Ada Sokół: Nikt nie wierzył, że to ja robię te prace przy komputerze [WYWIAD]
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
– Na początku wszyscy patrzyli trochę krzywo na to, że jestem z Polski i uważali to za mankament, ale w pewnym momencie mojej kariery to staje się atutem – rozmowa z Adą Sokół.
Ada to niezwykła artystka i projektantka, pracująca głównie z medium 3D. Mieszkała w Londynie i Paryżu, a na koncie ma współprace z takimi markami jak Nike, Apple, Louis Vuitton, Prada czy Valentino. Prezentowała swoje prace na całym świecie: od Pekinu przez Londyn, Paryż, Dubaj, Nowy Jork po Los Angeles. Jesienią 2022 roku spełniła swoje marzenie i założyła Ada Sokół Art Lab, czyli własne studio. Wiecie gdzie? W Warszawie! Z Going. MORE porozmawiała o swojej estetyce, polskości i pewnej tajemniczej postaci, która niedawno dołączyła do jej uniwersum.
Jagoda Gawliczek: Chciałam zacząć od tego, że szokuje mnie, jak wielką karierę robisz, ale uświadomiłam sobie, że przecież… wcale tak nie jest. Obserwuję Cię od dłuższego czasu i wydaje mi się, że nie ma tu miejsce na zdziwienie. To po prostu efekt niebywałej konsekwencji w działaniu. Od lat budujesz swój charakterystyczny język wizualny. Jak byś go opisała?
Ada Sokół: Dziękuję za ciepłe słowa. Czuję jednak, że to wciąż za wolne tempo i absolutnie nie chciałabym mówić, że to szczyt moich możliwości. Jednocześnie bardzo doceniam to, co mam i na pewno przysłużył się do tego mój upór i konsekwentne dążenie do celu. No i to, że się nie poddałam, mimo, że miałam też parę momentów, gdy naprawdę chciałam wszystko rzucić, zostać instruktorką pilatesu i nigdy więcej nie siadać do komputera. Odkąd jednak mam własne studio, te myśli już mnie nie nachodzą. Raz, że mam wyraźniej postawiony cel, a dwa, że zapewniam komuś pracę i to dla mnie bardzo ważne. Czy to odpowiedź na Twoje pytanie?
Z jednej strony tak, ale wciąż chciałabym dopytać Cię o to, jak mówisz o swojej estetyce?
Racja. W mojej branży jest mało kobiet, więc sądzę, że mój styl wybija się swoją sensualnością. Staram się być jak najbardziej kobieca. Nazwałabym to może realizmem magicznym? To byłoby ładne. Realizm, bo robimy rzeczy, które są bardzo, bardzo realistyczne i magiczny, bo zawsze chcemy coś jednak podkręcić, dodać element fantastyczny. Dzięki temu wiemy, że coś wygląda jakby mogło istnieć w rzeczywistości, ale tak naprawdę wcale nie jest rzeczywiste.
Pisarka Samantha Schweblin uświadomiła mi, że samo pojęcie realizmu pojawiło się tak naprawdę zaledwie 100 lat temu. Wcześniej artyści za każdym razem, kiedy tworzyli coś, co miało przypominać rzeczywistość, zabierali z tego jakiś jeden element. Może trochę bali się pójść na całość? Zastanawiam się, jak to działa u Ciebie? Szukasz hiperrealizmu czy raczej zostawiasz sobie przestrzeń na te przetworzenia?
Nie wiedziałam, że pojęcie „realizm” zostało stworzone sto lat temu. To jest niesamowicie ciekawe i dziękuję, że się tym podzieliłaś. Jeśli chodzi o moje prace – na pewno zależy mi, żeby realistyczne było światło. Chcę też bardzo dobrze oddawać tekstury i materiały. Mimo, że niekiedy mogą pojawiać się w innym miejscu niż powinny (jak na przykład materiał roślinny na jakimś innym obiekcie), wciąż będę działać tak, żeby to wyglądało niesamowicie realistycznie.
Dużo jest u Ciebie takich motywów organicznych, ale niekoniecznie związanych z człowiekiem – raczej z przyrodą, naturą. Z drugiej strony Twoja sztuka jest też przecież bardzo technologiczna. Jakie jest w tym miejsce człowieka?
Nie wiem, czy kiedyś słyszałeś o Solarpunku? Ja odkryłam go półtorej roku czy dwa lata temu. Jest mi niesamowicie bliski. Myślę, że jest to ruch, pod którym zawsze chciałam się podpisać, nawet nieświadomie. Chodzi w nim o synergię natury z człowiekiem i z maszynami, i z technologią. To jest coś, co mi siedziało w głowie od lat i teraz nagle mogę to jakoś nazwać.
Kontynuując ten wątek, chciałabym spytać Cię o współpracę z jedną z marek alkoholowych. W ramach projektu WHERE NEXT? Kreatorzy Zmian stworzyłaś postać mężczyzny, będącego uosobieniem brandu, czyli Glena. Wyszedł tak dobrze, że otwierał całą późniejszą wystawę! W ramach Twojej realizacji pojawił się też animowany jeleń – symbol tej marki.
Marka chciała stworzyć personifikację siebie z wykorzystaniem narzędzi AI. Pewne jej wartości i elementy wizualne zostały przepuszczone przez ChatGPT, a potem wrzucone do Clipdrop. To nowa aplikacja, która działa na Stable Diffusion. Ma pewne gotowe ustawienia, dzięki którym łatwiej produkuje się prace wizualne. Potem dzięki HeyGen byłyśmy w stanie zanimować postać Glena. Cały koncept był niesamowicie ciekawy i myślę, że nikt wcześniej tego jeszcze nie zrobił.
Niebywałe. Swoją drogą, jakie masz podejście do sztucznej inteligencji?
W zeszłym roku próbowałam zrobić własny GAN na podstawie moich prac i to nie zadziałało. Sztuczna inteligencja nie jest jeszcze w stanie zrozumieć, czym jest mój styl. Pytasz mnie, jak to widzę. Po pierwsze bardzo bym chciała, żeby w końcu na tym polu pojawiły się jakieś regulacje i żeby nie było już sytuacji, że nie kontrolujemy tego, co właściwie powstaje. Przeprowadziłam bardzo dużo rozmów z innymi artystami na ten temat. Zgodnie uważamy, że jeżeli takie prace są wystawiane albo pokazywane chociażby w internecie czy w magazynach, to powinny być to jasno podpisane. Nie traktuję sztuki, wykonanej przez AI na tych samych zasadach, co tę tradycyjną. Jeśli traktujemy to jako narzędzie – super. Ale jeśli samo AI zaczyna tworzyć, to już nie jest dla mnie sztuka, nie ma w tym emocji. To obrazek, który coś pokazuje, ale według mnie nie niesie ze sobą sfery emocjonalnej.
Korzystałaś jednak z AI jako narzędzia przy projekcie WHERE NEXT? Kreatorzy Zmian. Do czego jeszcze ją wykorzystujesz?
Tak, i to na co dzień. Dzięki niej możemy przeskalować animacje 3D do bardzo dobrej jakości, co znacznie skraca nam czas renderowania. Co więcej, nikt u nas w studiu nie koduje, a jest bardzo dużo rzeczy, które możemy zakodować w Blenderze. To program, którego używamy na co dzień do prac 3D i teraz możemy same stworzyć odpowiednie skrypty. AI pomaga więc w pracy jako narzędzie, ale nie widzimy w tym momencie opcji, żeby produkowało za nas finalny efekt wizualny.
Wracając do Twoich projektów, bardzo podobały mi się kolekcje z polskimi markami DOOM3K i Melancholia. Jak się czułaś, tworząc ubrania i biżuterię?
To zdecydowanie inne uczucie, kiedy widzisz coś tylko i wyłącznie na ekranie, a kiedy te prace mają przełożenie na rzeczywistość. I to jest dużo fajniejsze, gdy ludzie mogą mieć z nimi jakiekolwiek interakcje. Na mnie to też robi dużo większe wrażenie. Wszystko, co widzę w internecie wpływa na mnie absolutnie inaczej niż coś, co widzę na żywo. Rozmowy na żywo też mają dla mnie inne znaczenie, niż te prowadzone w internecie. To też bardzo budujące – widzieć moje prace w rzeczywistości. Nie ukrywam, że chciałabym, żeby było ich więcej i nie ukrywam, że chciałabym, żeby były też rzeźby, ale do tego jeszcze dojdziemy.
Jeżeli to także rzeźby miałaś na myśli wspominając, że rozwijasz się za wolno, to tym mocniej trzymam kciuki, żeby Ci się udało!
Bardzo dziękuję.
Wspomniałaś o kobiecości swojego stylu. Czy z byciem kobietą i Polką bywało Ci trudno? Czułaś jakieś ograniczenia?
To jest bardzo ciekawy temat. Zaczęłam pracować bardzo wcześnie. Miałam wtedy 20-21 lat. Wyjechałam do Londynu, miałam tam trzy prace, więc pracowałam niesamowicie dużo, natomiast wszyscy uważali, że powinnam być stażystką. Nie ukrywam, że polskie korzenie też nie pomagały, ale najgorsze było bycie młodą dziewczyną. Chciałam się zbuntować przeciwko temu wszystkiemu, więc uznałam, że całkowicie schowam swoją osobę. I to zadziałało, bo wystawiałam tylko w internecie. Można było znaleźć wyłącznie moje prace, więc wszyscy oceniali mnie po nich, czyli nie wiedząc kim jestem i nie wiedząc jaką mam płeć. Dzięki temu kiedy miałam 24 lata moja kampania globalna dla NIKE była absolutnie wszędzie na świecie. Dopiero w 2019 roku miałam swoje pierwsze wystąpienie publiczne, gdzie ktokolwiek mógł się dowiedzieć, że jestem kobietą. Moje imię niby na to wskazuje, ale z drugiej strony jest na tyle mało znane zagranicą, że nikt nie kojarzył go z dziewczyną, tym bardziej gdy byłam we Francji. A tym bardziej nikt nie był w stanie oszacować mojego wieku po samych pracach.
To źle świadczy o świecie, że musiałaś wymazać swoją tożsamość, by móc pracować.
Czuję, że na początku nikt nie chciał mnie brać poważnie, bo 3D jest męską domeną. Patrząc na ludzi, którzy udzielają się w internecie czy na innych artystów 3D, to szacowałabym, że w tym momencie mamy tak 90% mężczyzn i 10% kobiet, a jak zaczynałam to było dosłownie 98% mężczyzn i 2% kobiet. Na początku spotykałam się więc z ogromną nieufnością. Nikt nie był w stanie mi uwierzyć, że to jestem ja, że to ja robię te prace przy komputerze. Myślę, że bardzo dużo osób zaczęło mnie stopniowo szanować i to się teraz troszkę odwróciło. Niektóre firmy chcą pracować właśnie z kobietami, a tych jest mniej, więc de facto jestem częściej wybierana. Powinnam użyć liczby mnogiej: wybierane, bo moje studio też jest zapełnione kobietami. Jesteśmy czterema dziewczynami. Nadal jednak nie dostaję bardziej technologicznych zleceń, a ja przecież bardzo się tym interesuję. Ciężko jest przekonać klientów, że dziewczyny są w stanie bezproblemowo pociągnąć takie tematy.
Jeśli chodzi o tę polskość, to czy ludzie podchodzili nieufnie do tego, że nie jesteś reprezentantką Europy Zachodniej?
O tak, zdecydowanie przeżyłam swoje z tego tytułu. Bardzo mądry człowiek, założyciel Grilli Type powiedział mi kiedyś na festiwalu, że muszę po prostu poczekać, bo w pewnym momencie to też się odwróci. Na początku wszyscy patrzyli trochę krzywo na to, że pochodzę z Polski i uważali to za mankament, ale w pewnym momencie mojej kariery to staje się atutem. Nie pochodzę z bogatej francuskiej rodziny i nie urodziłam się w Paryżu i moi rodzice nie załatwili mi absolutnie wszystkiego, tylko do wszystkiego doszłam sama. Urodziłam się w Wałbrzychu, w którym nie górują sztuka czy design. Nie mieszkam w Nowym Jorku, a nasze studio jest w Warszawie. To jest kultura, której oni jednak nie znają, więc mam nadzieję, że rzeczywiście zajdzie zmiana, tak jak z tą kobiecością.
Wyobrażam sobie, że właśnie to, że jesteś poza centrum, może być czymś wartościowym i pożądanym.
Czuję, że na ten moment jesteśmy dzięki temu bardziej orientalne dla naszych klientów, Działa też nasze wychowanie i nasza kultura – one też są trochę inne. Mimo, że mieszkałam tyle lat za granicą, to się we mnie nie zmieniło i dlatego też bardzo chciałam wrócić do Warszawy i do moich polskich korzeni. Po prostu za tym tęskniłam. Myślę też, że nasza perspektywa jest ciekawsze dla niektórych klientów i dla niektórych artystów, bo jest po prostu inna. Nie wiem, co się dzieje w tym momencie na wystawach w Paryżu i nie jestem w stanie się nimi zainspirować.
Dziewczyny, które działają z Tobą w studiu, też są Polkami?
Tak. Studio to trzy Polki i jedna dziewczyna ze Słowenii. Po drodze było też dwóch stażystów: jeden z Wiednia, a drugi z Meksyku, który teraz mieszka w Szwajcarii. Nie obrażając nikogo, po prostu nie dali rady, więc zostały właśnie trzy dziewczyny. Z Moniką pracujemy od ponad dwóch lat, a znamy się na długo przed tym. Zuza, która jest ze mną w Warszawie i Neža, która pracuje zdalnie z Lublany, dołączyły natomiast rok temu. Zaczęły od stażu, a potem zostały zatrudnione na stałe. Neža jest niesamowicie utalentowaną dziewczyną. Pojawia się raz na jakiś czas w Warszawie, ale próbujemy ją namówić, żeby przyjechała na stałe. No ale nic na siłę. Także tak właśnie wygląda nasz team.
Czy to dla Ciebie ważne, żeby wspierać twórczynie, które pochodzą m.in. z Polski i że są dziewczynami?
Tak, zdecydowanie. Myślę, że to się może też rozprzestrzenić na całą część tej mniej znanej Europy. Albo tej biedniejszej, bądźmy trochę szczerzy. Bardzo zależy mi na wspieraniu polskich talentów. Nie chodzi mi wyłącznie o 3D. Dosłownie tydzień temu wyszła nasza kampania dla Valentino. Był tam budżet, żeby polecieć do Paryża i zrobić zdjęcia tam. Zależało mi jednak na tym, żeby zrobić to z polskimi talentami. Chcę pokazywać, jak mamy niesamowicie zdolnych ludzi tutaj na miejscu. Moje myślenie obejmuje całą naszą część Europy, czyli inne nacje Słowiańskie, które są dookoła nas.
Zgadzam się, że status ekonomiczny danego kraju ma olbrzymie znaczenie. Przecież nawet mając świetne pomysły można zwyczajnie nie mieć możliwości ich realizacji. Wówczas nie ma jak pielęgnować takiego talentu.
Zdecydowanie masz rację. Dlatego tak świetnie jest móc dawać innym ludziom możliwości technologiczne i wizerunkowe.
Oprócz Twojego zespołu – co jeszcze napędza Cię do działania?
Mam nadzieję, że po każdej mojej pracy widać, od czego zaczynałam i gdzie jestem w tym momencie. Są to coraz bardziej rozbudowane projekty, również technicznie, bo 3D nie jest najłatwiejszym medium, jakie można sobie wybrać. Zdecydowanie więc napędza mnie ta chęć rozwoju i próbowania nowych rzeczy. Dodam do tego też: moje marzenie. Bez marzenia o pewnych rzeczach nie byłabym w stanie tego wszystkiego robić. Gdyby nie to, że wszystko co się dzieje, jest dla mnie trochę magiczne, nie byłabym w stanie tego robić.
Jakim jesteś znakiem zodiaku?
Wodnikiem i to prawie wszędzie w moim kosmogramie. Tylko w Księżycu mam Lwa, a prawie cała reszta to Wodniki.
To chyba jesteś skazana na kreatywność. Swoją drogą, jaki był Twój ulubiony projekt do tej pory?
Dziękuję! Myślę, że najbardziej lubię moje prywatne projekty. Przy pracy komercyjnej rzadko kiedy mam pełną kontrolę. A tutaj to są moje dzieci – na przykład Melissa czy Lux. Często były planowane w głowie przez długi czas i potem z wielką pieczołowitością i dokładnością wykonywane w 3D. Mogę jednak dodać, że w właśnie w tym momencie zaczęłyśmy projekt, który będzie trochę moim reżyserskim debiutem. To jak marzenie! Co więcej, to projekt komercyjny, ale mamy pełną dowolność. Pierwszy raz naprawdę ktoś do nas przyszedł i powiedział: dobrze, róbcie swoją sztukę. To się bardzo rzadko zdarza i sama nie miałam wcześniej takiej możliwości wcześniej.
Wyobrażam sobie, że musi to być cholernie satysfakcjonujące, kiedy ktoś przychodzi do Ciebie i mówi: zrób swoją magię.
Tak. Zajęło to lata czasu i pieniędzy, i bólu. Teraz już nie ma tak, że ktoś przychodzi i mówi: dobra, chcemy pracę w stylu totalnie innego artysty i macie na to tydzień. Na początku tak właśnie bywało! Obecnie jednak raczej nie tworzymy rzeczy od początku do końca, tylko albo łączymy wizje z innymi osobami, albo do naszego konceptu dochodzi milion poprawek. To jest momentami bardzo trudne, ale jednocześnie i tak satysfakcjonujące, bo mogę robić to, co kocham.
Trzymam kciuki za jak najwięcej wolności i będę wypatrywać tego filmu!
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.