Czytasz
Fascynująca podróż na kontynent – rozmawiamy z dyrektorem artystycznym festiwalu AfryKamera

Fascynująca podróż na kontynent – rozmawiamy z dyrektorem artystycznym festiwalu AfryKamera

Kadr z filmu "Maria Panna Nilu", mat. promocyjne

Czym Hillywood różni się Nollywood? Na czym polega konflikt pomiędzy Hutu i Tutsi? Czym charakteryzuje się kino egipskie? O kinie afrykańskim rozmawiamy z dyrektorem artystycznym AfryKamery, Przemysławem Stępniem. Dziś rusza 15. edycja festiwalu. Filmy będziemy mogli oglądać online.

Festiwal AfryKamera to pierwszy w Europie Środkowo-Wschodniej festiwal prezentujący dorobek kinematografii afrykańskiej. Jego historia sięga 2006 roku. Jak doszło do jego powstania? 

W 2004 roku, jeszcze na studiach, zaangażowałem się we współpracę z nieistniejącym już Stowarzyszeniem Solidarni z Afryką, gdzie poznałem tak znakomitych ludzi, jak jego ówczesny prezes Paweł Średziński, który w późniejszym czasie współtworzył m.in. Fundację Afryka Inaczej, ale jest też znanym działaczem ekologicznym, oraz Maciej Żemojcin, twórcę pierwszego loga festiwalu. W ramach stowarzyszenia współorganizowałem w Krakowie kilka wydarzeń kulturalnych związanych z Afryką. Jako zapalony kinofil postanowiłem wzbogacić wydarzenia o pokazy filmowe i tak udało się pozyskać szereg niesamowitych krótkich metraży studenckich, które zresztą pamiętam po dziś dzień, jak chociażby Black Sushi Deana Blumberga.

Pokazy były tak udane, że postanowiłem zorganizować jednorazowy przegląd kina afrykańskiego. Tu udało się nawiązać współpracę z Martą Krutel, w owym czasie dyrektorką warszawskiego Kina Luna, a także żywo zaangażować niesamowitą ówczesną ambasadorkę RPA, Febe Potgieter-Gqubule. Dzięki ich przychylności i wsparciu udało się zrealizować pierwszy przegląd w kwietniu 2006 roku. Zbiegło się to szczęśliwie z tym, że festiwal miał polską przedpremierę kinową filmu Tsotsi Gavina Hooda, świeżo po tym, jak zdobył on Oskara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Przegląd okazał się ostatecznie sukcesem ponad oczekiwania, więc zamienił się w festiwal. Po latach i szeregu wzlotów i upadków jesteśmy już przy 15. edycji.

Dlaczego kultura afrykańska jest Panu tak bliska?

Urodziłem się i w dużej mierze wychowałem w Zambii, kraju, który pewnie większości Polaków kojarzy się co najwyżej z Wodospadem Wiktorii. Do Polski przyjechałem już po upadku Muru Berlińskiego, choć ojciec został tam jeszcze kilka lat, więc wakacje spędzaliśmy właśnie tam. W Polsce, podobnie jak moja siostra, przez długi czas czuliśmy się wyobcowani, a podczas wakacji wszystko wydawało się łatwiejsze, bardziej zrozumiałe. Przez lata przystosowałem się do życia w Polsce, choć pewnie już na stałe zostałem w jakiejś mierze outsiderem. Jednocześnie jednak wszystko, co robiłem, ciągnęło mnie do Afryki, co objawiało się chociażby tym, że nawet pisząc pracę magisterską z ekonomii tematycznie musiałem napisać o kontynencie.  

Jak Afryka pokazywana jest w filmach nieafrykańskich? Mógłby Pan wskazać jakieś dominujące tendencje?

Przez wiele lat problemem w kinie o Afryce było to, że kontynent i jego ludzie byli tłem dla historii, które nawet jeśli toczą się w Afryce, to bohaterami były osoby z zewnątrz. Krajobrazy, zwierzęta, a nawet ludzie z Afryki stanowili część scenerii uatrakcyjniającej obraz. Dotyczy to nie tylko amerykańskiej papki, ale nawet ambitniejszych produkcji jak Wierny ogrodnik czy Raj: Miłość.

Przejawia się to w sposobie, w jaki mówi się o Afryce – w domyśle, jako o kraju zacofanym, biednym, Nie chodzi oczywiście o to, żeby nie poruszać problemów na kontynencie, bo nawet po filmach w naszej selekcji widać, że te się pojawia. Raczej problem dotyczy braku innego spojrzenia, co można byłoby określić mianem „pornografii biedy”. Przyglądając się biedzie rzadko dostrzegamy osoby, które za nią stoją, co jest częstym problemem nawet zachodnich filmów dokumentalnych o Afryce. Moim zdaniem takim wyjątkiem jest dokument belgijski W innym życiu, który przedstawia losy czwórki dzieci ulicy w Burundi (pokazywany w ramach festiwalu). Choć opowiada o ich niedoli, w niezwykły sposób udaje mu się uchwycić człowieka, którego spotkał taki a nie inny los. O tym temacie zresztą nakręcono świetny dokument Stop Filming Us, który pokażemy na następnej edycji AfryKamery.

W opisie wydarzenia czytamy, że “AfryKamera to przede wszystkim Afryka widziana oczami Afrykanów”. Co charakteryzuje współczesne kino afrykańskie? Czy można wyróżnić jakieś jego cechy charakterystyczne – pod kątem formalnym czy tematycznym? 

Samo kino afrykańskie jest tak samo niejednolite jak kontynent. Czyli mamy ponad 50 krajów i kilka tysięcy języków, bogactwo historii i różne dzieje. Pytać o kino afrykańskie to jak pytać o kino europejskie. Tymczasem kino włoskie, szwedzkie czy polskie to różne dzieje, wpływy, historie, estetyki. Podobnie jest w Afryce. W kinie Senegalu, Mali czy Wybrzeża Kości Słoniowej widać klasyków kina afrykańskiego jak Ousmane Sembene czy Souleymane Cisse, przez których twórczość pobrzmiewają opowieści griotów. Tym samym nowi twórcy z tego regionu rozwijają tę niezwykłą estetykę, co widać w Timbuktu Abderrahmane Sissako, ale także w prezentowanych na AfryKamerze Nocy królów czy Ojciec Nafi. 

Mamy kino mainstreamu behemotu kina kontynentu jakim jest Nollywood, oderwane od oczekiwań zachodniego odbiorcy, za to świetnie odpowiadające lokalnym potrzebom. Jest też jeszcze bardziej szalone kino Hillywoodu, czyli z Ugandy. Film „Crazy World” czołowego twórcy z Ugandy Nabwana I.G.G. zamykał sekcję Midnight Madness na MFF w Toronto, a jego filmy to niesamowite odjechane przeżycie, które dotyka sedna tego, co kochamy w kinie.

Mamy też kino egipskie, bardziej mainstreamowe, ale z coraz barwniejszym, ambitnym obliczem po rewolucji 2011 roku. Jest kino Maghrebu, mocno inspirowane filmem francuskim ale też włoskim (szczególnie neorealizmem). Do tego kino z Angoli czy z Mozambiku, gdzie realizm magiczny jest wręcz integralny dla sposobu opowiadania historii, co widać w Pociąg soli i cukru czy Klimatyzator.

Jest oczywiście technicznie doskonałe kino południowoafrykańskie, które jest tak eklektyczne, jak można byłoby się spodziewać po twórczości z Tęczowego Narodu. W tym roku mamy nie tylko znakomity historyczne film Poppie Nongena i musicalowy Kanarek, ale też można obejrzeć kilka tytułów czołowego eksperymentatora z RPA Jahmila X. T. Qubeki. 

To tylko część Afryki, którą zresztą sami jako AfryKamera cały czas odkrywamy i coraz bardziej doceniamy jej różnorodność i bogactwo. 

Czy w okresie, gdy mieszkał Pan w Zambii, miał pan okazję zaznajomić się z kinematografią afrykańską?

W Afryce byłem dzieckiem wypożyczalni VHS-ów, przy czym dostępne były tylko produkcje amerykańskie i bollywoodzkie. To zapewne wpłynęło na moje postrzeganie filmu, bo nie dorastałem na kinie polskim, radzieckim czy europejskim, tylko na hollywoodzkiej pop-kulturze z okazjonalną domieszką bollywoodu. Jednocześnie jednak w Zambii nie było dostępu do kina afrykańskiego, więc jako zapalony miłośnik filmu już na studiach próbowałem w jakiś sposób nadrobić te zaległości, co okazało się niezwykle trudnym wyzwaniem. W ramach poszukiwań odkryłem co prawda Richarda Stanleya, legendarnego południowoafrykańskiego twórcę horrorów, jednak dostęp do klasyki kina z kontynentu był praktycznie zerowy.  

Dlaczego tak rzadko widzimy filmy afrykańskie w programach międzynarodowych festiwali filmowych? 

Nie mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Większość tytułów w programie AfryKamery pochodzi z selekcji ostatnich dwóch lat takich festiwali jak Sundance, Berlinale, Wenecja, Toronto, Cannes, Locarno czy Rotterdam, a jeśli chodzi o dokumenty to z HotDocs i IDFA. Czyli czołowych festiwali świata. Do tego często te tytuły zgarniają nagrody. W minionym roku na MFF w Cannes, który ostatecznie się nie odbył, było aż pięć tytułów z Afryki. Taka sytuacja przestała być wyjątkiem, stając się coraz bardziej normą. Nawet w Polsce od kilku lat, zarówno Warszawski Festiwal Filmowy, jak i Nowe Horyzonty prezentują zawsze szereg tytułów z Afryki, a mimo to AfryKamera ma wciąż wiele jeszcze lepszych filmów, które możemy zaprezentować. W tym roku w online’owym festiwalu Nowe Horyzonty było pięć tytułów z Afryki, a z subiektywnych informacji od widzów docierało do nas, że filmy z Afryki były najlepszą częścią tegorocznej selekcji.

W ciągu ostatnich 15 lat kino z Afryki przeszło naprawdę wielki kawał drogi. Na scenę weszła nowa generacja twórców, a technologicznie dokonał się wręcz skok. Stąd też, o ile na początku AfryKamery przymykałem oczy na niedoróbki techniczne, np. z dźwiękiem, teraz prawie nie zdarza się tytuł odstający pod tym względem od standardów światowych.  

Jakie filmy będziemy mogli zobaczyć w ramach nadchodzącej 15. edycji? Jakich bloków tematycznych możemy się spodziewać? 

W tym roku tematem przewodnim jest Rwanda i Burundi, dwa kraje o wspólnej i tragicznej historii, która jest powiązana z trudnymi relacjami Hutu i Tutsi oraz negatywną rolą belgijskiej kolonizacji na powstawanie nienawiści rasowej w tym regionie. Od 1994 roku oba kraje przebyły wielką drogę. Rwanda jest uznawana za najczystszy kraj Afryki, ma największy odsetek kobiet w parlamencie na świecie, a rozwój gospodarczy ma imponujący, jednak wciąż naznaczony jest przeszłością.

W minionym roku wyszły dwa ważne tytuły o regionie, obie są ekranizacjami głośnych książek. Mowa tu o Tęsknocie Gaela Faye oraz Maria Panna Nilu Scholastique Mukasonga (książki dostępne są także w Polsce). Film powstałe na bazie tych powieści niesamowicie wzbogacają wiedzę odnośnie podłoża konfliktu Hutu i Tutsi i nadają mu bogaty rys ludzki. Warto dodać, że Maria Panna Nilu zdobył Srebrnego Niedźwiedzia na niedawnym Berlinale. Zresztą te dwa wspomniane tytuły miały oficjalnie otwierać i zamykać nasz festiwal w wydaniu fizycznym.

Ponadto planujemy pokaz wybranych krótkich metraży z Rwandy pod nazwą Kraina tysiąca opowieści (co jest nawiązaniem do tego, że kraj znany jest też jako Kraina Tysiąca Wzgórz) oraz wspomniany niezwykły dokument z Burundi W innym życiu. Inny ważny blok to Afryka w Ruchu, który poświęcimy roli tańca w Afryce. Tu mamy cztery dokumenty: z RPA, Angoli, Mozambiku i z Maroka, każdy poruszający inne aspekty. Niejako podczas selekcji zarysowały nam się też dwa inne tematy: Chiny w Afryce oraz South African History X.

W programie przewidziane są również filmy polskich autorów i autorek. Jak ich obraz Afryki różni się od tego w produkcjach afrykańskich?  

Perspektywa polska jest dla nas z każdym rokiem coraz ważniejsza. Polacy z jednej strony romantyzują Afrykę, a z drugiej rozpowszechniają złe stereotypy, gdzie nie ma drugiej strony monety. Za to mam wrażenie, że polskim twórcy mają niezwykłą wrażliwość, a w gruncie rzeczy poprzez pewne wspólne aspekty ‘kolonialne’ (przy czym polski kolonializm nazywał się PRL), potrafimy łatwiej wychwycić uproszczenia i są przez to prawie tak samo wyczuleni na to, jak twórcy z kontynentu. Widać to chociażby w filmie Joanny Kos-Krauze Ptaki śpiewają w Kigali.

W tym roku prezentujemy głównie dokumenty, które są bardzo o siebie różne, a jeden wręcz toczy się w Ameryce. Tu naprawdę trudno znaleźć coś, co te dzieła łączy, bo estetycznie jak i twórczo pokazują jak bogate i innowacyjne jest młode polskie kino.

Sprawdź też
Scrabble

Rok 2020 przyniósł w Polsce dyskusję dotyczącą rasizmu. Głośno, m.in. za sprawą zdjęcia Rafała Milacha, zrobiło się w mediach o słowie “murzyn”. Wiele dyskusji, spotkań i artykułów dotyczyło wówczas uprzedzeń dot. społeczności afroamerykańskich. Z jakimi stereotypami chcielibyście walczyć organizując AfryKamerę? Jak można uwrażliwić publiczność na dyskryminację? 

Od zawsze byliśmy jako festiwal zaangażowani społeczni. Na ile to możliwe włączamy się w tego typu debaty i także komentujemy różne zachowania mediów, które uznajemy za złe praktyki. Naszą główną rolą jako festiwal jest przełamanie jednej bariery: postrzeganie stereotypowe kina afrykańskiego jako czegoś gorszego, słabszego, które należy oglądać z dystansem. Tymczasem uważamy tę ocenę za niesprawiedliwą, bo jest to obecnie kino światowej klasy. Z kolei wierzymy, że gdy Polacy zrozumieją, jak doskonała jest twórczość z kontynentu, upadną pomału pewne stereotypy odnośnie zacofania i braku kultury z Afryki. Im szerzej zostaną twórcy docenieni, tym łatwiej też będzie obalać za pośrednictwem kina inne stereotypy.

Uważamy, że tu kino może mieć równie wielką rolę, jak twórcy afroamerykańscy w obaleniu wielu uprzedzeń odnośnie czarnych oraz upowszechnieniu kultury ‘woke’ w społeczeństwie. To otwarcie oczu na jakość kina z Afryki z kolei zaś otworzy przed Polakami drzwi do bogatej historii opowieści afrykańskiej oraz do zrozumienia, jak wiele nas łączy, mimo olbrzymich różnic. Kluczem do prawdziwej akceptacji jest pogodzenie się z tym, że nie dzielimy z innymi ludźmi tylko naszych zalet i silnych stron, ale również słabości. Tu moim zdaniem znakomicie sprawdza się w tej roli tegoroczna selekcja filmów o Rwandzie i Burundi. 

W tym roku w festiwalu będziemy mogli uczestniczyć również online. 

Do samego końca mieliśmy nadzieję na festiwal stacjonarny, co wiąże się z tym, że mieliśmy w programie szereg polskich premier znakomitych filmów jak Moffie Olivera Hermanusa (MFF Wenecja), Makila Machérie Ekwa Bahango (MFF Berlinale) czy Farewell Amor Ekwa Msangi (MFF Sundance). Te tytuły i kilka innych muszą jednak zaczekać na edycję stacjonarną, którą liczymy zorganizować w styczniu i w lutym 2021 roku.

Z kolei w formule online, poza wspomnianymi już wcześniej blokami pokażemy też znakomity blok krótkich metraży (długi na 150 minut), wśród których są zwycięzcy  najważniejszych międzynarodowych konkursów, w tym Da Yie Anthony’ego Nti, zdobywcy głównej nagrody na MFF Clermont Ferrand. Ponadto, wśród pełnych metraży mamy takie tytuły jak Softie Sama Soko, zdobywcy nagród z tegorocznego Sundance. Jest to niezwykły kenijski dokument, który pokazuje życie aktywisty walczącego o demokrację w swoim kraju, ale też jest niezwykłą rejestracją życia codziennego tytułowego Softiego, a przy tym ukazuje dugą wielką bohaterkę tej historii – jego niesamowitą żonę. 

Bogata jest też lista fabuł: „Umrzesz, mając 20 lat” Amjada Abu Alali (MFF Wenecja), „Ojciec Nafi” Mamadou Dia (MFF Toronto), „Noc królów” Philippe’a Lacote’a (MFF Wenecja), „Klimatyzator” Fradique’a (MFF Rotterdam).

AfryKamera to nie tylko filmy, to również program wydarzeń towarzyszących. Czego możemy spodziewać się w tym roku? 

Z wiadomych przyczyn formuła została ograniczona do tego, co można wykonać online. W związku z brakiem fizycznych gości online dostępne będą wywiady z reżyserami, pisarzami, twórcami, a także koncert otwarcia oraz zrealizujemy kilka rozmów i dyskusji online. Na otwarcie planowany jest otwarty koncert południowoafrykańskiego zespołu Placeholder. Tu też niejako chcieliśmy wrócić do korzeni AfryKamery, bo jeden z założycieli zespołu, Jaco van der Merwe wraz ze swoim zespołem Ajax, przyjechał do Polski w 2008 roku, co doprowadziło do pierwszego koncertu w historii AfryKamery. Po tych występach stał się znanym muzykiem w RPA, zdobywcą licznych prestiżowych nagród. Najnowszy projekt to esencja współczesnego RPA. Legenda jazzu Ngwako Manamela i młody multiinstrumentalista i perkusista jazzowy Louwrens Ferreira, ścierają się z młodym producentem muzyki elektronicznej Thamsanqa Qaba, oraz z nagradzanym hip-hopowcem Jaco van der Merwe. Wpływy muzyczne projektu są tak szerokie jak Hugh Masekela, Carlo Mombelli, Death Grips i Rage Against The Machine.

Do tego dla dzieci planowane jest specjalne spotkanie online w okresie okołoświątecznym, które poprowadzi Agnieszka Lewandowska. Będzie to miało charakter zabaw połączonej z opowieściami o zwierzętach. Dla wybranych widzów oferujemy też niezwykłą sposobność dołączenia do naszego Jury Społecznego.

Do zobaczenia 21 grudnia przed ekranami!

Więcej informacji znajdziecie na stronie festiwalu.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone