Hilltop Hoods: „Bardzo dojrzeliśmy i mamy wrażenie, że odbiło się to na naszym brzmieniu”
Kylie Minogue, INXS czy The Avalanches – te nazwiska większość kojarzy jako głównych reprezentantów australijskiej sceny muzycznej. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej, bo w tym kraju muzyki tworzy się dużo. I to dobrej!
Przykładem tego może być hip-hopowy skład Hilltop Hoods. Przed koncertem w Polsce, udało nam się krótko porozmawiać z MC Suffą, który opowiedział nam o najnowszym albumie The Great Expanse, życiem w trasie z Eminemem i działalności charytatywnej.
Wasze brzmienie ma dużo więcej wspólnego z początkiem XXI wieku, niż z obecnym „przetrapowanym” soundem? Co kieruje wami przy pisaniu muzyki?
MC Suffa: Ktokolwiek słyszał nasze kawałki może powiedzieć, że bardzo ważna dla naszego brzmienia jest boom-bapowa era. Mamy nadzieję, że to podejście do klasyki słychać wyraźnie w naszej muzyce. Oczywiście mógłbym wymieniać bardzo długo, ale myślę, że A Tribe Called Quest i Beastie Boys i generalnie ten rodzaj brzmienia, który jest oryginalny dla całego gatunku, reprezentuje nas najlepiej. Nie zmienia to znaczenia, że nowy wizerunek hip-hopu też jest nam bliski. Bardzo szanujemy takich raperów jak Kendrick Lamar, Anderson .Paak czy Danzel Curry.
Myślę, że nie jesteście sami, inspirując się tymi artystami, jednak robicie to inaczej, po australijsku. Co według was definiuje brzmienie australijskiego hip-hopu?
Australijski hip-hop jest z natury inny, głównie przez szereg tematów, jakie się u nas pojawią. Mimo tego, wydaje mi się, że ta muzyka jest zjawiskiem globalnym i to w pewnym sensie dobrze, bo poruszane problemy są raczej uniwersalne i to zawsze będzie odbijało się w muzyce.
Wasz ostatni album, The Great Expanse, jest inny niż wszystkie poprzednie. Na tej płycie słychać, że dojrzeliście jako artyści. Jak wspominacie pracę nad tym albumem?
To miłe, że tak uważasz, bo w pewnym sensie właśnie to chcieliśmy osiągnąć. Zawsze szukamy nowych rozwiązań, zarówno w warstwie tekstowej, szukając tematów, które nie są błahe, jak i w stricte muzycznej. Ten album nagrywaliśmy długo, bo aż trzy lata. W tym czasie udało nam się zbudować własne studio, części z nas urodziły się dzieci. Robimy teraz bardzo dorosłe, dojrzałe rzeczy i mamy wrażenie, że to odbija się w brzmieniu tej płyty.
Supportowaliście Eminema podczas jego trasy w Australii i Nowej Zelandii. Jak wspominacie ten czas?
To było czyste szaleństwo. Szczerze mówiąc, lekko nas to wszystko przytłoczyło, to było niesamowite doświadczenie! Jesteśmy przyzwyczajeni do dużych koncertów, ale nigdy wcześniej nie występowaliśmy dla tak dużych widowni, jak podczas tej trasy. Momentami zdarzało nam się grać dla 80 tys. ludzi. Eminem to niesamowita sceniczna bestia. Na koniec trasy, spędziliśmy z nimi trochę czasu i okazało się, że to bardzo dobry człowiek i wielki artysta.
Prowadzicie również działalność charytatywną. To zjawisko, które wśród hip-hopowych artystów nie jest super popularne. Możecie opowiedzieć jakie działania prowadzicie?
Uczestniczyliśmy w projekcie „Australian Hip Hop Supports CanTeen”. Zebraliśmy w ten sposób ponad 100 tys. dolarów. Prowadzimy też „Hilltop Initiative”, w ramach której przekazujemy po 10 tys. dolarów wschodzącym artystom. Ogólnie rzecz biorąc, praca charytatywna jest dla nas niezwykle istotna.
Będziecie w Polsce już drugi raz. Kojarzycie jakichkolwiek polskich artystów z rapowych kręgów?
Niestety, nie słuchamy polskiego hip-hopu, bo zupełnie nie rozumiemy o czym oni rapują (śmiech). Ale żeby nie było – uwielbiamy Polskę! Jest tu bardzo pięknie. Kiedy byliśmy tu ostatni raz mieliśmy szczęście, że mogliśmy trochę pozwiedzać, zobaczyć ten kraj. Koncert też był znakomity, wyprzedał się, było mega dużo ludzi. Poznaliśmy parę naprawdę fajnych osób z Polski, i tak, trochę… popiliśmy!
Pamiętajcie, że koncert Hilltop Hoods odbędzie się już jutro, 16 października, w Pradze Centrum. Widzimy się!
