Chcemy pokazać ludzi, którzy stoją za najciekawszymi wydarzeniami w różnych miastach. W nowym goingowym cyklu „nasi ludzie” będziemy prezentować kolektywy, mające spory wpływ na kulturalne życie miasta i które za swój cel obrały organizowanie znakomitych imprez. Przed Wami krakowski kolektyw Czeluść:
Jak opisalibyście swój cykl – w jakich okolicznościach powstał, jaka jest jego idea, cel i założenia?
JUTRO: Mówimy tu o cyklu imprez, co jest trochę mylące. Zajmujemy się organizacją imprez, ale to tylko jedno z naszych zajęć. Chciałem tu o tym wspomnieć, ponieważ to, co robimy wydawniczo i producencko jest swoistym spoiwem innych przedsięwzięć. Tak więc, nasz cykl imprez CZELUŚĆ nie jest do końca cyklem, a wynikiem chociażby promowania wydawanych przez nas składanek.
CZELUŚĆ imprezowa powstała z inicjatywy Kosy i mojej ponad dwa lata temu w naszym rodzinnym mieście Kraków. Ja zajmowałem się tym już od pewnego czasu, a Kosa, jako że był moją producencką bratnią duszą, wydawał się odpowiednią osobą do współpracy. Zaczęliśmy w małych, piwnicznych klubach. Czyli, dosłownie i w przenośni, wyrośliśmy w podziemiu. Pierwszym celem była po prostu potrzeba szerzenia naszych muzycznych zajawek. Nikt nie brał się za gatunki muzyczne, za które wzięliśmy się my i które produkowaliśmy. Nie mieliśmy w Krakowie promotorów, którzy chcieliby zapraszać nas na imprezy, więc sami się za to wzięliśmy.
KOSA: Imprezy cykliczne CZELUŚĆ narodziły się w dusznych, zadymionych piwnicach, z praktycznie zerowym budżetem artystycznym. Chęć pokazania – chociażby naszym znajomym – czym jest muzyka basowa, była tak wielka, że nawet za darmo byliśmy gotowi działać i poświęcać do granic możliwości swój czas wolny i prezentować w setach swoje produkcje. Bywały imprezy, gdzie całonocny program grających ograniczał się do naszej dwójki i kilku zajawkowiczów/zajawkowiczek na parkiecie, co wspominamy z łezką w oku. Idea to oczywiście połączenie polskiej sceny muzyki “okołotrapowej”, w jedno, tętniące wspaniałymi produkcjami ciało i przesiąkniętą miłością do produkcji duszę.
Czym się kierujecie dobierając artystów na wasze imprezy?
JUTRO: Tak, jak wspominałem, zazwyczaj promujemy artystów, którzy coś u nas wydali, albo wydadzą, lub są powiązani z naszą sceną.
KOSA: Głównym kryterium jest oczywiście wydanie u nas utworu, bądź utworów, ale bardzo często sprawdzamy wiedzę danego artysty w dziedzinie kina, literatury czy sztuki, zarówno tej wiekowej jak i nowoczesnej. Lubimy mieć o czym porozmawiać z producentem podczas spożywania trunków wyskokowych na bekstejdżu.
Z jakich bookingów do tej pory jesteście najbardziej dumni, jaka impreza najbardziej zapadła wam w pamięć i dlaczego?
JUTRO: Ja w ogóle jestem szczęśliwy, że możemy zapraszać ludzi, których szanujemy i że sami podejmujemy te decyzje. Ciężko mi wskazać jedną imprezę, ale CZELUŚCIE Festiwal to było coś.
KOSA: Kazdy booking jest dla nas wartościowy, gdyż jest kolejnym krokiem spajającym naszą, polską scenę basową. Zapraszaliśmy także artystów z zza ganicy, co było dla nas bardzo dobrym ruchem, gdyż producenci Ci mogli oswoić się z naszym podwórkiem, brzmieniem i profilem imprez. Najbardziej zapadającą w pamięć imprezą była niewątpliwie felerna noc w klubie Ewelina, miasto Słupiec. Zaczęliśmy grać seta, podczas którego policja skarbowa robiąc nalot na lokal, błagała żebyśmy ściszyli muzykę, lecz na szczęście didżejka była zabudowana swego rodzaju siatką metalową na zasuwkę, więc jedyne co robiliśmy to podkręcaliśmy głośność. Funkcjonariusze mieli nas już tak dość, że odeszli od didżejki, powiedzieli właścicielom o powrocie do klubu po weekendzie, “jak będzie dało się pracować” co spowodowało, iż szef Eweliny był w stanie uregulować długi wobec państwa na czas. Cała sytuacja skończyła się bardzo pozytywnie dla nas i dla klubu, który serdecznie pozdrawiamy.
Jaka jest przyszłość waszego cyklu (w perspektywie 5-10 lat), co planujecie zmienić, może ulepszyć?
JUTRO: Trudno mi przewidzieć przyszłość cyklu imprez, ale mamy sporo planów, które póki co pokornie, lecz konsekwentnie realizujemy. Marzymy o agencji bookingowej na skalę Europy, nowoczesnego studia nagraniowego, kolejnych edycji festiwalu, dobrze funkcjonującej wytwórni płytowej, pełnoprawnej firmy odzieżowej i kto wie – może też klubu. Ale co z tych rzeczy uda się zrealizować? Nie wiem. Mam nadzieję, że wszystko i wiele więcej.
KOSA: Mam nadzieję, że zarówno Filip jak i Jacek dodadzą do swoich cykli Boldenon, gdyż sezon plażowy jest coraz bliżej. Jeśli chodzi o nasze imprezy, to oczywiście chcemy się ciągle rozrastać, organizować imprezy łączące dziedziny sztuki takie jak: projektowanie ubioru, malarstwo, rzeźba czy grafika. Każdy rok jest większym wyzwaniem i jak na razie każdemu sprostaliśmy w mniej lub bardziej udolny sposób.
Podzielicie się jakąś anegdotą? Wymyślne oczekiwania i fanaberie artystów, zaskakujące zwroty akcji, przygody mrożące krew w żyłach etc.?
JUTRO: Mamy masę takich historii. Na swojej drodze spotykamy przedziwnych ludzi i musimy się zmierzyć z przeróżnymi sytuacjami. Do tego stopnia, że od półtorej roku prowadzimy z Kosą bekowy ranking na człowieka miesiąca, czyli osobę która była najdziwniejsza, najsłabsza albo najśmieszniejsza. W tym stuleciu został nim człowiek, który prawie przekreślił naszą premierę płyty, okłamując nas i manipulując nami. Mam nadzieję, że skoczy z okna. Ale jest też masę pozytywnych sytuacji. Mamy całą bandę pysków w ekipie i każdy z każdego kręci bekę. Jest wesoło.
KOSA: Dość zabawną historią, która mocno zapadła mi w pamięć był owiany złą sławą wyjazd do Władywostoku, gdzie mieliśmy zmierzyć się tamtejszymi producentami na tzw. Beat Battle. Podczas wchodzenia do lokalu sytuacja była już niebywale napięta, wzrok wszelkiego rodzaju wrogich mężczyzn i wyuzdanych kobiet nie pozostawiał nam szczypty spokoju. A przecież byliśmy w sporym stresie przed bitwą. Najgorsze kłopoty miały miejsce już podczas jej samej, kiedy to trzeci z naszych przeciwników, posiadający kilka tatuaży na twarzy, rzucił w nas butelką szampana. Zrobiło się dość gorąco, więc to co mieliśmy pod ręką (chyba butelki po piwie?), powędrowało w jego stronę. Rozpoczęliśmy tym samym wielką, wręcz filmową bójkę barową. Nie trzeba było długo czekać na chyba najbardziej creepy sytuacje, czyli oddanie przez jednego z imprezowiczów kilku strzałów ostrzegawczych w podsufitkę akustyczną oraz w tzw. “głowy” (światła sceniczne). Szmer spadających na mokry beton łusek uspokoił wszystkich czynnie biorących udział w aferze, co doprowadziło do zakończenia bitwy przed czasem. Nie dowiedzieliśmy się do dzisiaj, czy wygraliśmy Beat Battle.
Trzy hasła, które najlepiej opisują CZELUŚĆ, to:
JUTRO:
CZELUŚĆ KURWA
CHORE GÓWNO
PIERDOL TO
KOSA:
GNÓJ
GNOJOWISKO
że coś jest DO WYJEBANIA NA ŚMIETNIK
najbliższe imprezy CZELUŚCI: