Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
Świętujemy Tydzień Kobiet, bo dzień to za mało i nikt nam nie zabroni. Z tej okazji wjeżdża selekcja muzyki do kiwania od Sault, Chloe x Halle i Lauryn Hill. Prawdziwy kobiecy dreamteam, który wie, jak zmusić do tańca.
Sault | Untitled (Rise)
Przedstawiam Państwu zespół Sault. Skąd? Z UK. W jakim składzie? Nie wiadomo. Wiemy za to, kto odpowiada za wokale – tą osóbką jest Laurette Josiah. Inne związane z tym projektem nazwiska to Inflo i Michael Kiwanuka – tak, ten, który wie, jak to jest powiedzieć nie Kanye Westowi. No i generalnie tyle, jeśli chodzi o background i info, ale kto by się tym przejmował. Gdyby Sault było człowiekiem, w głowie grałby mu afrobeat, w sercu funk, a w duszy R&B. Czy można do tego tańczyć? A można jak najbardziej, jeszcze jak. No weź, puść sobie ten traczek i spróbuj usiąść w miejscu. Ciężkawo, co nie? Coś czuję, że jakby zarzucić I Just Want To Dance w Palomce, to nawet Rafał Trzaskowski przestałby kręcić noskiem xD
Chloe x Halle | Ungodly Hour
A teraz wyobraźcie sobie taką akcję. Nagrywacie sobie covery piosenek i wrzucacie je na luzaczku na YT, aż tu nagle, pewnego dnia, nie kto inny jak Beyoncé slides into your DM’s. Potem wszystko leci już jak z górki – B wspiera artystki jako troskliwa mentorka, a następnie zaklepuje je do swojego labelu. Swoją drogą, Chloe i Halle są rodzeństwem i, jak widać, w swoich karierach postawiły na strategię sióstr Przybysz, a nie Knowles – połączyły siły i od początku tworzą muzykę razem. Ungodly Hour buuuuja i brzmi jak zapgrejdowany hołd dla wczesnych lat 2000 – google Aaliyah, Brandy & Monica czy Lauryn Hill (a nie, jej nie guglujcie – zaraz o niej przeczytacie).
Lauryn Hill | The Miseducation of Lauryn Hill
Co z tego, że stare, jak dalej wiezie. Lauryn zbudowała podwaliny współczesnego (wówczas) R&B. Na jednej płycie potrafiła przewinąć zwrotkę, która zupełnie nie odstawała od tego, co w tym czasie robił taki Andre3000, umiała zaśpiewać tak, że chciało się to nucić i wysmażyć refreny, które wkręcały się na długo po odsłuchu. Co tu dużo gadać, TMOLH to kla-sy-czek i obowiązkowa płytka na posiadówki ze znajomymi, wypad furą albo tak po prostu na słuchawki i głośniki zawsze i wszędzie. Z albumami tej rangi często bywa tak: coś tam się słyszało, coś tam się kojarzy, ale nigdy nie poświęca się im należytej uwagi. A to bardzo źle. Często właśnie to te płytki okazują się być tymi, których tak naprawdę szukamy.
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.