Czy pójście na Wege Festiwal pomoże uratować świat?
Kryzys klimatyczny to wina człowieka i nic tego nie zmieni. Zachodnie linie lotnicze deklarują chęć pomocy poprzez ograniczenie liczby lotów – to mały gest w ogólnej skali, bo w sektorze transportu takie rozwiązania i tak zdarzają się zbyt rzadko, jednak to jeden z kroków do realnej zmiany. Inaczej myśli Rafał Milczarski, prezes polskiej linii LOT – uważa, że za takim podejściem stoją lewicowe środowiska. W jego rozumieniu “flight shame ma obrzydzić ludziom latanie”, co będzie miało zły wpływ na rozwój gospodarczy i stanowiło przeszkodę w obszarze relacji międzyludzkich.
Cóż, w tym jednym ma rację, wiele kampanii społecznych – tych ekologicznych i nie tylko – wykorzystuje schemat obrzydzania czegoś w oczach odbiorcy. Czasem jest to wykorzystywane w sposób moralnie uzasadniony, czasem nie, jednak w przypadku latania trudno nie zgodzić z tą techniką. Argument o zablokowaniu rozwoju gospodarczego nie dziwi, postawa Milczarskiego nie jest szczególnie proklimatyczna. No bo sęk w tym, że rozsądne ograniczenie, nakierowanie i przeprogramowanie gospodarki w ogóle umożliwi istnienie relacji międzyludzkich. Dlaczego? Bo ma ogromny wpływ na to, jak długo będziemy mogli żyć na tej planecie. Szkoda tylko, że taka postawa przejawia się u kogoś, kogo decyzje mają większy niż u zwykłej jednostki wpływ na środowisko. Przeciętny człowiek może przez całe życie segregować śmieci i pić z tej samej ekologicznej butelki, ale i tak będzie daleko za korporacjami.
My możemy niewiele, chociaż wszystkie niewielkie rzeczy również mają wpływ na klimat. Bylebyśmy robili je z głową i bez ulegania fałszywym informacjom. Warto też uważnie przetwarzać wszystko, co czytamy i słyszymy, bo artykuły o tym, jak być bardziej pro eko można znaleźć nawet na stronie Coca Coli. To już zakrawa na absurd, bo obserwujemy sytuację, w której korporacyjny tytan z dumą informuje o tym, że w Polsce dystrybuowana jest Kropla Beskidu 0,5 litra w bardziej ekologicznej butelce. Można by pomyśleć, że – tak jak przy liniach lotniczych – taka butelka to mały krok, jednak produkty Coca-Coli w przeciwieństwie do transportu samolotowego nie plasują się na zbyt dobrym miejscu w rankingu przydatności człowiekowi. Kwestie szeroko rozumianej szkodliwości plastiku, poziomu zaśmiecenia planety i wpływu na nasz organizm nie rzucają na nie dobrego światła. Problem w tym, że wielkim korporacjom przerzucenie odpowiedzialności za środowisko na zwykłych ludzi jest na rękę – kup naszą eko butelkę, uratuj planetę. Wycieki ropy naftowej, produkcja odzieży, kosmetyków, sprzętów, hodowla zwierząt… można by wymieniać bez końca. Za wszystkim tym idzie szereg szkodliwych procesów, w wyniku których cierpi planeta i cierpią ludzie. Bogacą się nieliczni, a ci, którzy nieświadomie tkwią w pewnych pułapkach, są przez nich zachęcani do walki o zmianę. Nasz bunt jest ważny, ale nie możemy nie dostrzegać sedna problemu.
Nie chcę roastować korporacji, bo koniec końców to, ile jesteśmy w stanie zrobić dla planety, to nasza indywidualna kwestia. Ludzie stojący za wielkimi korporacjami, a jednostki bez władzy to po prostu dwie inne bajki. W świadomej walce pomaga zrozumienie zależności występujących między klimatem a działaniami człowieka, tak jak w przypadku pożarów Amazonii. Brazylia to kraj, w którym w 2017 roku znajdujący się wtedy u władzy prezydent Michel Temer chciał zlikwidować rezerwat Renca w Amazonii. Powód? Tereny miały zostać przeznaczone na rzecz eksploracji terenów w poszukiwaniu metali przez koncerny górnicze. Teren wielkości Danii miał zostać sprzedany w imię ratowania gospodarki krajowej. Proces zaszedł na tyle daleko, że został zablokowany dopiero przez sędzię federalnego, który uznał taką decyzję za niezgodną z konstytucją. Terner nie jest już prezydentem, ale dzisiejsze, trwające od stycznia tego roku rządy Jaira Bolsonaro zdecydowanie nie napawają nadzieją na lepsze jutro. Na niedawnych obradach ONZ ten zarzucił, że media na świecie kłamią na temat sytuacji w jego kraju. Co ma być kłamstwem? Całe sedno, bo według niego Amazonia to żadne płuca świata, a informacje dotyczące liczby pożarów są drastycznie zawyżone. Jak już płonie (a w słowach Bolsonaro pożary nie przekraczają normy), to przez suszę, nie przez pożary podłożone przez ludzi uwikłanych w korporacyjne sidła. Tydzień temu liczba pożarów w Amazonii przekroczyła 130 tysięcy. Bardzo chciałabym teraz kłamać, ale standardowa dla tej pory roku susza jeszcze nigdy nie zbierała takich żniw.
Za wzmożonymi pożarami w Brazylii stoi człowiek – ogień wprawdzie wznieca jednostka, ale proces, który ją do tego doprowadza jest o wiele bardziej skomplikowany. 11 sierpnia zorganizowana akcja rolników w Novo Progresso sprawiła, że tego dnia pożarów było trzykrotnie więcej niż dzień wcześniej. Wszyscy robią to, co muszą, żeby przeżyć. Wypalają objęte ochroną miejsca, żeby zamienić je w obszary pod hodowlę bydła albo pola uprawne produktów, które są potem transportowane za granicę – skupowane przez wielkie koncerny i wkładane na nasze półki sklepowe. Cenne są również metale i minerały, które zawłaszczają m.in. koncerny farmaceutyczne i biotechnologiczne. Na wszystkim cierpią ludzie, zarówno w skali lokalnej jak i globalnej – niszczone jest środowisko, w którym od wieków żyje wiele plemion. Kiedy poszukiwacz złota zamordował wodza jednego z plemion, sprawa nie została potraktowana poważnie. Niestety rząd Brazylii nie dba o prawa tubylców w oparciu o humanitarne wartości. Antyekologiczna polityka kraju omamiła ogromną część obywateli, a świadome problemu jednostki czytające o nim w Internecie mają związane ręce. Chociaż nie do końca, bo zawsze pozostają kwestie takie jak branie udziału w wyborach i oddawanie swoich głosów na kandydatów z polityką proekologiczną albo świadome wybieranie produktów i ograniczenie spożycia mięsa (bądź całkowite wyeliminowanie go ze swojej diety).
Czy weganizm uratuje świat? W jakiejś utopijnej wizji pewnie wystarczyłoby, żeby wszyscy ludzie na świecie przestali jeść mięso. Zapotrzebowania na hodowlę bydła by nie było, czyli samych hodowli też nie, pól uprawnych z produktami przeznaczonymi na paszę dla zwierząt hodowlanych również. Problemy związane ze z nadmiernym zużyciem wody, pożarami, gazami cieplarnianymi znikają, przynajmniej w tym sektorze. W rzeczywistości nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji, jakie niósłby za sobą taki scenariusz. Hodowle i rolnictwo to jeden z fundamentów globalnej gospodarki, a dyskusja o rozłamie, który nie nastąpił, nie jest możliwa. Możemy jedynie gdybać. Twój weganizm nie uratuje świata, ale będzie jednym z tych małych kroków, które możesz wykonać, żeby sytuacja się polepszyła. Nawet jeśli znajdujemy się na jego szarym końcu, ciągle jesteśmy częścią wielkiego łańcucha. Ten artykuł w domyśle miał promować Wege Festiwal w Warszawie. I wiecie co, nie ma w tym niczego złego – bo jeśli teraz ktoś chętniej pójdzie sprawdzić cały ten weganizm, tym lepiej dla planety. Mowa nie tylko o jedzeniu, ale również o produktach, do wytwarzania których nie wykorzystywane są zwierzęta. Sedno tego wszystkiego leży we wpływaniu na swoje otoczenie w takim stopniu, w jakim możemy i chcemy.