ten sam gatunek trudnych, niewybaczających błędów souls-like’ów. Jak widać, raper preferuje dosyć stresujący odłam relaksu, jeśli chodzi o gierki.

Całościowy wydźwięk narracji jest taki, że Guzior wciąż cierpi na niechęć przed wychodzeniem z domu oraz że… nie jest mu z tym specjalnie źle.

Dobry chłopak ze złych stron

Po fazie izolacyjnej docieramy do lekkiego rozluźnienia. Słyszymy najbardziej hitowy singiel, czyli Rzucam Petem, który jest lovesongiem (dodatkowo przedłużonym skitem). Później wlatuje przewózkowy, synthwave’owy track z Kukonem na refrenie.

Mroki i traumy wciąż wyglądają z niektórych wersów, ale tu raczej słyszymy pewnego siebie Guziora, który czerpie z życia garściami. Ten swoisty podrozdział kończy znany nam już dobrze Hill Bomb.

Huśtawki nastrojów i je*any border

Później przychodzi czas na sporo gniewu. Guzior zaczyna kompensować swoją złość utworem Jaki Problem, gdzie możemy usłyszeć, że jest wku*wiony jak chłopaki ze słabo płatną pracą. Później zagłębiamy się w dosyć specyficzne realia relacji rapera ze swoją partnerką w tracku OCNMR.

Sprawdź też
Ed Sheeran

Ponownie wracają wersy o siedzeniu na kwadracie całymi dniami, leżeniu w łóżku i w wannie (hot take: alternatywny tytuł tej płyty to hyGge). Wracamy też do grania na PS5 i jarania jointów. Ponownie klimat utworu zdaje się stawiać pod znakiem zapytania, czy artysta chciałby zmienić swój styl życia, czy wręcz przeciwnie.

Koniec płyty to sporo wersów o finansach, straconych latach, porażkach, zjedzonych narkotykach i fałszywych znajomych. Ot, polska rapowa płyta w pigułce. Na pewno trzeba oddać temu albumowi, że brzmi autentycznie. Naprawdę trudno podważyć, że to, o czym opowiada raper, jest podkoloryzowane czy przedramatyzowane. Tak jak łatwe do uwierzenia są rozmaite wersy o zamulaniu na chacie, tak wszystkie negatywne emocje i schizy również jawią się jako wiarygodne.

Czy Guzior jest G?

Najnowsza płyta Guziora to już nie wyrachowana rozmaitość jak jej poprzedniczka. Owszem, dostaliśmy viralowy wakacyjny love song, ale na tym najoczywistsza hitowość się kończy. Chwytliwy synthwave z Kukonem zapewne wbije sporo odsłon, lecz wciąż jest to rapowy kawałek. Nie sposób znaleźć odpowiednik klubowego Blueberry czy nawet ikonicznej już Fali. W zamian dostaliśmy mrok, mrok i jeszcze raz mrok oraz masę porytych wersów o siedzeniu na chacie i przepracowywaniu traum.

Wielu słuchaczy takie wydanie bardzo usatysfakcjonuje. Teksty są szczere, konkretne i po prostu po nich słychać, że zostały napisane i nawinięte z domowego zacisza. Ostatecznie G to album nagrany przez domatora, który przeżywa wewnętrznie sporo ciężkich chwil, ale pracuje nad sobą i stara się czerpać satysfakcję z życia. Paradoksalnie z takim podejściem może utożsamić się więcej odbiorców, niż może się na pierwszy rzut ucha wydawać.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone