Dantiel W. Moniz: mam kilka stron, by ktoś uwierzył, że czyta o prawdziwych ludziach [WYWIAD]
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
Pisarka Dantiel W. Moniz opowiedziała mi o pracy nad zbiorem opowiadań „Mleko krew żar”, który ukazał się właśnie nakładem Wydawnictwa Pauza (tł. Dobromiła Jankowska). Pogadałyśmy o tym, co komunikują nam emocje, mrocznym dziewczyństwie i jej inspiracjach.
Jagoda Gawliczek: jesteś podekscytowana premierą książki w Polsce?
Dantiel W. Moniz: To bardzo miłe uczucie, zwłaszcza gdy wszyscy w kółko powtarzają Ci – również w Stanach – że nie ma rynku na zbiory opowiadań, że nie sprzedadzą się dobrze. Jestem bardzo podekscytowana tym, że właśnie tłumaczone są na kolejny język obcy i będą dostępne w kolejnym kraju!
Twórczyni Pauzy – Anita Musioł – też wspominała o tym, że opowiadania rzekomo się nie sprzedają. Z drugiej strony jednak sama bardzo je ceni i chętnie je wydaje. Co sprawia, że są wyjątkowe?
Gdy w kółko ktoś powtarza, że opowiadania się nie sprzedają, to staje się samospełniającą się przepowiednią. W konsekwencji wydawnictwa nie chcą w nie inwestować, nie przykładają się do ich promowania, więc dowie się o nich i kupi je mniej ludzi. Ja się z tym wszystkim nie zgadzam. Opowiadania to szansa, by wejść w określony moment w życiu bohaterów. Jeśli autor czy autorka robią dobrą robotę, jesteś w stanie wyobrazić sobie rzeczywistość wokół tego punktu. Rozumiesz, że coś było przedtem, a potem będzie coś dalej. Postać będzie żyła w Tobie dłużej, bo możesz zastanawiać się, co się wydarzyło. To coś, co bardzo mi się podoba w opowiadaniach – to, że jednocześnie są krótkie, ale potrafią żyć ze mną tak długo. Oczywiście z powieściami też tak jest, ale mają dużo więcej przestrzeni, by to osiągnąć. W opowiadaniu masz coś między 4 a 20 stron, by ktoś uwierzył, że czyta o prawdziwych ludziach.
Fascynuje mnie tytuł zbioru – Mleko krew żar. Bardzo dobrze dopełnia jego treść.
Tytuł pojawił się najpierw wewnątrz jednego z opowiadań. Ono samo miało się najpierw nazywać 13. Jestem fatalna w tytuły, one zawsze przychodzą do mnie na końcu. Najpierw muszę rozkminić daną historię. Całą książkę chciałam początkowo nazwać Almanach kości. To wydawało mi się cool i rzadkie. Wtedy przyjaciółka powiedziała mi: no taaak, ale co myślisz o Mleko krew żar? Czuję, że te słowa dotyczą każdej jednej historii ze zbioru. A ja byłam jak: no nie wiem, może. W tamtej chwili byłam przekonana, że już mam mój tytuł. Jednak gdy poświęciłam temu więcej namysłu, zmieniłam zdanie.
Mleko, krew i żar to słowa związane z ciałem. Bardzo fizyczne. Mleko, które wydobywa się z ciała i jest pokarmem. Krew, która z niego wypływa. Żar, też należący do ciała i wszystkie jego dalsze konotacje. Gdy przyjrzałam się moim opowiadaniom jako całości, poczułam, że wszystkie mówią o tym, czym jest życie i co znaczy bycie żywym. Jakie są definicje, które przyjmujemy wobec siebie, próbując to zrozumieć. Wtedy zrozumiałam, że to właściwy tytuł. To jak słowa-totemy.
To też poszczególne cykle życia. Mleko, które pijemy jako dzieci, krew-menstuacja-wejście w dorosłość, żar jako pożądanie i potem wracamy do macierzyństwa i dawania mleka. Cykl trwa.
Bardzo interesują mnie cykliczne historie. Wiele z moich opowiadań ma w sobie element pętli, powrotu do jakiegoś obrazu z samego początku.
Wiele z Twoich bohaterek to dziewczynki. Czy to było dla Ciebie ważne?
Stoi za tym wiele różnych powodów. Gdy pisałam te opowiadania i dopiero odkrywałam, że stanowią spójny zbiór, zastanawiałam się, czy wolno mi mieć same kobiece bohaterki. Serio nie byłam tego pewna! Natomiast jeśli chodzi o dziewczyństwo – to czas w życiu, w którym jednocześnie wiele mówi się Tobie o tym, jak wygląda świat, ale niewiele tłumaczy się dlaczego jest jak jest. Dostajesz po prostu jakieś dziwne instrukcje. Nie jesteś już za bardzo dzieckiem, ale dorosłą osobą też jeszcze nie. Jak istnieć w tym świecie między światami? Dla mnie było w tym mnóstwo surowości, dzikości. To też posiadanie dużych ilości emocji bez słownika, by móc je nazwach i o nich opowiedzieć.
Twoje dziewczynki obserwują się nawzajem. Sprawdzają, która szybciej dostała okres, która jest symbolicznie starsza.
To czas, w którym masz dookoła same lustra. Zastanawiasz się, co jest normalne. Czy Ty jesteś normalna? Idzie Ci źle czy dobrze? Używasz ludzi wokół, by cokolwiek zrozumieć. Dziewczęce przyjaźnie są dla mnie bardzo ciekawe. Pamiętam siebie z tamtego okresu. Zbliżasz się do kogoś błyskawicznie, bazując na deklaracji, że będziecie najlepszymi przyjaciółkami. I rzeczywiście jesteście, ale to nie wyklucza złośliwości czy okrucieństwa w tej relacji. Jesteś moją przyjaciółką, ale też spróbuję Cię zniszczyć.
Pierwsze opowiadanie w zbiorze jest szalenie ciekawe pod tym kątem. Dwie dziewczynki przyjaźnią się ze sobą, stale flirtując ze śmiercią. Gdy jednej z nich zabraknie, ta druga dalej o niej myśli, nawet w dorosłym życiu.
To coś, co starałam się oddać w książce. Sama dorastałam w latach 90. Panowało wtedy bardzo silne przekonanie, czym jest bycie dziewczynką. W teorii miało to być coś lekkiego, słodkiego, z falbankami. To, czego w rzeczywistości doświadczyłam, było dużo bardziej mroczne. Pamiętam, że wszyscy mnie w kółko przestrzegali: ktoś może zrobić Ci krzywdę, porwać Cię, może wydarzyć się to czy tamto. Okazywało się, że wiele rzeczy jest moją odpowiedzialnością, chociaż przecież byłam dzieckiem! Tak samo z okresem – to coś bardzo fizycznego, poruszającego. Chciałam pokazać te trudniejsze rzeczy.
Przypomina mi się też historia o dziewczynce, która w ramach zemsty czy raczej groźby odwiedza obcego chłopca w szkole i łapie go tam za penisa. To miało w sobie dużo tego mroku, ale była świetne jako opowieść!
[Śmiech] Dziękuję. Przychodzą mi do głowy różne pomysły. Zazwyczaj mija sporo czasu zanim staną się opowiadaniami, bo muszę wymyślić dla nich kontekst. W przypadku fragmentu, o którym wspominasz, czułam, że ludzie mogą być na to bardzo źli. Pewnie nikt nie przywołał by tej historii na zasadzie: moja koleżanka to zrobiła, jestem z niej taka dumna! Mam jednak nadzieję, że czytając ten tekst, staje się zrozumiałe, skąd taka decyzja u mojej bohaterki. W tamtym momencie to była z jej strony próba obrony swojego brata. Miło mi słyszeć, że ta historia Ci się podobała, bo to daje mi ogląd, jaki może być odbiór mojej pracy poza kontekstem Stanów Zjednoczonych. Nie mogłam wiedzieć, czy te pomysły i intencje będą zrozumiałe w innych krajach. Bałam się, że czytelnikom zostanie w głowie wyłącznie pytanie: co właściwie dzieje się w tej Ameryce? co za chaos!Skąd ten pomysł? To praca Twojej wyobraźni, czy coś zasłyszanego?
To kombinacja różnych czynników. Jestem bardzo wnikliwą obserwatorką. Można powiedzieć, że jestem wścibska – to efekt mojej ciekawości. To jak zaglądanie przez okno, którego ktoś nie zasłonił. Chcesz zerknąć, jak mieszka. Ta konkretna historia składa się z dwóch części. Mam appkę na telefonie, która dostarcza mi słowo dnia i dostałam wtedy Luciferous. To coś, związanego jednocześnie z przynoszeniem światła i diabłem. Słowo to jednak nie historia.
Wówczas mama opowiedziała mi o swojej znajomej. Jej córka posprzeczała się ze swoją koleżanką na boisku w szkole. Nawet nie na pięści, to była po prostu kłótnia. Rodzice dziewczynki przyszli do szkoły i podali się za rodziców tej drugiej, wyciągnęli ją z klasy i zaczęli na nią krzyczeć. Pomyślałam, że to coś niebywałego. Udajesz rodzica, żeby ukarać inne dziecko za walkę z Twoim. Wow. Widocznie w Twojej głowie musiało mieć sens, by bronić potomstwa w taki sposób. Jak coś, to ta osoba nie została seksualnie zaatakowana!
Uff, bałam się zapytać. Okej, ale w takim razie musisz mi powiedzieć jeszcze, skąd wzięła się opowieść o ślimakach [jeśli jeszcze nie czytaliście książki Dantiel, nie chcę psuć historii, więc nie powiem Wam nic więcej! – przyp. J.G.]
Po prostu przyszło mi to do głowy. Dokładnie taka scena. Potrzebowałam tylko dobudować do tego resztę.
Wow, fascynuje mnie Twój umysł!
Dziękuję. Osobno rozwijałam opowieść o matce i córce. I wtedy do kliknęło: co, jeśli potrzebujesz obronić osobę, którą kochasz? Nasza rozmowa jest dla mnie bardzo ciekawa, bo chociaż książka wyszła 2 lata temu, właściwie pierwszy raz poruszam z kimś temat moralności tych historii. Jak to, czy jestem dobrą czy złą osobą, jest blisko związane z tym, że chcę kogoś przed czymś ochronić. A przecież ten motyw pojawia się w wielu tych opowiadaniach.
Czy to coś, co jest dla Ciebie ważne także w życiu prywatnym?
Tak. Często myślę o tym, jakie mam relacje z innymi osobami. Ludzie, z którymi jesteś najbliżej, potrafią jednocześnie przynosić Ci najwięcej napięcia. Bliskość to możliwość bycia najprawdziwszym sobą. Często czujemy potrzebę chronienia tej sfery, bo nie mamy pewności, czy zostanie zaakceptowana. Wychodzi na to, że relacje są dla mnie bardzo ważne na co dzień.
Wracając do bycia wścibską – jak jeszcze zbierasz materiał do swojej pracy?
Od zawsze czytam książki i oglądam filmy, więc za ich pośrednictwem doświadczyłam wielu sytuacji. Nie potrzebuję więc przeżywać ich sama, by mieć wyobrażenie, jakie to uczucie. Tak samo czytelnicy nie muszą podzielać tożsamości moich postaci, by je zrozumieć i z nimi współodczuwać. To coś ludzkiego, z czym można się połączyć. A jeśli chodzi o intencjonalne zbieranie materiałów, to jestem w tym fatalna. Chciałabym napisać opowiadanie oparte na pewnym historycznym zdarzeniu, ale nie potrafię się za to zabrać od lat. Ups. Powinnam coś z tym zrobić, nie powinno mnie to ograniczać! W każdym razie, wiele opiera się na słuchaniu i czytaniu. Takim wchłanianiu różnych bodźców i potem aranżowaniu tego wszystkiego, zadawaniu pytania A co, jeśli?.
Wiele z tego, co piszesz, wydaje się właśnie przeżyte, a nie wyszukane, zbadane.
Bardzo chciałam, żeby ludzie angażowali się w moje historie fizycznie, a nie wyłącznie intelektualnie. Historie, które sama lubię, to te, które umożliwiają mi przeżywanie emocji. Dla mnie one są mocno fizyczne. To fizyczna forma komunikacji, która nie pochodzi od intelektu. Złość czy smutek – czujemy je przecież wewnątrz ciała. Czasem przyłapuję się na tym, że nie jestem do czegoś wystarczająco mądra, ale to mocno ograniczone myślenie o inteligencji jako takiej. Mam bardzo dużo inteligencji emocjonalnej, dzięki której mogę obserwować inne osoby. Moją misją jest przenoszenie emocji na innych ludzi poprzez strony w moich książkach.
W opowiadaniu ze ślimakami był obecny motyw Lolity, który też jest dla mnie bardzo ciekawy. Zrymował mi się w głowie np. z książką Dziewczyństwo Melissy Febos.
Niesamowite, właśnie to kończę! Ta książka przeleżała wieki na mojej półce, ale postanowiłam ją w końcu przeczytać. Jestem osobą, która nie planuje pisać non-fiction, bo to uczyniłoby mnie zbyt podatną na zranienie. To, że ktoś nie tylko opowiada mi o swoim doświadczeniu, ale też nie ubiera go w żaden sposób w fikcję literacką, budzi mój wielki podziw. Czytając książkę Melissy czuję się też mniej samotna.
Melissa Febos: Odpowiedzią jest więcej reprezentacji [WYWIAD] | MORE Książkowe
Silne wzorce kobiece w literaturze są bardzo ważne. A jeszcze bardziej, gdy szeroką reprezentację zyskują też osoby nie tylko białe, heteronormatywne, itd.
Mam nadzieję, że tak zostanie, bo obecnie kraj skłania się raczej ku cenzurze. Jestem z Florydy i gubernator zakazuje tu poszczególnych książek i kursów, poświęconych literaturze, związanej z rasizmem, queerowością czy feminizmem. To rozszerza się też na inne stany. Twierdzi się, że treści te prowadzą do podziałów społecznych. Chcą opowiadać rozwodnioną wersję historii kraju, łagodząc przekaz dotyczący na przykład niewolnictwa. Żyjemy w niebezpiecznych czasach, w których osoby u władzy próbują zmienić to, jak przekazujemy nasze doświadczenia. Wydawało się, że mamy już osiągnięty jakiś etap, ale to może szybko się zmienić.
Z perspektywy Polski – gdy o wiele rzeczy dopiero walczymy – to też przygnębiające, jak pewne walki się po prostu nigdy nie kończą. Wiem, że też uczysz pisania. Czujesz, że Twoja praca jest tym ważniejsza w tej sytuacji? Żeby otwierać ludziom głowy?
Totalnie. Ludzie lubią obcować ze sztuką i cudzą kreatywnością – oglądamy filmy czy telewizję albo słuchamy muzyki. Rzadko jednak zastanawiamy się nad tym, kto właściwie je tworzy i że te osoby potrzebują środków do życia. Większość amerykańskiego społeczeństwa machnie ręką i powie: och, ale przecież sztuka nie jest aż tak ważna, to coś frywolnego, czyjeś hobby. Są miejsca, gdzie można dostać wsparcie finansowe, ale jest ich niewiele. Gdy jednak słyszę z jednej strony o tych próbach cenzury, a z drugiej o niewystarczających grantach i stypendiach, myślę – gdyby to nie było ważną kwestią, to nikt by się tak nie wysilał, żeby tworzyć te utrudnienia. Wychodzi na to, że to, co robię, jest ważne!
To nie jest bezpośrednie działanie, ale coś, co może krzesać iskrę. Może zainspirować ludzi do myślenia w inny sposób, do szerszego zrozumienia świata. Dla mnie to bardzo ważne sprawy. To ta część jest pod atakiem. Jeśli stajesz się osobą myślącą samodzielnie, dużo trudniej Cię kontrolować czy poddać manipulacji. Mieszkam teraz w Wisconsin i nie jest tu aż tak źle pod kątem cenzury, chociaż i tak stanem rządzą konserwatyści. Na moich zajęciach mówię: hej, będziemy gadać o różnych tematach i perspektywach. Z bunkrowania się w swoim własnym doświadczeniu nie wychodzi nic dobrego, nie da się tak rozwijać.
Czy odbijanie się od innych osób jest dla Ciebie inspiracją?
Nigdy nie planowałam, żeby uczyć. Kiedy w liceum patrzyłam na moich nauczycieli, zastanawiałam się jak to możliwe, że po 12 latach w szkole wracają tam na kolejne. To nie będę ja, nie ma mowy! Tymczasem uczenie to jedna z niewielu opcji, by utrzymać się z pisania. Trzeba mieć też szczęście, żeby w ogóle zdobyć taką pracę. Na początku bardzo mnie to stresowało. Ja – czarna, 27-letnia nauczycielka. Okazało się jednak, że to przychodzi mi całkiem naturalnie, bo praca opiera się głównie na rozmawianiu o książkach, ich formie, fikcji, emocjach. Kocham to na tyle, że mogłabym to robić za darmo. Super, że mogę przy tym zarabiać na życie! Odkryłam też, że jeśli próbuję coś komuś wytłumaczyć, dużo lepiej rozumiem to też sama. Dzięki temu bardziej świadomie stosuję pewne rozwiązania także w mojej własnej pracy.
Kto Cię inspiruje z innych osób piszących profesjonalnie?
Jest kilka osób, które otworzyły mnie na pomysł, że w ogóle mogłabym zostać pisarką. Jedną z nich jest Janet Fitch, która napisała Biały oleander. Natknęłam się na tę książkę w szkolnej bibliotece mając 14 lat. Zastanawiałam się, czy ktokolwiek wiedział, że mieliśmy coś takiego na półce. To historia o seksualności, o matce, która nie radzi sobie najlepiej. Nie miałam pojęcia, że o rodzicach można w ogóle mówić w taki sposób! Że można mówić tak o seksie! Bardzo mocno to na mnie wpłynęło. Podobnie Alice Walker i jej Kolor purpury. Ze współczesnych twórczyń – Raven Leilani, autorka Luster i Danielle Evans, która była moją mentorką, a jej The Office of Historical Corrections to genialna książka. Jest też Mariana Enriquez! Gdy czytałam jej zbiór opowiadań Niebezpieczeństwa palenia w łóżku… szczerze? Ludzie nazywają moje teksty mrocznymi, ale to co robi Mariana! To jest jakiś inny poziom mroku!
Robiłam z nią wywiad w zeszłym roku i specjalnie założyłam koszulę z czarnej koronki jako hołd dla jej estetyki. Skomplementowała mnie i chyba zawsze będę pamiętać ten moment.
[Śmiech] Jej estetyka jest mroczna w najbardziej intrygujący, ludzki, delikatny i intymny sposób. Uwielbiam ją!Mariana Enriquez: klasa średnia bardziej boi się biedy niż potworów [WYWIAD]
Jej książki są też bardzo polityczne. To ważny aspekt dla Ciebie?
Wydaje mi się, że też wykonuję tę pracę. Ktoś otagował mnie przy okazji podcastu, gdzie analizowano opowiadanie Niezbędne organy. W nagraniu opisywali tę historię na zasadzie, że nic się w niej nie dzieje. To tylko kobieta, która zastanawia się, czy zatrzymać dziecko czy nie. Słuchałam tego i byłam jak: ha! to ciekawe, w jaki sposób mężczyźni katalogują i oceniają wewnętrzną walkę kobiety. Tak wiele się tam przecież dzieje! W mojej pracy zwracam uwagę na te kwestie, ale jednocześnie nie chcę pisać bezpośrednio o tym.
W przypadku moich opowiadań pytanie brzmi: czy mam zostać matką? Czy rozstać się z mężem? Co robić? Kim jestem? To uniwersalne ludzkie tematy, bez ograniczenia na konkretną rasę czy tożsamość. Jednocześnie pisząc o tych ogólnych kwestiach pokazuję, że problemy systemowe mają wpływ na różne decyzje. Czuję, że to pułapka dla marginalizowanych pisarzy i pisarek – czytanie ich wyłącznie przez kwestie polityczne. To po prostu systemy, w których funkcjonują te postaci, a nie sedno opowieści. Wiele osób interpretuje moje teksty przez rasę i płeć, a pomija rzemiosło. A ono jest dla mnie bardzo, bardzo istotne.
Zatem porzućmy polityczność. Opowiedz mi proszę o swoim procesie.
Mam nadzieję, że ta strefa będzie się stale rozwijać, ale na ten moment jestem bardzo przywiązana do zdań i ich brzmienia. Pewnie mogłabym pisać szybciej, gdybym tego tak nie szlifowała, ale jest jak jest. Fascynują mnie też obrazy. Mój umysł pracuje tak, że najpierw wyobrażam sobie, jak coś wygląda, a potem próbuję ubrać to w słowa. Zwracam też uwagę na brzmienie. Poetom to przychodzi naturalnie – uwzględniają dźwięki i rytmy. Prozatorzy nie zwracają na to aż takiej uwagi, ale ja staram się o tym myśleć. To równie istotne jak znaczenie. Zaczynam od najbliższej perspektywy, a potem zoomuję wstecz, żeby zerknąć na szerszy kontekst. To zabiera bardzo dużo czasu.
Jak długo pisałaś Mleko krew żar?
Jest duża różnica między powieścią a opowiadaniami. Gdy piszesz pojedyncze teksty często nie wiesz, że staną się zbiorem. Najstarsze w książce jest opowiadanie, które napisałam mając 21-22 lata. To był 2012. Najświeższe pochodzi z kolei z 2019 roku. Potem przychodzi praca edytorska. To nie tak, że pracowałam bez przerwy przez 7 lat. Tymczasem powieść…
Pracujesz nad powieścią?
O tak, od 13 lat! Powieść miała wyjść jako pierwsza książka. Pracowałam nad nimi równocześnie, więc dotykają podobnych tematów. Patrzę na żałobę, winę i wybaczenie w kontekście struktury rodzinnej. Nieważne jak blisko jesteś z kimś, wiesz tylko tyle, ile ta osoba Ci pozwoli. Najprawdziwszej wersji czasem nigdy nie poznasz. Co dzieje się, gdy po śmierci tej osoby zostaje Ci tylko percepcja i musisz sobie z tym jakoś dalej poradzić? To opowieść o mamie i córce – nie miałam pojęcia, jak często wracam do tego tematu póki nie spojrzałam na moje opowiadania!
Bardzo chętnie to przeczytam, gdy już wyjdzie.
Daję sobie deadline do maja, żeby skończyć pierwszą wersję.
Trzymam kciuki, ale zero presji! Swoją drogą, czujesz jakieś ciśnienie w związku z ciepłym przyjęciem, jakie spotkało Mleko krew żar?
Mówi się, że druga książka to zawsze ciężka sprawa – zwłaszcza, jeśli wokół pierwszej zrobił się szum. To ciekawe, bo kiedy piszesz debiut, nikogo to nie obchodzi, nikt nie czeka. To ssie, ale na inny sposób. Jedyna presja to ta w Tobie. Teraz czuję te emocje 10 razy bardziej. Nadal napieram sama na siebie, ale teraz jest jeszcze grupa odbiorców, którzy na mnie czekają. Czy kochali opowiadania, czy je hejtowali, czy wzruszyli na nie ramionami – mają już jakąś opinię na mój temat. Jednocześnie pojawiają się myśli, że wszystkie pomysły już wykorzystałam, że nie ma we mnie nic więcej. To oczywiście nieprawda, ale ciężko czasem od tego uciec. Próbuję rozdzielić te rzeczywistości: moje pisanie i kwestię odbioru, oczekiwań, nagród, presji.
Totalnie rozumiem. W sumie może to dobrze, że najpierw wyszły opowiadania, bo teraz możesz zadebiutować ponownie – tym razem powieścią.
Kiedy rozmawiałam z różnymi redaktorami o tej książce, jedna z osób powiedziała mi, że debiutuje się tylko raz, więc muszę to zrobić we właściwy sposób. Cóż, wiedziałam, że nasza współpraca się nie uda, bo wszystko we mnie oklapło po tym telefonie. Popychała mnie, żebym jednak zajęła się powieścią, mimo, że jasno zakomunikowałam jej, że jeszcze nie jestem z nią gotowa. Chciała, bym odłożyła na bok gotową książkę, żeby dać priorytet innej. To wszystko nałożyło na mnie mnóstwo presji.
Cieszę się, że osoba, która finalnie podjęła się redakcji, ma podejście, że każdy nowy gatunek to kolejny debiut. Jeśli potem napiszę jeszcze non-fiction to też będzie to debiutem. Każda kolejna książka dobudowuje coś do pozostałych. Nawet jeśli coś okaże się porażką, będziemy z tym pracować dalej, to nie koniec świata. Wspaniale było usłyszeć, że ta jedna rzecz nie może mnie ani stworzyć, ani zniszczyć. Kluczowe jest mieć właściwe osoby w swoim życiu, które rozumieją Ciebie i Twoją pracę.
[HAU HAU] Przepraszam, to mój piesek szczeka.
Nie przepraszaj. On po prostu się z tym w pełni zgadza!
Tak jest. Jakie było Twoje doświadczenie pracy z redaktorką? Jak patrzyło się na swoją pracę cudzymi oczami? Znałyście się wcześniej?
Mamy świetną relację zarówno w pracy, jak i poza nią. Co roku w Stanach odbywa się duża konferencja pisarzy. Znalazłam się na przyjęciu z Jamelem Brinkley, autorem A Lucky Man. To on mi ją przedstawił. Piłyśmy drinki po czym poszłyśmy razem do łazienki. Stąd się znamy. Przez kolejne dwa lata śledziła moją pracę i finalnie została moją redaktorką. Nasz proces jest oparty na współpracy – wydaje mi się, że tak to wygląda w idealnym świecie. Nikt nie może stać Ci nad głową i kazać robić rzeczy. Podobnie pracuję redagując teksty dla magazynów albo prace moich studentów. Chociaż książka była gotowa, gdy trafiła w jej ręce, ona w pewnym sensie ją otworzyła. Przesunęła granice moich własnych możliwości. Bardzo to doceniam i marzy mi się, żeby zajęła się również moją powieścią.
Wyobrażam sobie, że takie spojrzenie jest tym ważniejsze przy powieści, którą trudniej jest objąć wzrokiem w całości, zwłaszcza gdy pracowałaś nad nią tak długo.
Zdecydowanie. Piszę ją tak długo, że stałam się w międzyczasie inną osobą. Potrzebuję ułożyć te wszystkie części w jedną całość.
Zatem trzymam kciuki za pisanie i redakcję. Będę wypatrywać powieści!
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.