Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
Nawet nie wiecie, jak się cieszymy, widząc tyle radosnych mordek zebranych w jednym miejscu. Festiwale, tęskniliśmy za Wami! Oto nie jedna, nie dwie, ale trzy relacje naszych specjalnych wysłanników z 2. dnia FEST Festivalu. Przemek, Kacper i Dymek. Oni tam są. Czytajcie!
PRZEMEK
2. dzień festiwalu za nami. Jeśli mój wewnętrzny cebulak nie budzi mnie na hotelowe śniadanko, które jest do godz. 10, to znaczy, że było intensywnie.
Choć to dopiero czwartek, trudno było nie odnieść wrażenia, że festiwal ma już załączony tryb odpiętych wrotek. Co chwilę ktoś z moich ludzi pytał, „ej, ale dzisiaj jest piątek, co nie?” a pan taksiarz wyraził obawę o to, czy damy radę tak lecieć aż do niedzieli.
Ale od początku. Tego dnia pogadałem sobie z Kerala Dust. Chłopaki z Londynu okazali się być równymi ziomeczkami, z którymi szybko złapałem wspólny język. W sumie nic dziwnego, bo również jestem downtempowym świrem. Spoko mordeczki, a zarazem z klasą.
Szybko przeszło od formalności do opowiadań o ich wspólnych początkach. O czasach, gdy spędzali czas w samochodzie, słuchając razem muzy, a potem mieli przypał u mamy, która myślała, że jarali weed.
Tak czy siak, warto było zbierać przypixy, bo samochodowa edukacja muzyczna wyszła im na dobre – podczas występu bluesowe riffy przemykały między jazzującymi solówkami na rhoadsowych klawiszach w stylu The Doors, a wszystko płynęło sobie na dwontempowym bicie w rytm powoli zachodzącego słońca. Coś mi mówi, że mama mogła mieć odrobinę racji.
To, co najbardziej uderzyło mnie podczas ich koncertu to fakt, jak pięknie potrafią wrzucać popową melodyjność między basowy, bujający groovik. Dokładnie to samo mogę powiedzieć o secie Purple Disco Machine. Choć remiksy ABBY wydają się tanią zagrywką, to ilość disco groove’u, który wlał się we wszystkie moje otwory podczas jego seta, uciszył krytyczne głosy w głowie.
Tak się również sympatycznie złożyło, że właśnie wtedy, po kilkugodzinnej rozłące, przypadkiem spotkałem pod sceną resztę Going.owej ekipy. Jak to możliwe, że nie mamy w firmie sekcji tańca disco?
Z DISCO
MOŻESZ WSZYSTKO
Believe it or not, ale w rytmie 4/4 przeszliśmy niemal całą drogę z Arena Stage na Eden, gdzie przywitała nas końcówka seta Miry oraz następny w kolejce Rampue. Niemiec niczym naukowiec z NASA w wielkim skupieniu ogarniał swojego live’a na komputerku. A za chwilę z impetem rakiety wleciał w nas pierwszymi dźwiękami. Rampiu albo Rampułe, jak wolą inni, to live act, który trzeba przeżyć na własnej skórze. Szczególnie, jeśli klubowe downtempo kojarzy się Wam jedynie z tanimi, orientalnymi melodyjkami.
Jakoś w połowie jego seta słońce zaczęło świtać, a po mnie przyjechał pod samą scenę śpiulkomotor.
Idź już spać, chłopie, musisz rano napisać relację z drugiego dnia
DYMEK
Mimo zakwasów w nogach i niemałego zmęczenia po pierwszym dniu festiwalu, lecę dalej i śpieszę Wam zarapartować kolejny dzień spędzony w Parku Śląskim. Moim leitmotivem tego dnia była moda, bowiem, cytując Davida Bowiego:
Tym, którym umknęło przypominam: Goingowe fashion police szuka najlepszych festiwalowych stylóweczek, więc nie bójcie się wyrazić siebie w pełni. Najlepsza stylizacja zostanie nagrodzona voucherem na 200 zł, który będziecie mogli zrealizować na koncerty z oferty Going. Czy warto wziąć udział w konkursie? No proste, byczku. Wczoraj wielu z Was pozytywnie nas zaskoczyło. Jesteśmy gotowi na jeszcze więcej. Zresztą obczajcie sami co działo się wczoraj i inspirujcie się:
Poza łowieniem fashionistów, porozmawialiśmy z młodymi projektantkami i projektantami, wystawiającymi swoje produkty w strefie Market. Ola i Asia z marki Bivak opowiedziały o islandzkich inspiracjach w tworzeniu outdoorowych ubrań, Sebastian z INO TY pokazał mi wielofunkcjonalność i ekologiczność swoich projektów, a Kamil z Moszczyński Design opowiedział o ciągłej inspiracji pochodzącej z muzyki i ulicy. Wypatrujcie naszych InstaStories z kolejnymi modowymi historiami.
Moda modą, ale przejdźmy do muzyki. Jednym z highlightów tego dnia był koncert Princess Nokii. Nowojorska raperka zawładnęła sceną, dosłownie i w przenośni. Był to kolejny koncert pełen eklektycznych dźwięków, a do tego przy oprawie wizualnej, która nie pozwalała odwrócić oczu od Tent Stage. Kto odwrócił choć na chwilę, niech żałuje… 😳
Niedługo potem poleciałem na pierwszy wywiad tego dnia. Moim rozmówcą był Alan Walker, ulubieniec słuchaczy EDM. Mimo że jego muzyka to nie moja bajka, był świetnym rozmówcą i sprawiał wrażenie bardzo wrażliwego człowieka. Pogadaliśmy o fenomenie YouTube’a, współpracy z A$AP Rockym i nadchodzącym albumie.
Po wywiadzie wróciłem na Tent Stage na koncert Pezeta. Widać było, że Paweł z Ursynowa jest wygłodniały koncertów, tego nie dało się ukryć. I bardzo dobrze. Energia w namiocie sięgała zenitu, ale cóż, trzeba było lecieć na kolejny wywiad.
Tym razem moim rozmówcą był Tino Schmidt, bardziej znany jako Purple Disco Machine. Porozmawialiśmy o kondycji disco na świecie, prowadzeniu autorskiej audycji radiowej oraz wyjaśniliśmy skąd wziął się jego pseudonim. Po rozmowie od razu pobiegłem na jego set, a tam usłyszałem disco house w bardzo solidnym wydaniu. Kolejny raz przekonałem się, że disco ponad wszystko, a szczególnie kiedy jest na tak świetnej scenie jak Arena. Światła, telebimy, lasery – wszystko na tej scenie wygląda nieziemsko.
Nogi zaczynały dawać o sobie znać coraz bardziej, ale nie ma, że boli, lecimy dalej. W końcu udało mi się wybrać na Kręgi Taneczne. Trzeba przyznać, że jest to dłuższy spacer, ale czego się nie robi dla dobrej muzyki. Tam scenę EDEN zamykał Rampue w formule live i był to idealny set na zakończenie tego dnia. Wolne, klimatyczne i rozkminkowe dźwięki przywołały wspomnienia z GarbiczFestival. Wspomnienia, wspomnienia…
KACPER
Czwartek, godzina 7:00. Zamiast dźwięku budzika słyszysz hałas. Za oknem rozkopana ulica i dwie koparki. Montują kanalizację.
Zbiegam na dół do naszej hotelowej stołóweczki. Pani z obsługi poleca dzisiaj pastę jajeczną, a ja nie jestem w stanie jej odmówić. Kanapeczki z pastą i pomidorem popijam smaczną kawusią. Wszystko staje mi w gardle, kiedy odpalam feed i czytam newsy o lex-TVN.
„Budzę się codziennie. Otwieram oczy, no *****, znowu w tej Polsce. I już mi się nie chcę niczego”.
Ile razy ktoś Ci zwracał uwagę na statusie, żeby nie zerkać w telefon czy komputer, tylko słuchać tego, co się mówi? Muszę usiąść do pisania relacji z pierwszego dnia FESTa i jednocześnie przygotować się na wywiad z Julią Pośnik. Taski odhaczone, trzeba zgarnąć szybko szamkę i lecieć na teren festiwalu, bo po 15:00 łapiemy Kerala Dust na wywiad.
Zawijka do taryfy i lecę do polecanego przez Matiego WOLNO, które okazuje się być zamknięte do końca sierpnia. Szybka zmiana knajpy na Len Arte, zgarniam acciughe e capperi. Placek zjedzony, telefony zaczynają dzwonić, a ja walczę o znalezienie wolnej taksówki. W drodze na festiwal opowiadam taryfiarzowi o atrakcjach na FEŚCIE, a on zarzuca suchy żart o masażach erotycznych.
Przemek jest już na wywiadzie, a ja po drodze do media roomu spotykam Igora, który pomoże mi później przedrzeć się przez bramki fosiarzy. Postanawiam zgarnąć lampkę wina dla kurażu przed wywiadem, więc kieruje się do festiwalowej wioski wina. Wino z CBD? Czego to ludzie nie wymyślą. Ja jednak pozostanę przy frizzante.
Czy Gen Z jest nadzieją na zmianę w tym kraju? Elokwencja i pewność siebie Julii Pośnik robi na mnie piorunujące wrażenie. Między nami jest chyba osiem lat różnicy – wydawałoby się, że to nie dużo, ale jej pokolenie ma kompletnie inny mindset, niż moje. Oni wiedzą, czego chcą i nie boją się po to sięgać.
Po wywiadzie wbijam na moment na Silesia Stage, gdzie grają Kerala Dust. Koncerty w ciągu dnia potrafią być niezwykle urokliwe, ale ciężko jest mi się skupić na czymkolwiek, bo w głowie wciąż mam ten wywiad. W międzyczasie wyjaśnia się sytuacja z naszym nowiutkim banerem. Niestety odbija on światło na tyle mocno, że oślepia kamery i nie ma opcji, żeby go zmieścić w kadrze. Muszę się tym zająć.
Widzieliście kiedyś różowy stretch? Nawet chłopaki z działu produkcji FTSu byli zaskoczeni. Kompletna nowość.
Krążę po terenie festiwalu, a nogi zaczynają wchodzić mi w dupę. Wbijam na moment na koncert Pezeta, ale czuję że muszę odpocząć i przygotować się na piątek.
Znów odbiera mnie ten sam taksówkarz-behawiorysta, a ja zaczynam w głowie układać same czarne scenariusze. Na szczęście odwozi mnie na miejsce. Wchodzę do pokoju i padam na twarz. Obym jutro miał więcej siły na koncerty.
Wszelkie trudy festiwalowego życia 🤪 znoszą i relacjonują:
Przemek Pstrongowski, Kacper Pliżga i Dymitr Liziniewicz
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE