Czytasz teraz
Muzyczny #throwbacktime: najlepsze wrześniowe albumy ostatnich lat
Opinie

Muzyczny #throwbacktime: najlepsze wrześniowe albumy ostatnich lat

album

Żegnaliśmy z nimi lato i otwieraliśmy sezon klubowych koncertów, memów z jesieniarami i herbatą w kubkach wielkości nocnika. Oto garść wrześniowych płyt, które utkwiły w naszej pamięci na dłużej.

Jaki jest rok 2020, każdy widzi, więc każdy pretekst do chwilowych podróży w czasie jest dobry. Tym razem będą to albumy, którymi zasłuchiwaliśmy się wrześniową porą w ciągu ostatnich pięciu lat. Jesteśmy ciekawi, które z nich wciąż namiętnie słuchacie?

2015

Travis Scott – Rodeo

Choć od premiery studyjnego debiutu Scotta minęło niedawno pięć lat, to nadal regularnie gości on w naszych słuchawkach do dnia dzisiejszego. Krążek zdobył pozytywne opinie krytyków, dwa lata po premierze pokrył się platyną, a gościnnie pojawili się na nim m.in. 2 Chainz, The Weeknd i Toro y Moi. Początek wielkiej kariery!

Julia Holter – Have You in My Wilderness

Amerykańska wokalistka potwierdziła tym albumem swój ogromny talent, który udowadniała już na trzech wcześniejszych płytach. Have You in My Wilderness jest utrzymany w jesiennym, tajemniczym i mglistym klimacie, więc dobrze do niego wrócić, szczególnie o tej porze roku.

2016

Solange – A Seat at the Table

Dobrze pamiętamy dzień premiery tego albumu, który wyjątkowo nas poruszył, a poszczególne kawałki nie znikały z naszych playlist jeszcze przez sporo czasu. Płyta chwyta za serce warstwą tekstową, muzyczną i szczerością. Ta spójna historia, od której niełatwo się oderwać, była promowana m.in. singlami Cranes in the Sky oraz Don’t Touch My Hair, gdzie gościnnie pojawił się Sampha.

Nicolas Jaar – Sirens

Inspirowana historią Chile płyta jest jedną z lepszych produkcji jakie ma na swoim koncie Jaar. W momencie odpalania krążka chyba nie byliśmy gotowi na taką różnorodność i bogactwo muzycznych form, które w połączeniu dały nam transową podróż i totalne zatracenie się w dźwiękach. Odpalajcie i przypomnijcie sobie te doznania.

2017

Protomartyr – Relatives in Descent

Grupa z Detroit specjalizuje się w post-punku i noise rocku i właśnie w takich klimatach utrzymana jest ich płyta z 2017 roku. To dwanaście utworów, od których bije chęć odnalezienia odpowiedzi na najważniejsze pytania, jakie zadaje sobie człowiek. Czym jest dobro, a czym zło, czym jest prawda, co to znaczy być człowiekiem i dokąd zmierzamy jako gatunek? Solidna pozycja traktująca o uniwersalnych bolączkach ludzkości.

Princess Nokia – 1992

Co prawda uważamy, że są lepsze momenty w dorobku nowojorskiej raperki o portorykańskich korzeniach, ale piszemy o tym albumie dlatego, żeby przypomnieć kilka kawałków, które na niej znajdziemy i są warte uwagi, więc dobrze do nich raz od czasu wrócić. Tomboy, Brujas i G.O.A.T. zawsze w serduszku.

2018

Tim Hecker – Konoyo

Hecker hipnotyzuje i wprowadza nas w dziwne stany za pomocą syntezatorów, które w przypadku Konoyo łączą się z wiolonczelą oraz fletami. Daje to efekt poczucia niepokoju, dziwnego lęku, który jest zarazem tak bardzo wciągający, że nie sposób oderwać się od docierających do nas dźwięków. Kochamy całym sercem.

Zobacz również
macklemore

Yves Tumor – Safe in the Hands of Love

Płyta, która ukazała się dwa lata temu, była niemałym zaskoczeniem, bo awangardowy artysta zaprezentował nam się w zupełnie nowej odsłonie. Ambitny pop, r’n’b i dystopijna elektronika zafundowana przez Tumora zachwycała świeżością, która w połączeniu z jego niezwykłym muzycznym wyczuciem dały jedną z lepszych płyt 2018 roku.

2019

Charli XCX – Charli

Hyperpop w najczystszej postaci, duety od których mózg się lasuje i cudowne teledyski towarzyszące singlom – tak w telegraficznym skrócie wyglądał przedostatni krążek Brytyjki. Słuchając Charli nie da się nie zauważyć wielkiego progresu, jaki przeszła otwierając się na kolejne nowe style i gatunki. Christine and the Queens, Troye Sivan, Lizzo, Big Freedia, Yaeji – ciężko wybrać, która współpraca na tym krążku jest naszą ulubioną.

Jenny Hval – The Practice of Love

Szczerze powiedziawszy, ta płyta Jenny Hval była jednym z naszych topów ubiegłorocznej jesieni, i zaraz po premierze zapętlaliśmy ją bez opamiętania. Oniryczny klimat oraz przepiękne, bardzo osobiste teksty, z których słynie Hval to powody, dla których nie można pozwolić temu albumowi zniknąć w odmętach serwisów streamingowych.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony