Oparta na faktach historia XVII-wiecznej kurtyzany, która wywołała skandal na francuskim dworze, wypada aż i tylko poprawnie. Niestety, Maïwenn tym razem zabrakło filmowej dezynwoltury.
W Faworycie Yorgosa Lanthimosa schorowana królowa Anna łamie zasady i wikła się w relację z nową służącą, Abigail. Księżna Diana w Spencer Pablo Larraína sprzeciwia się udziałowi dzieci w polowaniu i symbolicznie zrywa z siebie sznur pereł. Wyzwolona cesarzowa Elżbieta, główna bohaterka W gorsecie, pokazuje środkowy palec zblazowanym dygnitarzom, a Georgiana Cavendish – tytułowa Księżna grana przez Keirę Knightley – wybiera pomiędzy wyzwoleniem a wiernością małżeńską.
Sprzeciw względem zasad
Podobnych przykładów można z łatwością wskazać jeszcze więcej. Okazuje się bowiem, że wniknięcie w życie wyższych sfer i osadzenie historii w konwencji dramatu kostiumowego to wdzięczny sposób na ukazanie konwenansu i prób jego rozbrojenia. Takie filmy ogląda się całkiem sympatycznie, bo stanowią pole do popisu dla charakteryzatorów, stylistów i scenografów. Cieszą oko i momentalnie przenoszą do przeszłości, której widzowie nie mają prawa znać. Jednocześnie na poziomie samej fabuły przypominają o tym, że opór wobec skostniałych schematów albo uprzedzeń istniał już dawno temu. Zmieniły się tylko okoliczności i sposoby, jakimi się z nimi walczy.
Na podobną ścieżkę postanowiła wkroczyć Maïwenn. Francusko-algierska aktorka, która często zasiada też na krześle reżyserskim (zadebiutowała w 2004 roku autobiograficznym monodramem Jestem aktorką), poszła jednak na skróty. Pomysł na stworzenie Kochanicy króla… zrodził się w jej głowie po zobaczeniu Marii Antoniny Sofii Coppoli. Twórczyni stwierdziła wówczas, że zbyt mało czasu poświęcono jednej z drugoplanowych bohaterek, hrabinie Jeanne du Barry. Zaczęła czytać jej biografie i podglądała innych twórców obytych z kinem kostiumowym. Długo czekała na to, żeby wejść na plan filmowy, ale ostatecznie dopięła swego. Produkcja otwierała tegoroczny festiwal w Cannes, a teraz dzięki Gutek Film trafia do polskich studyjniaków.
Kochanica króla Jeanne du Barry: Bezpruderyjna kobiecość
Maïwenn, podobnie jak w przypadku swojego poprzedniego, osadzonego w realiach współczesności DNA, pożeniła ze sobą dwie role. Oprócz tego, że pełniła obowiązki reżyserskie, sportretowała główną bohaterkę. Hrabinę poznajemy jeszcze jako Jeanne Bécu – nieślubne dziecko kucharki i mnicha. Sama miała trafić do zakonu, ale już będąc nastolatką, po raz pierwszy oparła się kieratowi. Gdy zostaje wyrzucona z klasztoru za nieobyczajne zachowanie, matka chce, żeby pozowała malarzom do aktów. Dziewczyna nie zgadza się na to i w rezultacie trafia do Paryża.
W wielkim mieście jej zajęciem znów ma być eksponowanie swoich wdzięków, tyle że za gwarancję dostatniego życia i na własnych zasadach. To, jak Bécu staje się pewna siebie i zaczyna bezpruderyjnie afirmować swoją kobiecość, odwagę i inteligencję, jest chyba najmocniejszym punktem scenariusza. Siła tego przyspieszonego kursu dojrzewania niknie jednak w zderzeniu z resztą filmu, gdy obserwujemy kurtyzanę w Wersalu. Staje się tam ostatnią ulubienicą Ludwika XV, króla wyjątkowo wybrednego, jeśli chodzi o kobiety.
Kochanica króla Jeanne du Barry: Intruzka w Wersalu
Bécu nie pasuje do otoczenia, w którym się znalazła. Aby móc zbliżyć się do francuskiego władcy, musi wyzbyć się swojego plebejskiego pochodzenia i wyjść za Jeana du Barry. Przed pierwszym spotkaniem czeka ją także upokarzająca, quasi-ginekologiczna kontrola. Poza tym zostaje poinstruowana o konieczności przestrzegania dworskiego ceremoniału, do którego od początku podchodzi z dużą dozą dystansu.
Nie rozumie, dlaczego obrócenie się tyłem do Ludwika XV to zniewaga. Bawią ją odtwarzane z pietyzmem rytuały, koafiury pieczołowicie układane na głowach kobiet i ich piętrowe, niewygodne suknie. Swojego sprzeciwu względem tych konwenansów nie okazuje przy tym nader wulgarnie. Uczestniczy w tej grze, ale z pełną świadomością tego, jak bardzo bywa fasadowa. Już to wystarczy, żeby była traktowana niczym intruz. Szczególnie widać to po docinkach ze strony wyjątkowo nieznośnego chóru greckiego. Córki króla – Adelajda, Wiktoria i Zofia – czyhają na jej każde, najdrobniejsze potknięcie.
Obejrzeliśmy Reality. To może być jak dotąd najlepsza rola Sydney Sweeney.
Zniewolony miłością
Problem z Kochanicą króla Jeanne du Barry nie tkwi w tym, że konflikt między bohaterką a Wersalem został ukazany we właściwy sposób. Ba, napiszę więcej – wszystko gra tu tak jak należy. Scenarzyści odhaczyli wszystkie punkty, jakie powinna spełniać dana historia. Dobrze (choć nieco za krótko) poznaliśmy przeszłość du Barry. Wiemy, z jakim problemem się mierzy i co robi, żeby mu sprostać. Jasne są też jej motywacje. Zakochała się w Ludwiku, a przy tym chce pozostać sobą, na ile tylko to możliwe. Wśród okazałych wnętrz nie ma wielu popleczników. Może za to liczyć na Le Barda, prawą rękę króla, który zdradza jej tajniki dworu.
Do przemyślanych należy też casting filmu. Maïwenn przypuszczalnie wykreowała swoją postać w oparciu o własne doświadczenia nieprzystawalności. Jej matka chciała, żeby szybko wyzbyła się swojej algierskiej tożsamości i myślała o sobie jak o Francuzce. Poza tym – niczym Bécu w okresie dorastania – była zmuszana do próbowania nowych rzeczy (np. aktorstwa) wbrew sobie. Wyswobodzenie się z tych więzów po to, żeby na nowo dać się zniewolić, tym razem ze względu na miłość, buduje tragizm świeżo upieczonej hrabiny. Johnny Depp jako obiekt jej westchnień wypada równie przekonująco. Będąc królem, musi być chłodny, stanowczy, zdystansowany. Z faworytą udaje mu się zdjąć tę maskę, a na bladej twarzy miewa nawet wymalowany nieśmiały uśmiech.
Pensjonarska staranność
Ekranowy mezalians wypada jednak nader poprawnie i przewidywalnie. Tam, gdzie Lanthimos czy Coppola dokręcili śrubę, obracając konwencję o 180 stopni, Maïwenn nader kurczowo chwyta się schematów. Zbyt emotywna ścieżka dźwiękowa Stephena Warbecka brzmi jak żywcem wyjęta z generatora teł filmów kostiumowych. Zdjęcia Laurenta Daillanda, zrealizowane na taśmie 35 mm, nie odzwierciedlają pęknięć w pozornie idealnej strukturze Wersalu. Dziwi też decyzja o tym, żeby niektóre elementy scenariusza objaśniał bezosobowy narrator. W rezultacie obyczajowe konfrontacje tracą na znaczeniu, jakby przygniecione pensjonarską starannością. Co znamienne, tą samą, od której kochanica króla starała się uciekać przez całe życie.
***
Kochanica króla Jeanne du Barry / reż. Maïwenn / dystrybucja: Gutek Film / w kinach od 26 sierpnia
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.