Czytasz teraz
Magik nie we własnej osobie. Raperzy o nawijaniu jego zwrotek
Muzyka

Magik nie we własnej osobie. Raperzy o nawijaniu jego zwrotek

Magik pozostawił dziedzictwo, z którym jego następcom trudno było się zmierzyć. Nie wierzycie? Opowiedziało nam o tym czterech artystów, którzy rapowali jego zwrotki za sprawą Kosmicznego Koncertu.

Magik Aviego

Zaczęło się od tego, że zadzwonił do mnie Rahim. Powiedział, że odbędzie się takie wydarzenie i spytał, czy chciałbym wystąpić. Trochę mnie zszokował, więc się zawahałem. Wiedziałem, że będzie to dla mnie ciężkie, w sensie: kurwa, nie jestem tego godzien. Ale się zgodziłem. Mogłem wybrać utwór, więc zastanowiłem się, co będzie najbliższe nie mojemu sercu, lecz warsztatowi. Do czego będzie się stosunkowo łatwo przygotować. Przyklepaliśmy Nie ma mnie dla nikogo, dostałem bit, posłuchałem go, spisałem tekst, zacząłem go nawijać, no i nauczyłem się linijek na pamięć.

Było to ciężkie zadanie, bo Magik pisał tę zwrotkę pod siebie. Rap to trochę egoistyczny, indywidualny sport, wiesz, jak jest. Sam zastosowałbym więcej pauz i dałbym krótsze wersy, bo u niego jest mało przerw. Może i ten utwór nie jest moim ulubionym i nie jest do końca koncertowy, ale uważam, że jest mega przejebany. Ma swój nastrój, swój klimat. Do tego zwrota opowiada, jak to jest być artystą i czym w ogóle jest rap.

Magik to legenda i dlatego bardzo ciężko było mi wejść na scenę i nawijać jego wersy. Po pierwsze: rapowałem czyjeś linijki pierwszy raz w życiu. Po drugie: ta zwrotka waży gatunkowo. Rozmawiałem z różnymi artystami przed występem i okazało się, że każdy z nas był obsrany. Czułem presję związaną nie z samą liryką, tylko całą spuścizną, bo wiem, ile znaczy ona dla mnie, dla sceny, dla innych ludzi. Poza tym grasz w Spodku, a publika zna wszystko na pamięć. Leci z tobą, ale ty nie masz miejsca na pomyłkę.

W weekend grałem dwa razy i uważam, że drugiego dnia zagrałem lepiej – w skali szkolnej dałbym sobie trzy z plusem. Na pewno za trzecim razem zrobiłbym to lepiej, za czwartym jeszcze lepiej, a za dziesiątym byłbym najlepszy. My mieliśmy tylko jedną próbę. Jestem dla siebie surowy, ale odnoszę wrażenie, że nie narobiliśmy wstydu, nie zrobiliśmy popeliny.

Cieszę się, że to odhaczyłem. Spotkały mnie w życiu różne nagrody za twórczość, lecz to, że mogłem wystąpić na scenie, grając za Magika podczas koncertu Paktofoniki, to na pewno jedna z tych większych.

Magik Koprucha

Presja? Magik zostawił nam wolność tematów, luz i prawo do mówienia o emocjach. To przeciwieństwo presji. Był jednym z pierwszych raperów, którzy wiedzieli, do czego służy głos. Pierwszym, który potrafił tak pisać o emocjach. Tym, który pokazał mi, że w muzyce nie ma ograniczeń gatunkowych.

Mimo 15 lat współpracy Rahim nie wiedział, że jaram się Paktofoniką. Oni chyba nadal nie czują skali oddziaływania tej płyty. Sam spytałem go, czy jest jeszcze jakaś wolna zwrotka. Była – i to moja ulubiona. Sam numer to bragga, więc na pewno nie jest moim ulubionym, ale ma moją ulubioną technicznie zwrotkę. Cooo ooon taaam uuuczyyniiił… Znałem ją oczywiście na pamięć, ale musiałem znaleźć patent na jej wykonanie, mając niższy głos. Tego nie można było zrobić po swojemu, zabarwić sobą. To zwrotka Magika i ma nią pozostać.

Wydawało mi się, że przez ostatnie 20 lat udało mi się sensownie rozwinąć wokalnie. Wydawało mi się. Przy Magu poczułem się jak początkujący. Jako jedyny występowałem poza sceną, czyli z reżyserki. To spore wyzwanie odsłuchowe. Także tak, jestem zadowolony, ale tylko dlatego, że Fokus uratował mi dupę strategicznie umieszczoną podbitką.

Magik L.U.C.

Przyjaźnimy się od lat z Rahimem. Łączą nas wspólna historia, wartości, stylistyka, single, a nawet płyta homoxymoronomatura. Obaj poświęciliśmy solidne kilka lat dla psychorapu. Na tegorocznym Lech Polish Hip-Hop Awards wykonaliśmy też instrumentalny tribute dla Paktofoniki. Kilka dni później po prostu zaprosił mnie do tego projektu. Ale my rozmawialiśmy o tym już od kilku lat.

Wahałem się wyłącznie z tego względu, że wiedziałem, że na ten koncert będę musiał przylecieć prawie bezpośrednio z USA z koncertu z DJ Qbertem w Nowym Orleanie. Było to stresujące, ale także nieco trudne logistycznie, ponieważ byłem długo poza domem, a mamy półtorarocznego bąbla. Oprócz wielkiego zaszczytu wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu chodziło także o to, że Rahim i Fokus wyciągnęli niegdyś do mnie dłoń, zabierając mnie z Kanałem Audytywnym w pierwszą ogólnopolską trasę jako support Pokahontaz. Jestem więc ich dłużnikiem. Zrobiłem wszystko, aby dotrzeć i to wszystko pogodzić i chyba się udało, choć rodzinnie poszedłem jak ślimak po ostrzu brzytwy, bo ciągle w trasie. Ale już nadrobiłem i te zaległości.

Wiele rzeczy było najtrudniejsze. Choć gram już prawie 20 lat i za mną wiele ogromnych koncertów, także tych na żywo w telewizji albo takich, gdzie musiałem ogarniać orkiestry i setki ludzi, ten był chyba najtrudniejszy i najbardziej stresujący. Utrudniało nam bardzo to, że wszyscy tak bardzo kochamy i szanujemy Magika. Była to więc wielka presja, by się nie pomylić, nie przekręcić żadnego słowa itd. Wyjście na jeden numer jest zawsze najtrudniejsze. Do tego mieliśmy świadomość, że jesteśmy tu w jego imieniu. Nie my byliśmy ważni, nie nasze interpretacje.

Czułem, że ludzie bardzo chcą to usłyszeć w wersji jak najbliżej oryginału. Ja zwykle lubię przekręcać, łamać, desylabizować rymy, a tu bardzo chciałem się trzymać oryginalnego pomysłu i flow Maga. To było bardzo, bardzo trudne. Spodek wypełniony ludźmi, którzy znali każdy przecinek i słowo jeszcze tylko potęgował ten stres.

Zobacz również
Sokół

Miałem okazję zarapować jeden ze swoich ulubionych kawałków, rozpatrywałem jeszcze Się zmahauem. Oczywiście ulubione są Chwile Ulotne, ale to nawijaliśmy wszyscy podczas finału i była to jedna z piękniejszych chwil życia. Przygotowywałem się tak, że nawijałem zwrotkę kilka tygodni, np. o czwartej rano na jetlegu w USA, na deskorolce, w samolotach, na spotkaniach i pod prysznicem… Czułem też presję. Tak jak wspomniałem, te 22 lata związania z jego przekazem, wrażliwością i emocjonalnością były wielkim ciężarem dla wszystkich zaproszonych gości. Zwłaszcza że łączy nas właśnie ta wrażliwość.

Jak Paktofonika wypadła na Kosmicznym Koncercie? Sprawdziliśmy to

Magik był i jest dla mnie geniuszem. Dla mnie jest wciąż żywy jak jego rymy. Przede wszystkim to on i Paktofonika przekonali mnie do polskiego hip-hopu. Oczywiście słuchałem Liroya i Wzgórza, ale tak naprawdę zajawiłem się dzięki Paktofonice. To Magik pokazał mi, że można połączyć hip-hop ze śpiewem, filozofią i melorecytacją. Myślę, że w dużej mierze dzięki niemu zacząłem też tworzyć, więc jest on kluczową postacią mojego życia. Potem zaś był przekleństwem, bo wiele lat ludzie porównywali mnie do niego i dopiero po około siedmiu latach udało mi się wypracować swój styl w psychorapie i zmyć z siebie ten kwaśny deszcz porównań. Oczywiście jest też dla mnie postacią tragiczną. Często o nim myślę na różnych etapach życia i chyba nigdy do końca nie pogodzę się z tym, że go straciliśmy. Wyprzedzał epokę w trudnej śląskiej i polskiej rzeczywistości.

Nie jestem z siebie zadowolony po tym występie. Ale wiem, że wiele czasu i uwagi poświęciłem, by się przygotować i podszedłem do tego z wielkim szacunkiem, co daje mi trochę spokoju. Nie mnie oceniać, jak to wyszło. I chyba nie ma co oceniać nas za to, bo wszyscy byliśmy tam spięci jak ciało sztangisty. Najważniejsze jest to, że spotkaliśmy się tam w pięknej atmosferze. Nastrój pokoju, życzliwości i miłości zarówno przed sceną, jak i na backstage’u był największą wartością. Myślę, że ucieszyłaby Piotra.

Magik Vixena

Jak doszło do tego, że zarapowałem wersy Magika na koncercie Paktofoniki? Mieliśmy już zbudowaną dobrą relację z Rahimem, gdyż wydałem w jego wytwórni kilka albumów. Z Fokusem też mieliśmy okazję współpracować w przeszłości – czy to przy moim albumie (Serce), czy płycie Renesans Pokahontaz. Ani chwili się nie wahałem. Poczułem się doceniony i wyróżniony, że mogę to zrobić.

Na pewno obie płyty Paktofoniki były dla mnie czymś więcej niż tylko dźwiękami. Traktowałem wówczas muzykę i teksty jako drogowskazy. Znaczyło to dla mnie naprawdę dużo. Byłem też w takim wieku, że chłonąłem wszystko. Do dziś czuję, że jest to coś głęboko w duszy i uaktywnia się przy słuchaniu tych płyt. Co mogę więcej powiedzieć… Wehikuł czasu.

W zasadzie nie musiałem się przygotowywać, bo zwrotkę Magika, jedną z moich ulubionych, już znałem na pamięć, ale kilka razy nawijałem ją sobie w samochodzie w ramach przypomnienia, wiadomo. Sam występ nie był dla mnie trudny. Czułem się podekscytowany, bo nigdy nie myślałem, że będzie mi dane coś takiego zrobić. Oczywiście jakiś tam stresik przed wyjściem był ze względu na to, że to jednak pełny Spodek i krótki pobyt na scenie. Jak coś zepsujesz, to nie masz czasu, żeby to naprawić – po prostu jest koniec, a ty czujesz, że zawiodłeś. Tak się nie stało, wyszło świetnie, a ja oddałem hołd prosto z serca.

Paktofonika zagra razem z JIMKIEM. Co, gdzie, kiedy? Dowiecie się tutaj

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony