Czytasz teraz
Juan Cardenas: Współczesna rzeczywistość przypomina spiralę [WYWIAD]
Kultura

Juan Cardenas: Współczesna rzeczywistość przypomina spiralę [WYWIAD]

W powietrzu unosi się pewna rozpacz, udręka i całkowity brak sensu, ale przypisuję to faktowi, że kapitalizm umiera i nie wiemy, czy w ramach tej agonii wyginiemy jako gatunek, czy też uda nam się przetrwać – mówi kolumbijski pisarz Juan Cardenas, autor książki Diabeł z prowincji.

Minęło piętnaście lat odkąd biolog porzucił Kolumbię. Życie nie ułożyło się jednak tak, jak oczekiwał. Powraca więc do matki i podejmuje pracę w lokalnej szkole z internatem. Juan Cardenas szybko rozpędza akcję. W naszym polu widzenia pojawia się zamordowany brat, zapomniana pierwsza miłość czy rozmaite tajemnicze propozycje. Książka przyniosła autorowi nominację do National Book Award. Z nami porozmawiał o życiu w późnym kapitalizmie, współczesnej moralności i spiralach.

Sprawdź też: Claudia Durastanti: nie lubię używać łatwych słów [WYWIAD]

Jagoda Gawliczek: Diabeł z prowincji łączy w sobie tak wiele gatunków! Jak pracowałeś nad równowagą jeśli chodzi o ton tej opowieści? Składa się z przecież ze skrawków kryminału, komedii, horroru i bajki!

Juan Cardenas: Prawda jest taka, że ​​nie potrafię postrzegać gatunków jako odrębnych, niezależnych od siebie organizmów. Gatunki to coś więcej niż tylko szablony czy środki narracyjne. Dla mnie są pozostałościami struktur mitycznych, to znaczy pozostałościami archaicznych form opisującymi związek między energiami społecznymi a zjawiskami naturalnymi. W moich powieściach staram się stworzyć głos, który pozwala mi docenić, w jaki sposób te mroczne powiązania manifestują się we współczesnym świecie. To dlatego te transformacje z jednego gatunku do drugiego zachodzą, jak sądzę, w dość organiczny sposób. Nie chodzi o to, że próbuję je łączyć dla kaprysu albo z potrzeby eksperymentu. Ta ewidentna mieszanka gatunków jest wynikiem uwikłania mojego pisania w struktury mityczne, w których miesza się to, co ludzkie, nieludzkie oraz nadludzkie.

Juan Cardenas
Juan Cardenas, „Diabeł z prowincji”, tł. Katarzyna Okrasko, wyd. ArtRage, kup w Empiku

Im głębiej wchodziłam w lekturę, tym bardziej jej struktura przypominała mi spiralę. Akcja – podobnie jak cała nasza rzeczywistość – staje się coraz bardziej intensywna i wymyka się spod kontroli.

Prawda jest taka, że ​​nie przyszło mi do głowy, by opisywać tę powieść jako formę spirali. Jestem ci bardzo wdzięczny za wskazanie tej możliwości. W tym sensie zakładam, że uchwyciłaś mityczną formę, której nieświadomie użyłem. To się dzieje, gdy pracujesz ze strukturami, które działają nieświadomie i niespodziewanie wypływają na powierzchnię. Powiedziawszy to, myślę, że współczesna rzeczywistość faktycznie przypomina spiralę. Nie wiemy tylko, czy jesteśmy w procesie przyspieszenia czy stopniowego paraliżu… Dla wielu rdzennych mieszkańców Ameryki spirala jest formą opisującą czas kosmiczny. To też kształt ciągu Fibonacciego. Być może nie jest przypadkiem, że Lenin wybrał spiralę, by wyrazić ideę negacji negacji, nie wspominając nawet o wieży Tatlina czy Spiralnej grobli Roberta Smithsona, która jest symbolem wewnętrznej rewolucji czasów geologicznych i historycznych.

Juan Cardenas
Spiralna grobla, Robert Smithson, fot. domena publiczna

Główny bohater wraca do rodzinnego miasta i odkrywa pewne ukryte dotąd prawdy. Wygląda na to, że musi wybrać mniejsze zło. Czy uważasz, że możemy dokonywać dobrych wyborów w późnym kapitalizmie?

Juan Cardenas: Myślę, że kapitalizm stale zmusza nas do nieprzewidywalnych form dobrowolnego niewolnictwa. W sposobie, w jaki późny kapitalizm sprawia, że ​​nasze formy podporządkowania wyglądają na wolne i samodzielne decyzje, z pewnością jest coś z filmu Anioł zagłady Buñuela. Nie sądzę, żebyśmy mogli mówić o tragedii, gdy odnosimy się do obecnych form niewolnictwa, tylko raczej o sytuacji posttragicznej, w której tragedie wydarzyły się już być może dekady lub stulecia temu, a zatem podmioty żyją swoim życiem i podejmują codzienne decyzje pośród tych katastrofalnych skutków. Imponuje mi nasza wrodzona zdolność do oszukiwania samych siebie, aby ugiąć się pod władzą (ideologią kapitału), która zyskuje niemal religijny status.

W trakcie lektury odczuwałam rodzaj klaustrofobii, zwłaszcza w scenie, gdy biolog upija się na przyjęciu w haciendzie. Rozmowy o serialach telewizyjnych i ludziach serwujących jedzenie – wszystko to było pełne społecznych i politycznych podtekstów. Co otwierało to dla Ciebie jako pisarza?

Przypuszczam, że to ta sama klaustrofobia, która jest obecna w Aniele zagłady. Klaustrofobia wynikająca ze świadomości, że jesteś uwięziony w ludzkiej historii. Nie dziwi mnie, że wiele dzisiejszych fantazji społecznych zebranych we współczesnej literaturze ma związek z apokalipsą, światem bez obecności człowieka i z pragnieniem, aby świat przyrody pochłonął nas ponownie, dopóki nie staniemy się kompostem dla przyszłych pokoleń istot żywych. W powietrzu unosi się pewna rozpacz, udręka i całkowity brak sensu, ale przypisuję to faktowi, że kapitalizm umiera i nie wiemy, czy w ramach tej agonii wyginiemy jako gatunek, czy też uda nam się przetrwać. Nie chodzi po prostu o to, że świat się kończy, tylko o to, że kapitalistyczny etos religijny, na którym ludzie zbudowali nasze poczucie rzeczywistości, ulega erozji.

Biolog zachowuje się jak outsider, zresztą przez wiele lat był literalnie na zewnątrz, poza granicami kraju. Jak budowałeś tę postać – jednocześnie tak samotną, a nadal u siebie w domu. Jak wyglądała Kolumbia, gdy patrzyłeś na nią jego oczami?

Juan Cardenas: Kolumbia i Ameryka Łacińska zajmują miejsce, które w historii nowoczesności jest zarówno peryferyjne, jak i centralne. Peryferyjne, gdyż w relacjach geopolitycznych nadal jesteśmy traktowani jak kolonia, a centralne w sensie kulturowym, gdyż to jeden z istotnych scenariuszy, w ramach których eksplorowane są nowoczesne relacje symboliczne i ekonomiczne, związane z wyzyskiem. Zależało mi, by stworzyć perspektywę, która mogłaby odpowiadać na tę podwójną sytuację. Chciałem umieć w książce bohatera, który ujawnia te paradoksy w trakcie zwykłego spaceru. Zajęło mi kilka lat, by zrozumieć, kim właściwie jest ta postać i jakie ma pochodzenie.

Zobacz również
Teleskop Hubble'a

Podtytuł bajka w miniaturach sugeruje, że Diabeł z prowincji będzie mieć jakiś morał. Czułeś pokusę, aby zakończyć tę historię w inny sposób, czy też zaplanowałeś tę etyczną ambiwalencję od samego początku?

Wydaje mi się, że nie wszystkie bajki kończą się morałem. W przypadku mojej powieści możemy mówić raczej o parodiowaniu. Na końcu pojawia się wręcz rodzaj instrukcji, jak przetrwać czy wyginąć, sam nie jestem pewien. Kiedy jednak zaczynałem pisać Diabła, nie miałem pojęcia, że tak będzie. Zakończenie przyszło mi do głowy samo z siebie po prostu w trakcie tworzenia fabuły.

Jaki był odbiór książki w Kolumbii?

Książka została bardzo dobrze przyjęta w całej Ameryce Łacińskiej. Pojawiły się bardzo precyzyjne odczytania formalnych subtelności książki, ale także bardziej osobiste relacje od osób, które mocno utożsamiały się z podróżą głównego bohatera. W końcu jest to historia bardzo typowa dla młodszych pokoleń ludzi z dobrym wykształceniem, którzy nie potrafią znaleźć dla siebie właściwego miejsca na rynku pracy i wpadają w dość dziwne tarapaty.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony