Jakub Skorupa: „Mam w sobie pierwiastek boomerstwa, którego nie przeskoczę” [WYWIAD]
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika…
Jakub Skorupa to jeszcze nie zgred, ale już nie małolat. Z późnym debiutantem porozmawialiśmy nie tylko o najnowszym albumie pt. Zeszyt drugi.
Krzysztof Nowak, Going. MORE: Możemy zacząć od filozoficzno-papierniczego pytania?
Jakub Skorupa: Jasne.
Czy zapełniony zeszyt to zepsuty zeszyt?
Jakub Skorupa: (śmiech)
Pytam serio!
Jakub Skorupa: Nie, bo przecież został stworzony po to, by go zapisano. Od początku jego istnienia wiadomo, że ludzie będą kreślić znaczki kropki, kreski i krzyżyki, a także rysować rysuneczki.
Ale gdy dajesz komuś zeszyt, to czysty. Zapisany byłby słabym prezentem.
Jakub Skorupa: No tak, sam do pierwszej płyty dodawałem małe, niezapisane zeszyty, żeby zachęcić ludzi do pisania własnych historii. Może kiedyś wyślę słuchaczom czyste CD? Nie wiem tylko, co z nimi zrobią…
Bilety na trasę Dzień dobry, jestem z Polski Jakuba Skorupy znajdziecie tutaj!
Nie wybiegajmy tak daleko. O ile twój pierwszy Zeszyt zostawiał sporo miejsca do własnych interpretacji, o tyle drugi nie ma zbyt wielu pustych kartek.
Jakub Skorupa: Też mam takie wrażenie. Zeszyt drugi jest bardzo skompresowany, jeśli chodzi o treść. Trudno mi powiedzieć, czemu tak się stało. Moje teksty powstają głównie w podświadomości. Dopiero gdy coś wykreślam czy poprawiam, to sobie je uświadamiam. Na pewno drugi album jest bardziej osadzony w tu i teraz, czyli moich dwóch, trzech latach życia. Debiut dotyczył aż trzydziestu kilku.
Z drugiej strony powiedziałeś o tym tu i teraz w utworze otwierającym płytę, po czym spytałeś samego siebie: czyli gdzie i kiedy? Skąd ta niepewność?
Jakub Skorupa: A nie masz czasem tak, że się zastanawiasz, czym w zasadzie jest czas? Czym jest teraz? Gdzie jest to teraz?
Pewnie, że się zastanawiam. Nawet, nomen omen, teraz.
Jakub Skorupa: Nie wydaje ci się, że to chaotyczne kropki, które czasem się łączą, a czasem nie? Ostatecznie nawet piosenki o teraźniejszości należą już do przeszłości, gdy się ukazują. Tak jest choćby z moim kawałkiem Tunel.
Dlaczego?
Jakub Skorupa: Pamiętam moment, w którym go pisałem. Byłem wtedy gościem, który zawsze, gdy wychodził na imprezę, mówił o dwóch piwkach, po czym leciał po bandzie i zamykał bar. Obecnie w ogóle nie piję i nie przyjmuję narkotyków.
Czyli po prostu utwór ci się zdezaktualizował.
Jakub Skorupa: Jest nadal aktualny, bo znowu może mi się to przydarzyć. Coś się we mnie złamie i znowu wyjdę na miasto. Przede wszystkim trzeba zaakceptować fakt, że wszystko wynika z przeszłości. Wiele osób mówi mi: ty to masz takie przemyślenia, że pewnie opanowałeś życie w stu procentach. Cóż, wcale nie, nie przeszedłem tej gry. Na tym kończę rozkminę wiejskiego filozofa z Knurowa.
Opowiadasz tak barwnie, a znowu nazwałeś swój album po prostu Zeszytem. Czy nie należało tego trochę skomplikować?
Jakub Skorupa: Moi znajomi się śmiali, że powinienem go zatytułować Syndrom drugiej płyty.
Czemu ich nie posłuchałeś?
Jakub Skorupa: Miałem dwa powody. Po pierwsze, teksty są dla mnie najważniejsze, więc chciałem nawiązać do literackiej narracji. Dużo uwagi poświęcam słowom i temu, co chcę powiedzieć. Po drugie, ten tytuł sugeruje kontynuację debiutu, choć sam wiedziałem, że muzycznie pójdę krok dalej.
Coraz częściej obrazki stają się ważniejsze od słów. Widać to szczególnie w mediach społecznościowych, z których korzystasz oszczędnie.
Jakub Skorupa: Robię to, co chcę, i mówię tyle, ile potrzebuję. Jakoś rok przed wydaniem Pociągów towarowych usunąłem wszystkie konta w socialach, więc przed premierą musiałem je na nowo założyć. Prywatny Kuba Skorupa musiał pomóc publicznemu Jakubowi. Jest we mnie spory pierwiastek boomerstwa i tego nie przeskoczę.
Mogłeś być jednak bardziej wylewny. Może wtedy twoje dołączenie do rapowego Def Jamu byłoby bardziej zrozumiałe.
Jakub Skorupa: Okej, ta decyzja była dziwna i zaskakująca. Sam wiedziałem o tej wytwórni tyle, że wydaje tam Vito Bambino – i to byłby wystarczający argument, bo go bardzo cenię. Przekonało mnie jednak coś innego. Po prostu niczego mi nie obiecywali.
I co w tym niby fajnego?
Jakub Skorupa: Gdy wyszły wspomniane Pociągi, to dostałem kilka propozycji. Wyobraź sobie, że zadzwonił do mnie jakiś gość i powiedział: Kuba, słuchaj, zaraz będziesz bogaty, tylko podpisz ze mną umowę. Wybrałem ludzi, którzy zaznaczyli: zobaczymy, jak to się potoczy. Oczywiście warunki finansowe miały znaczenie, lecz przekonało mnie to, że nie byli typami spod ciemnej gwiazdy.
Wciąż uważam, że w twoim przypadku wzięcie kontraktu w rapowej wytwórni to zrobienie sobie niedźwiedziej przysługi.
Jakub Skorupa: Chcesz usłyszeć anegdotę?
Pewnie.
Jakub Skorupa: Ostatnio graliśmy koncert w Bielsku-Białej i ktoś pomylił mnie ze Skorupem, raperem z Gliwic…
Tak właśnie wygląda boomerski dowcip.
Jakub Skorupa: Tylko że to nie dowcip. W opisie wydarzenia na Facebooku napisano, że będzie koncert Skorupa i dano moje zdjęcie. Wysłałem to do managera i spytałem: WTF? Od razu dodam, że czerpię z rapowej narracji, ale nie uważam się za rapera.
Bo to obraźliwe?
Jakub Skorupa: Nie. Dla wielu osób będących blisko rapu i kultury hip-hopowej byłoby obraźliwe, gdybym mówił o sobie per raper. A ja cenię ten gatunek i szczerość, którą nadal ma wielu jego twórców. Muszę też dodać, że nie jestem świetnym wokalistą, tylko coś tam wydobywam paszczą.
Skoro twierdzisz, że tylko wydobywasz głos, to nagrywanie jest kompromisem z samym sobą?
Jakub Skorupa: Nie no, bardzo lubię to robić. Zanim zacząłem nagrywać, to biegałem z gitarą po mieszkaniu i śpiewałem partnerce moje utwory. Zwyczajnie dużo lat zajęło mi odważenie się, by śpiewać publicznie. Wychowano mnie w kulturze, w której były tylko dwie opcje: albo umiesz śpiewać, albo nie. A ja uważałem, że nie umiem. Nawet poszedłem w Londynie na lekcje emisji głosu, żeby się dowiedzieć, czy w ogóle pozwolą mi tam chodzić. Zawsze chciałem pisać piosenki, w których jest więcej niż jeden dźwięk i chyba jest z tym u mnie coraz lepiej.
A miałeś kiedykolwiek poczucie straconego czasu przez swój późny debiut?
Jakub Skorupa: Nigdy. Nawet w tym momencie nie mam pojęcia, kiedy ukaże się trzecia płyta. Czasem miałem za to takie przemyślenia jak w piosence Fusy. Nie jestem już takim młodzieniaszkiem, a wszedłem do świata z afterkami i długimi rozmowami na backstage’u. Szybko się zorientowałem, że często wolę pojechać do domu i zrobić sobie herbatkę. Swoje w życiu przedmuzycznym przeżyłem, więc czerpię dużo inspiracji z mojej codzienności. Za to przede mną jeszcze kryzys wieku średniego.
Czym będzie się u ciebie objawiać?
Jakub Skorupa: Może pojadę do Turcji, zrobię sobie włosy, kupię jakąś fajną furę i spróbuję zdobyć numer do Tedego, by zrobić z nim piosenkę? A jeśli ktoś wcześniej zaśnie, słuchając mojej płyty, to już życzę mu dobrych snów.
Ty o spaniu, a w nowych numerach masz więcej energii niż wcześniej. Jak to wytłumaczyć?
Jakub Skorupa: Po pierwszej płycie graliśmy sporo koncertów. Miewaliśmy takie momenty, że chcieliśmy trochę bardziej powariować na scenie, lecz tamten materiał rzadko na to pozwalał. W trakcie występów z Zeszytem drugim będziemy się zgrabnie ruszać.
Odświeżyłeś też grono osób do współpracy.
Jakub Skorupa: Początkowo próbowałem stworzyć album z Kubą Dąbrowskim. Zrobiliśmy singlowe Dzisiaj, ale potem doszliśmy do wniosku, że nie możemy znaleźć wspólnego mianownika. To mnie nie zraziło w kwestii zmian, bo wiedziałem, że wyjście z komfortowego świata pierwszej płyty będzie dla mnie korzystne. Sam też poczułem chęć produkowania.
Powiedz coś więcej o tym nowym składzie producenckim.
Jakub Skorupa: Z Patrickiem The Panem skumałem się na początku przygody z muzyką. Z Maurycym Żółtańskim poznałem się chyba podczas sesji songwritingowej w Warszawie. Z Grześkiem Pikulińskim zrobiłem już Pociągi towarowe. No i jest jeszcze Domi Skoczylas, która nie tylko gra w moim zespole, ale przede wszystkim jest moją partnerką od solidnych paru lat. W pewnym momencie powiedziała: spróbujmy zrobić razem parę numerów.
Co było dalej?
Jakub Skorupa: Odpaliliśmy program Logic i zaczęliśmy się drapać po głowach, nie wiedząc, co dalej. Uratowało nas to, że słuchamy bardzo podobnej muzy, więc wiedzieliśmy, jak ma brzmieć nasza wspólna. Pracując z innymi producentami, starałem się trzymać mojej wizji, bo nie chciałem mieć zbioru randomowych piosenek. Chyba się udało tego uniknąć.
Byłeś upierdliwy?
Jakub Skorupa: To pytanie do innych.
Sam się oceń.
Jakub Skorupa: Mam nadzieje, że nie byłem. No dobra, pewnie Domi mogłaby powiedzieć, że jednak byłem. Chociaż to ona jest o wiele większą perfekcjonistką. Dbała, żeby wszystkie dźwięki były dopracowane i zgadzały się kompozycyjnie. Ja jestem bardziej gościem, który wie, czego chce, lecz nie zawsze wie, jak to osiągnąć. Wtedy Domi mówi: dziś układamy partię basu.
Co zrobiliście, by sfera zawodowa nie wchodziła za bardzo w tę osobistą?
Jakub Skorupa: Pomidor.
To nie warzywniak.
Jakub Skorupa: Nie udało nam się tego uniknąć. Ostatni rok wyglądał tak, że codziennie wracaliśmy o 22:00 ze studia i słuchaliśmy zgrywek, które eksportowaliśmy przed wyjściem z niego. Potem jeszcze rozmawialiśmy o piosenkach. Być może nie jest to najzdrowszy styl życia, ale jakoś się trzymamy razem. Długo unikaliśmy otworzenia się na siebie w kwestii pracy. Wydaje mi się, że potrzebowaliśmy czasu, by pozwolić sobie na wzajemną krytykę. Koniec końców poświęciliśmy się wspólnie muzyce, mimo że zawodowo robimy inne rzeczy.
Chciałbyś zostać artystą na pełen etat?
Jakub Skorupa: To byłoby spełnienie marzeń. Widzę po sobie, jak trudno mieć głowę w sztuce i jednocześnie dorabiać, by mieć co włożyć do lodówki i móc spłacać kredyt. Zauważam to także u innych. Mówią mi: siedzę w korpo jako ktoś tam, bo muszę mieć czym chleb posmarować. Takich osób jest mnóstwo wśród alternatywnych grajków. Czuję, że gdybym mógł żyć tylko z muzyki, to potraktowałbym to jak etat pod względem zaangażowania czasowego.
Jak mówi tytuł twojego utworu: akceptacja rzeczywistości wiąże się z konsekwencjami. Nie żałujesz odejścia z korpo?
Jakub Skorupa: Wcale a wcale. Uporządkowałem życiowe priorytety i przekonałem się, że nie mogę zaniedbywać swojej strony kreatywnej. Nie było to możliwe, gdy pracowałem w Londynie od 9:00 do 17:00. Powrót do Polski i odrzucenie korporacyjnej kariery wyszły mi na dobre, choć nie zawsze było łatwo finansowo. Najważniejsze, że choć wszedłem do głębokiej, zimnej wody, to się poukładało.
Więcej wywiadów z artystami przeczytacie tutaj!
Redaktor naczelny magazynu Going. MORE, współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika ZAiKS Wiadomości, a także rapowa głowa. W przeszłości dziennikarz prasowy magazynów Playboy, Esquire i CKM czy redaktor muzyczny newonce.