Czytasz
Hologramy zastępują legendy muzyki? Tym lepiej dla nas [OPINIA]

Hologramy zastępują legendy muzyki? Tym lepiej dla nas [OPINIA]

hologramy abba

Marzyliście kiedyś o pójściu na koncert Michaela Jacksona albo Amy Winehouse? Hologramy przybywają z pomocą, którą niejedna osoba nazwie szalonym rozwiązaniem.

Przeżyć to pierwszy raz

Od wielu lat ludzie zastanawiają się, w jaki sposób zobaczyć na żywo artystów, których już z nami nie ma. Od równie wielu lat słyszy się dywagacje, kto zostanie odtworzony dzięki cyfrze, by znów stanąć na scenie.

I wtedy wchodzi Hatsune Miku, cała na technologicznie. To wirtualna piosenkarka stworzona przez japońską firmę Crypton Future Media. Znaki rozpoznawcze: rzekomo 16 lat, na pewno długie niebieskie włosy, niczym wyciągnięte żywcem rodem z anime, a także piosenki powstające dzięki specjalnym syntetyzatorom głosowym. Na scenie pojawiła się już w 2009 roku, jednak przełomowym momentem w jej karierze był 2010, kiedy to wyruszyła w trasę koncertową jako hologram. Z niemałymi sukcesami, o czym świadczy fakt, że cztery lata później została supportem Lady Gagi na trasie ArtRave: The Artpop Ball.

Skoro ktoś jest w stanie porwać się na taki akt stworzenia i jeszcze przekonać do jego zasadności ludzi, to jaki problem pojawia się przy artystach, którzy faktycznie chodzili kiedyś po świecie?

To pytanie, z pozoru proste, rodzi wiele kolejnych, więc nic dziwnego, że fani muzyki są podzieleni. Z jednej strony można mówić o braku szacunku do twórcy i jego rodziny (monetyzowanie zmarłych legend łatwo zaklasyfikować jako wątpliwą moralnie rzecz). Z drugiej – kto nie chciałby usłyszeć Back to Black czy Thriller na żywo, skoro wcześniej nie mógł?

Kiedyś to były hologramy…

Abbatary i fanfary

Rok 2020 był ważny z wielu powodów, których wolę wam nie przypominać, więc poprzestanę tylko na jednym. To wtedy, mimo kontrowersji, ruszyła pośmiertna trasa Whitney Houston. Oczywiście sale koncertowe były wypełnione po brzegi, jednak show nie okazało się tym, czego oczekiwała publiczność. Reakcje? Marna kopia na ekranie. Kultowa wokalistka była wyświetlana w 2D na pleksi, a sytuacji nie uratowali znajdujący się na scenie zespół oraz tancerze. Na hologramy z prawdziwego zdarzenia trzeba było poczekać jeszcze chwilę.

Debiut w 1972, ogromna popularność, obecność w kultowym filmie Mamma Mia! (covery śpiewały Meryl Streep czy Amanda Seyfried), Cher wydająca album nawiązujący do jego twórczości… Zespół ABBA ma nawet swoje muzeum w Szwecji, za to od blisko 40 lat nie miał ani jednego koncertu, bo już w 1982 roku zdecydował się na przerwę w tej materii.

Aż tu nagle grupa wróciła z nową muzyką – płyta Voyage z końca 2021 – i… wirtualną trasą. Od maja tego roku w Londynie możemy przeżyć jej koncert, zagrany przez tzw. Abbatary, bo tak nazwano stojące na scenie postacie. By mogły powstać, muzyków ubrano w specjalne kombinezony wyłapujące ich ruchy, a do pracy zaangażowano 160 kamer! Później tylko odmłodzenie w obróbce cyfrowej, doszlifowanie charakterystycznych ruchów i można żyć nowym życiem. Jakby tego było mało, budynek został zaprojektowany tak, aby w prosty sposób można było go złożyć i przetransportować w inne miejsce. A że można, to jeszcze chwilę (czyli parę lat) pobędzie w stolicy Wielkiej Brytanii, a później pojedzie w świat. Las Vegas albo Sztokholm, to jeszcze wyjdzie w praniu.

To jeszcze nie te hologramy, o które mi chodzi, dajcie chwilę!

I ja tam byłem, hologramy widziałem i swoje przeżyłem

W lipcu wybrałem się do Anglii, żeby zobaczyć na własne oczy i usłyszeć na własne uszy, jak to wyszło. Za bilet zapłaciłem około 350 złotych i wiecie co? Nie żałuję ani złotówki.

Sprawdź też
ABBA

Wchodząc na arenę, nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać. Nie dość, że starałem się unikać spoilerów w sieci, to jeszcze w środku obowiązuje zakaz nagrywania. Ekskluzywne – tak nazwałbym miejsce, w którym odbył się występ. Nie kupicie piwa w plastikowym kubku ani frytek z budki, za to możecie zamówić kieliszek szampana lub wybrać jedno z wielu win serwowanych w szklanym kieliszku. Nie spotkacie też zbyt dużo nastolatków. Wydaje mi się, że byłem tam jedną z najmłodszych osób (a mam 19 lat, warto to podkreślić).

Mimo że w tym roku spędziłem ponad 50 dni na koncertach, widziałem ponad 100 występów i ciężko mnie zaskoczyć, ABBA to zrobiła. Na początku nie byłem w stanie przetworzyć tego, co się działo. Artyści wyglądali na scenie jak żywi, a różnica między nimi a zespołem, który był tam ciałem, była wręcz nie do zauważenia. Równie interesująca jest sama arena, z której dachu zjeżdżają dodatkowe ekrany, lustra i światła, a jeszcze boczne i tylne ściany są interaktywne. Wszystko to tworzy niesamowity efekt, potęgujący już kapitalne doświadczenie. Ograniczenie w kwestii rejestrowania show sprawia zaś, że ludzie bawią się jak szaleni! A zresztą wiecie – kto nie bawiłby się w najlepsze na koncercie TEJ ABBY?

Tak, to te hologramy, doczekaliście się

Dumanie to strata czasu

Wielu z was pomyśli pewnie, że to niedorzeczne, bo artyści nie śpiewają na żywo, nawet ich tam nie ma. I okej, poniekąd macie rację. Kto jednak w 2022 przejmuje się tym, czy idol śpiewa na żywo? Wiadomo, fajnie, gdy to robi, ale żyjemy w czasach wszechobecnego autotune’a i równie wszechobecnego playbacku (co w ogóle mi nie przeszkadza, żeby nie było). Patrząc na to, że to jedyna okazja na zobaczenie koncertu legend, nie ma nawet sensu zastanawiać się nad sensownością zobaczenia takiego spektaklu.

To już nie czasy Whitney na wspomnianej pleksi, tylko inny, robiący ogromne wrażenie wymiar. Cyfrowi giganci tańczą, grają na instrumentach, wygłaszają przemowy, prowadzą interakcje ze sobą i chodzą jak żywi. Z ręką na sercu mogę wam zagwarantować, że jest to warte każdych pieniędzy. Bo czy da się wycenić niezapomniane przeżycie?

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone