Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
this.place to zupełnie nowy cykl na mapie krakowskich wydarzeń klubowych. Porozmawialiśmy z inicjatorem całego zdarzenia – Maciejem Milczanowskim, który jest również założycielem Stay High Agency. Sprawdźcie, co nowego szykuje się w Krakowie!
Jak opisalibyście swoją inicjatywę – w jakich okolicznościach powstała, jaka jest idea, cel i założenia?
This.place to rozwinięcie dotychczasowych wydarzeń organizowanych pod szyldem Stay High Agency. Mowa tu m.in. o Roof Party, Fresh Sundays czy innych mniejszych cyklach w lokalnych klubach. Zdecydowaliśmy się na stworzenie tej marki, bo już od dłuższego czasu czuliśmy, że była taka potrzeba na lokalnym rynku. Warto odrobinę poruszyć Krakowem, bo mam wrażenie, że na scenę elektroniczną wdarło się trochę stagnacji. Mam nadzieję, że robiąc nasze eventy, wprowadzimy więcej życia do kultury klubowej.
Od kilku lat nosiłem się z chęcią zrobienia czegoś nowego, ale agencja nie miała odpowiednich zasobów ludzkich do organizacji wydarzeń na zadowalającym mnie poziomie. Jakiś rok temu to się zmieniło. Dołączył do nas Łukasz Napora, znany m.in. z wieloletniej współpracy z Audioriver oraz Ola Bladosz, która również pracowała z płockim festiwalem, a także stworzyła świetny warszawski cykl Lost Pool. W agencji jest także Marcin Brożek aka Roger, który współodpowiada za bookingi. A jaka jest idea samego this.place? Tworzyć wydarzenia, w których część wizualna jest równie ważna, jak muzyczna. Imprezy, które przenoszą publiczność w inne miejsca i sprawiają, że po weekendzie jeszcze trudniej wylądować (śmiech).
Czym się kierujecie dobierając artystów na wasze imprezy?
Przede wszystkim najważniejsza jest jakość. Artysta musi być naprawdę dobry i sprawdzony, żeby mógł zagrać na this.place czy Roof Party. Oczywiście, przy dużym evencie, takim jak this.place, ważny jest także tzw. potencjał sprzedażowy, bo jeśli już ściągamy zagraniczne nazwisko, to musimy mieć nadzieję, że jego popularność pomoże wypełnić wynajętą przestrzeń. Na Roof Party bookowaliśmy przed rokiem wyłącznie naszych rodaków – stawiając na świeżość i postaci, które dotąd w Krakowie nie grały. Efekt: kilka sold-outów w sezonie.
Czym cykl this.place będzie się wyróżniał na tle innych klubowych wydarzeń?
Nasze imprezy będą się odbywać w lokalizacjach niedostępnych, zapomnianych, zaskakujących. Co prawda startujemy w dobrze znanym Hotelu Forum, ale kolejne edycje odbędą się już w bardzo nietypowych sceneriach.
Jaka jest przyszłość waszego cyklu w perspektywie kilku lat lat?
Mocno myślimy nad tym, by this.place był czymś więcej niż marką eventową, ale jest jeszcze zbyt wcześnie, by to zdradzać. Głośno damy o sobie znać, gdy uda się te plany wcielić w życie (śmiech).
Podzielicie się jakąś anegdotą? Wymyślne oczekiwania i fanaberie artystów, przygody z publiką, zaskakujące zwroty akcji, przygody mrożące krew w żyłach etc.?
Z fanaberiami raczej nie mamy do czynienia. Za każdym razem staramy się wypracować kompromis zadowalający obie strony. Ale przytrafiają nam się przygody „natury losowej”. Kiedyś po udanej imprezie w częstochowskim klubie Rura z udziałem Philipa Strauba zaspaliśmy na samolot. Philip tego dnia musiał być na Ibizie, gdzie trwał konkurs Burn Residency, więc pędziliśmy chyba ze 200 km na godzinę, żeby zdążyć na Balice. Samolot specjalnie na niego czekał wypchany po brzegi ludźmi. Podobno nie byli zbyt szczęśliwi…
Trzy hasła, które najlepiej was opisują, to:
Upartość, staranność, nieprzewidywalność.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE