Kabe – był skromny Mowgli, jest potężny King Kong [RECENZJA]
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
You got to pump it up! Kabe podbił scenę chwytliwą przeróbką hitu Danzela. Jego najnowszy album „King Kong” uzależnia nie mniej niż ten głośny singiel.
King Kong to już trzeci album w dorobku Kabe. Urodzony w Olsztynie i dorastający w Paryżu raper od początku swojej kariery zdradzał ogromny talent do tworzenia chwytliwych szlagierów. Jak udało mu się wypracować tak skuteczną formułę? Wpływa na to wiele czynników, a King Kong świetnie je uwydatnia.
Kabe rusza w trasę koncertową po Polsce – sprawdź miasta
Flow płynie jak Ganges
Kabe to ekspert w kwestii sprawnego manipulowania wokalem. Tłumaczy to nie tylko wybitny warsztat, ale również niezwykle imponująca pewność siebie. Głos reprezentanta QueQuality niesie się jak grom i poraża swoją siłą. Słyszymy to choćby w bardzo udanym intro albumu. Kabe otwiera projekt potężnym wjazdem nawijając „Barbery, blackberry / serwuje tu żarcie catering” i od pierwszych sekund wiesz, że nie ma tu miejsca na zmułę i grę na pół gwizdka.
Ten sam utwór dobrze oddaje również inny fenomen rapera. Zauważcie jak płynnie Kabe przechodzi z agresywnego wokalu w melodyjny i bardzo plastyczny śpiew. Polska scena poczyniła w tej kwestii ogromny progres w ostatnich latach, a autor King Konga nie jest jedynym, który chętnie korzysta z tego rozwiązania. Jeśli mówimy jednak o jakości, trzeba powiedzieć to wprost: Kabe przewodzi w tym wyścigu wdzięcznie poprawiając swoją żółtą koszulkę lidera.
Zostając jeszcze przez chwilę przy plastelinowym flow Kabe, które potrafi przyjąć każdą formę byleby dopasować się do bitu, warto wspomnieć o jego balladowym wydaniu. W Dziś Nie dostajemy dowód na to, że śpiew rapera jest w stanie dźwignąć cały utwór. Na wyróżnienie zasługuje w szczególności wkręcający się w głowę od pierwszych słów refren.
Kabe stosuje w swojej twórczości podobny patent do Sentino: obaj raperzy znani są z frywolnego podejścia do akcentowania polskich słów. Puryści językowi mogą mieć panom sporo do zarzucenia, ale kto by się tym przejmował? Mówimy o muzyce, a w tej liczy się dźwięczność i umiejętność podkręcania melodyjności. Kabe traktuje sylaby jakby były nutami, co w efekcie daje nam wpadające w ucho refreny, których nie da się nie zanucić.
Od Danzela przez drill aż po ballady
Za produkcją albumu stoi Opiat, który jest stałym współpracownikiem Kabe. Producent nie stroni od mocno basowych, drillowych wycieczek i ciężko się dziwić. Jego artystycznemu partnerowi tego typu podkłady bardzo siedzą. Podkreślają bowiem jego nośny, osadzony w dolnych rejestrach średnich tonów wokal. Do największych petard na albumie z pewnością zaliczyć trzeba wspomniane już Intro, tytułowego King Konga czy Opinel.
Drugim wybijającym się na tle reszty kierunkiem jest eksplorowanie tanecznego potencjału i mocy regularnej stopy. Poza kultowym już Całym Hajsem słyszymy to również w kawałku Mój Dom. Kabe nie styka się z tymi brzmieniami po raz pierwszy w karierze i słychać, że czuje się na takich bitach bardzo swobodnie. Opiat odwalił kawał dobrej roboty. Zaserwowane przez niego podkłady nie nużą, tworzą spójną całość i pomagają zmotywować Kabe do badania mniej oczywistych rozwiązań. Klimat albumu jest wystarczająco zróżnicowany i duża w tym zasługa producenta.
Goście dowieźli
Lista gości jest dość pokaźna. Na albumie udzielili się: Białas, Mr. Polska, Addikt102, Duke102, Kkuba102, French The Kid oraz Koneser. Cieszy szczególnie obecność tego ostatniego. O Koneserze pisaliśmy już w zeszłym roku w naszym zestawieniu raperów, na których scena nie jest jeszcze gotowa. Fajnie, że raper z Grudziądza robi ruchy i przyśpiesza rozwój swojej kariery. Jest bez wątpienia jedną z najciekawszych wschodzących postaci. Koneser zaserwował klasyczną dla siebie zwrotkę popisując się licznymi zmianami flow i nisko schodzącym głosem.
Bez trudu na przygotowanym przez Opiata bicie odnalazł się również Białas. Weteran sceny przypomniał, czemu nadal cieszy się ogromną popularnością. Przewinięcie 16-stu wersów jest dla niego rutyną, którą dalej wykonuje z wielką radością. Pochodzący z UK French The Kid dał natomiast odświeżający powiew grimowego sznytu.
Werdykt
Reasumując Kabe wspina się konsekwentnie na szczyt. Warsztatowo jest bez wątpienia jednym z najmocniejszych zawodników na polskiej scenie. Potrafi nagrać chwytliwy banger, groźny uliczny hymn czy poruszającą balladę i w każdym z tych wydań czuje się równie dobrze. Czego możemy sobie życzyć na przyszłość? Chyba tylko podjęcia jeszcze odważniejszych tropów. Zdaje się, że Kabe nie wykorzystał jeszcze pełni swojego potencjału i jest w tym wszystkim miejsce na rozwój. I pisząc o tym nie mam na myśli niedociągnięć w jego twórczości – wręcz przeciwnie. Twierdzę, że jego wokalna sprawność daje mu nieograniczone możliwości, dla których jedynym ogranicznikiem pozostaje kreatywność.
Więcej polskiego rapu w Going. MORE
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.