Czytasz
Otsochodzi przeżywa trzecią młodość na Tarcho Terror [RECENZJA]

Otsochodzi przeżywa trzecią młodość na Tarcho Terror [RECENZJA]

tarcho terror otsochodzi

TARCHO TERROR dopiero co miał swoją premierę i już narobił niemałego zamieszania. Pojawiają się zarówno opinie, że to album roku, jak i że płyta nie sprostała ogromnym oczekiwaniom.

Najnowszy album rapera z warszawskiego Tarchomina zaznaczał się w świadomości słuchaczy już od pewnego czasu. Wielu fanów wypatrywało płyty Tarcho Terror z dużymi nadziejami już na podstawie powrotu dobrej formy Otso w kolektywie OIO. Założenie składu z Okim i Young Igim ewidentnie przyniosło odrobinę świeżości i oddechu. Jego kariera po rewolucyjnym w skali polskiej sceny Nowym Kolorze bardzo mocno wyblakła. Otso uwikłał się w pewien schemat robienia luźnej, newschoolowej muzy i zaczął popadać wręcz w niepamięć. Spory udział w tym mogły mieć też nietęgie ruchy wydawnicze Asfalt Records, ale dzisiaj nie o tym.

Po wydaniu OIO zachwyty nad stylem Młodego Jana powróciły. Mimo że to OKI i Igi najbardziej błyszczeli w projekcie, Otso idealnie spełniał się w roli szarej eminencji. Jego styl wprowadzał balans dla pozostałych kompanów i doskonale uzupełniał ich nawijki.

Ostatecznie wers rzucony na OIO Rucham te wersy i wypluję album w lutym stał się oficjalną zapowiedzią i nakazał fanom uzbroić się w cierpliwość. W lutym jednak nie uświadczyliśmy nawet małej wzmianki o premierze. Co więcej, aż do końca maja Otso nie podzielił się z nami nową muzą. Gdy w końcu machina wydawnicza ruszyła, okazało się, że Otsochodzi po wielu latach w końcu opuścił Asfalt (który ewidentnie bardziej mu ciążył, niż pomagał) i dołączył do swojego kompana Okiego w wytwórni 2020. Z tego, co dzisiaj widzimy i słyszymy – była to fenomenalna decyzja.

Newschool, oldschool, no school

To, czym odznaczał się od początku styl Otso, to jego zmienność i nieszablonowość. Młody Jan zaczynał swoją przygodę z rapem hołdując oldschoolowi. Jego pierwsze płyty, 7 oraz Slam charakteryzowały się staroszkolnym sznytem, nie brzmiąc przy tym archaicznie czy dziadersko. Później znienacka wylądował Nowy Kolor, który niebywale zszokował cały mainstream i rozpoczął w zasadzie jego nową erę – skrajnego newschoolu. Potem OTS eksperymentował z różnymi brzmieniami (na przykład fenomenalnie zaromansował ze starym polskim punkiem na Warsaw Local Boy) cały czas utrzymując się głównie w konwencji auto-tune’owego pop-rapu. Najnowszy Tarcho Terror wydaje się być naturalną hybrydą wszystkiego, czego raper do tej pory próbował.

Mamy więc hardcore trapy w postaci KFC czy Paczkomatu i totalnie rage’owy bit do tytułowego Tarcho Terroru. Zaraz obok czuć ewidentną inspirację starszymi produkcjami Kanye Westa na tracku otwierającym album i utworze W Dół. Oprócz tego są tu też kilka bardziej standardowych, mniej wybijających się trapów oraz oczywiście totalnie oldschoolowe utwory hołdujące największym klasykom. Mamy więc cuty ze Smarki Smarka na Takiej Pracy, odjechanie oldschoolowe Robię taki rap od kilku lat na Tarchominie czy mocno staroszkolny utwór z Grubym Mielzkim na feacie, który stanowi wspaniałe dopełnienie rozwoju Janka. Kariera Otsochodzi zatoczyła pełne koło, nie jest już więźniem żadnej konwencji, a jedynie czerpie garściami z tego, przez co przeszedł. Wychodzi to bardzo naturalnie i zwyczajnie czuć, że autor mimo bogatej dyskografii i setek milionów wyświetleń ma wciąż ogromną frajdę z robienia muzyki.

Lubię taki rap, do którego trzeba skille mieć

Różnorodność Tarcho Terroru nie kończy się jednak tylko na instrumentalach. Otsochodzi poświęcił ogrom czasu na wyeliminowanie wszelkiej monotonii w swojej nawijce. Każdy utwór to ogrom eksperymentów z flow, emisją głosu, korzystania z masy filtrów i zwyczajna zabawa swoim wokalem. Na niektórych utworach można wręcz odnieść wrażenie, że najlepszym featuringiem OTS’a jest sam OTS. Dzieje się tak dlatego, że non-stop przełamuje utarte sposoby rapowania, do których słuchacz zdołał przywyknąć. Brzmi jak kompletnie inny raper niż jeszcze przed chwilą. Zwrotki i bridge są non-stop przerywane dodatkowymi adlibami, kompletnie innym autotunem, krzyczaną wstawką czy nagle dodanym nie wiadomo skąd szeptem na ściszonym podkładzie – i tak dalej, i tak dalej. Dodatkowo, można usłyszeć masę wariacji na temat przerzucania akcentów w słowach i nieszablonowych zabiegów z bardzo mocnym, agresywnym kładzeniem nacisku na dane sylaby.

Sprawdź też
Nypel

Najbardziej nierówno wypadają goście

Pośród tego całego błyszczenia Otso w kontekście różnorakich styli i rozmaitych nawijek, niektórzy goście gdzieś giną. Raperzy gościnni doskonale odnaleźli się na oldschoolach. Berson i Mielzky płyną sobie z gospodarzem płyty jak równi z równym i brzmi to po prostu spójnie. Oskar83 również dowiózł bardzo dobrą zwrotę. Featy członka PRO8L3Mu stają się już pewną gwarancją jakości – udziela się rzadko, ale jak już to robi, to wypada to najczęściej świetnie. Z newschoolem za to jest już trochę pół na pół. W numerze z Okim i Igim wszyscy trzej panowie mają swoją chemię i brzmi to w porządku. Natomiast gościnka Igiego w Poj*banych Stanach to srogi niewypał. Nie wszystkie eksperymenty z końcówkami i rymowaniem zawsze wychodzą na plus, i tutaj niestety Igi mocno odpłynął w złą stronę, szczególnie na początku zwrotki. Równie szaro wypada niestety Szopeen, który brzmi okrutnie nijak i nie wnosi kompletnie nic dobrego do Paczkomatu.

Potrzebuję wsparcia, jakiegoś ogarnięcia, i chyba tylko ty mi to zapewniasz

Nie oszukujmy się – Tarcho Terror nie jest płytą niebywale liryczną i nie niesie ze sobą głębokiego przekazu. Trzeba jednak docenić, że między którymś z kolei wspomnieniem o melanżu, OTS przemyca odrobinę swoich refleksji. Są to różne historyjki i mikro morały, dosłownie parę życiowych przemyśleń. Gdy się tego słucha, odnosi się wrażenie, że jest to zwykłe zwierzanie się ze swoich rozkmin na szlugu pod klatką przez dobrego ziomka. Nie ma tutaj wyniosłości i śmiertelnej powagi, raczej ma to klimat luźnej rozmowy z kumplem na imprezie. Wrzucane wspomnienia i pojedyncze historie z życia na tym albumie nie są materiałem na treść, która ma wychowywać pokolenia. Bynajmniej, bije z tego co najwyżej umiarkowana dojrzałość, ale dodaje to całości pewien rodzaj uroku.

Album Życia?

Nazywanie jakiegokolwiek materiału dziełem życia zawsze wiąże się z pewną kontrowersją. Czy Otso w refrenie do Lutego zasugerował, że jego następne płyty (oczywiście, jeżeli powstaną) nie będą już tak ważne jak aktualna? Ciężko teraz odpowiadać na te pytania. Tarcho Terror to ewidentnie ogromny powiew świeżości względem ostatnich solówek Młodego Jana. Balans między wszystkimi wypracowanymi dotychczas stylami sprawia, że ta płyta naprawdę może zostać na słuchawkach na dłużej. Mamy dopiero sierpień, a wszyscy członkowie OIO wydali w tym roku już nowe projekty. Jeżeli ich płodność wydawnicza nie wyhamuje, być może w przyszłym roku czeka nas OIO 2. Jeżeli to się stanie, Otsochodzi z formą osiągniętą na Tarcho Terrorze prawdopodobnie będzie wyróżniał się na tym projekcie o wiele bardziej, niż na pierwszej części.

Wielki powrót też u Bey – Patryk recenzuje Renaissance

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone