Czytasz teraz
Paul Murray: „Żądło”, duchy, PKB i antyczne tragedie [WYWIAD]
Kultura

Paul Murray: „Żądło”, duchy, PKB i antyczne tragedie [WYWIAD]

Postacie w książce dryfują w dziwny, odizolowany sposób. Próbują sprawić, by przeszłość była czymś, co mogą kontrolować albo w czym mogą się schować. Jeśli jednak pozwolisz duchom przeszłości wejść do swojego życia i spróbujesz przyznać, że są częścią ciebie, dopiero wtedy możesz zacząć żyć w teraźniejszości – powiedział nam Paul Murray.

Powieść Żądło wciąga czytelnika w misterną intrygę. Coś, co zaczyna się jako rodzinna saga, szybko gęstnieje i zaczyna wodzić nas na manowce. Każde z bohaterów: rodzeństwo Cass i PJ, ich rodzice Imelda i Dickie oraz plejada towarzyszących im postaci, skrywa swoje tajemnice, które nieubłaganie prowadzą do rozrywającego serce na strzępy finału. Mieszają się tu motywy, tropy, wątki i style literackie. Mamy tu coming of age, preppersowe przygody budowlane, abstrakcyjne ciągi myślowe Imeldy i Polaka Ryszarda, który wprowadza napięcie godne rasowego thrillera. W tej mistrzowsko poprowadzonej fabule nic nie jest takie, jak się początkowo wydaje.

Paul Murray opowiedział nam, jak budował niezwykłą strukturę swojej powieści oraz czy PKB i wróżby z fusów mogą istnieć w jednej rzeczywistości. Tłumaczy też, jaka jest różnica między tragedią grecką a szekspirowską i jakie to ma znaczenie wobec kryzysu klimatycznego.

Jagoda Gawliczek: Książki dzielę czasem na te, o których dość łatwo zapominam i te, które ze mną zostają na dłużej. W przypadku Żądła jeszcze nie wyszłam z lasu. Jest noc i stoję w deszczu. Czy mógłbyś proszę uwolnić mnie spod tego zaklęcia?

Paul Murray: Haha, zrobię co w mojej mocy!

To poczucie, że istnieje jakiś los, przed którym nie da się uciec, wynika częściowo z tego, jak kawałkujesz i splatasz ze sobą plany czasowe. Na ile taka architektura była zaplanowana od początku?

Tak naprawdę zacząłem od postaci Cass, która miała być główną bohaterką książki. Potem zdałem sobie sprawę, że muszę poszerzyć perspektywę. Wprowadziłem więc kolejnego członka rodziny, czyli jej młodszego brata PJa, a potem jeszcze ich mamę i tatę. Nie byłem pewien, czy to zadziała, ale chciałem jakoś połączyć te wszystkie postacie. A las, o którym wspominasz, jest ważną częścią książki. To dziwna strefa transformacji i derealizacji oraz miejsce, w którym przecinają się wszystkie osi czasu. Rzeczywistość jest zawieszona, a przeszłość zaczyna pojawiać się ponownie pod postacią wspomnień. Tak samo dzieje się jednak także w rozdziałach Imeldy czy Dickiego. Nie przepracowali wydarzeń ze swojego życia, więc te nieustannie powracają i przytłaczają ich w teraźniejszości. Żądło to opowieść o tym, że to, co minione, wpływa na teraźniejszość na sposoby, których się nie spodziewamy.  

Paul Murray
Paul Murray „Żądło”, tł. Łukasz Witczak, Wydawnictwo Filtry, kup w Empiku

Imelda jest trochę pisarką, bo cały czas przepisuje samą siebie na nowo. Na ile była żarłoczną postacią i zdobywała dla siebie coraz więcej miejsca w książce? 

Paul Murray: To ciekawe pytanie. Gdy pierwszą część historii opowiadali tylko Cass i PJ, Imelda wydawała się jednowymiarową, zadufaną w sobie, płytką konsumentką. Nie była ani zbyt miła, ani głęboka. Czytelnik miał prawo pomyśleć, że jest trochę idiotką. Postanowiłem więc odwrócić to do góry nogami i pokazać ją jako prawdziwą osobę z traumatyczną przeszłością i żywiołowym stylem komunikowania się. To takie dziwne, że jako autor możesz mieć masę planów i pomysłów, ale nie wiesz, czy zadziałają, póki nie usiądziesz do pisania. Kiedy więc zacząłem tworzyć jej historię i scenę retrospekcji zdałem sobie sprawę, że jej energia jest większa, niż się spodziewałem. 

Zakładam, że świetnie jest być zaskakiwanym w ten sposób?

Zdecydowanie, bo to może  oznaczać, że czytelnik też przeżyje zaskoczenie. Czuję się dumny z tej bohaterki, bo różni się od wszystkich postaci, jakie kiedykolwiek napisałem. Nie ma dobrego wykształcenia i pochodzi z trudnego środowiska. Ciężko pracowałem, żeby stworzyć jej rozdziały, nadać im własny rytm i brzmienie, które różni się od innych głosów w książce. Dla mnie to ona jest sercem tej książki. 

Czytaj też: Claudia Durastanti: Nie lubię używać łatwych słów [WYWIAD]

Jej styl trochę przypomina strumień świadomości. Jest w tym pewien paradoks, bo z jednej strony świadczy to o braku wykształcenia, z drugiej to literatura godna Nobla. 

Paul Murray: Lepiej mi idzie słuchanie cudzych opowieści. To trochę banalne, ale to prawda, że każdy ma historię do opowiedzenia. Ludzie, stojący przed tobą w kolejce w supermarkecie, doświadczyli rzeczy, które sprawiłyby, że twoje włosy staną się białe – niezwykłych, przerażających, bolesnych i cudownych wydarzeń. Jeśli potrafisz uchwycić ten głos w książce i sprawić, by wydawał się przekonujący, to jest to naprawdę potężne narzędzie dla pisarza. Imelda nie ma wykształcenia, które nauczyłoby ją, jak nadawać sens rzeczom i umieszczać je w ładnych akapitach. To dałoby jej możliwość kontrolowania swoich doświadczeń, ale jest pozbawiona takiej możliwości. Przez to jej życie przychodzi i odchodzi jak fale, a ona próbuje po prostu uniknąć czegoś strasznego. Jednocześnie to, że czuje wszystko tak głęboko, czyni ją dobrą opowiadaczką. 

W tym sensie podobną postacią jest wróżbitka, która widzi przyszłość w herbacie. 

Nie chcę wpaść w banał, że mężczyźni są z Marsa, ale szczerze interesowało mnie, jak funkcjonuje świat biznesu w Irlandii. Wejdź na strony biznesowe w dowolnej gazecie. Znajdziesz tam informacje o tym, że rośnie PKB, jakie są prognozy, a wszystko jest zdominowane przez mężczyzn. Z tej perspektywy wydaje się, że świat został zorganizowany racjonalnie i podlega prawom matematycznym czy ekonomicznym, a uczucia to coś niezbyt istotnego. Oczywiście możesz je mieć, ale nie da się ich sprzedać i nie pojawią się na giełdzie, więc bogacze nigdy się nimi nie zainteresują. 

W ciągu ostatnich 20 lat Irlandia przekształciła się z bardzo biednego i religijnego kraju w państwo superbogate i prawie świeckie. W pewnym momencie ta nowa gospodarka po prostu się rozpadła, a wszyscy zaczęli się zastanawiać, co stało się z ich bajką. Chociaż udają, że jest inaczej, ekonomiści nie potrafią przewidzieć przyszłości. Nie rozumieją też, czego ludzie potrzebują, aby przetrwać i mieć sensowne życie. Wszystkie te rzeczy umykają rachunkom. Dickie został wychowany, by być synem bogatego biznesmena. Imelda pochodzi z zupełnie innego środowiska, ale kiedy wnosi w jego życie wróżby i przesądy, on nawet nie udaje, że wierzy w takie rzeczy. A jednak życie to nie jest gra wideo, którą możesz wygrać jeśli poznasz wszystkie kody.

Rose też nie widzi wszystkiego, lecz próbuje ostrzec Imeldę, że sprawy nie potoczą się tak, jakby się wydawało. Mądrzy ludzie – naukowcy, technicy, ekonomiści – mówią nam, w którą stronę potoczy się świat. A potem, cholera, i tak wpadamy w czarną dziurę. Może więc lepiej dać sobie powróżyć i wcale nie wyjdziemy na tym gorzej. 

Mężczyźni w Twojej ksiażce reprezentują różne środowiska. Łączy ich brak poczucia przynależności, kręte ścieżki, na których szukają miłości i ustawiczne odrzucanie wszystkiego, co irracjonalne. Jednocześnie wszyscy oni ponoszą porażki. Myślisz, że mogą wyjść poza krąg tradycyjnie rozumianej męskości i znaleźć nowe sposoby, które nie będą tak matematyczne?

Myślę, że wszystko jest możliwe. Pod koniec książki sprawy nie idą zbyt dobrze, ale jednocześnie Cass ma przyszłość, w której mogłaby robić coś innego. Tworzyć wiersze. Pewnie na tym nie zarobi, ale pisanie czegoś może cię wyzwolić i nadać życiu sens. Praca w firmie ojca nie uczyni twojego życia pięknym. Z kolei PJ chce wiedzieć, jak działają rzeczy i jakie płyną z tego możliwości. Te sposoby wyjścia istnieją, ale potrzeba do tego odwagi. Społeczeństwo nieustannie dostarcza nam komunikatów na temat tego, co działa, a co nie. Dziś na przykład widziałem zachętę do bojkotu towarów z Izraela z powodu ludobójstwa w Palestynie. Natychmiast pojawiły się głosy o tym, jak taka decyzja wpłynie na gospodarkę. Co stanie się z pieniędzmi w naszych kieszeniach? 

Paul Murray: „Żądło” w różnych tłumaczeniach

Społeczeństwo kontroluje to, jakie decyzje podejmujemy? 

Paul Murray: Jeśli jesteś mężczyzną, to bardzo, bardzo trudno robić rzeczy, które stawiają cię poza normami. Mężczyźnie w średnim wieku w małym miasteczku trudno jest wyjść poza określony schemat. Ludzie będą cię oceniać. Boisz się, że cię odizolują i zaniedbają. Jednocześnie tak naprawdę nie chodzi o to, co się stanie, ale o to, czego się obawiasz. Dickie nie ufa ludziom przez kilka złych doświadczeń z młodości. Czuje, że świat jest wrogim miejscem i że musi się zakamuflować, by wyglądać jak wszyscy inni. Jeśli powie, że chce zostać poetą albo poślubić ukochanego przyjaciela, to zostanie zniszczony. Czy to prawda? Czasem tak, ale nie zawsze. Pytanie też, czy lepiej żyć w kłamstwie, niż podjąć to ryzyko. Każdy się z tym mierzy. Każde z nas będzie miało w pewnym momencie wybór, czy pójść bezpieczną drogą, czy jednak tą dziwniejszą i trudną. 

No i praktycznie wszystkie postaci w Twojej książce na różne sposoby okłamują same siebie i próbują schować miękkie części pod maską czy zbroją. A wierzysz w przeznaczenie?

Masz na myśli, czy wierzę, że rzeczy są nam pisane zanim się urodzimy?

Bardziej jak w greckiej tragedii, że jesteśmy skazani na los, który musi się wypełnić. 

Niedawno po raz pierwszy przeczytałem Edypa Sofoklesa. To niesamowita sztuka. Nie sądzę, żeby bogowie z góry ustalili nasz los, ale sami czasem myślimy, że nasz los został z góry ustalony. Każe się nam wierzyć, że musimy żyć w określony sposób, aby odnieść sukces lub przetrwać. Musisz odcinać wszystko, co nie pasuje do głównego nurtu. Da się to nazwać przeznaczeniem. Spójrzmy chociażby na zmiany klimatyczne. Mówi się o nich od lat 70. i są one systematycznie negowane przez przemysł naftowy. Teraz jesteśmy już na etapie, w którym każdy wie, że to prawda. Jednocześnie nadal temu zaprzeczamy, bo rzekomo w pojedynkę nic nie zmienimy, a wszystko kontroluje system. Nasze życie jest bardzo materialistyczne. W porównaniu do wioski z XV wieku czy czegoś podobnego, podążamy po odizolowanych od siebie trajektoriach. 

Łatwiej jest wierzyć, że nie mamy sprawczości? 

Tak. Możesz zejść z tej ścieżki, ale potrzeba do tego odwagi. Wygodniej jest myśleć, że nie mamy żadnej mocy, że nikogo nie obchodzimy. Jest taki słynny wers z Kierkegaarda. To Twoja wina, że go przywołuję, bo zadajesz mi filozoficzne pytania. Człowiek woli się mylić z milionem innych, niż mieć rację sam. Czyli: to jest złe, ale przyjdę i to zrobię, bo tak już musi być, a poza tym to boję się wyjść poza schemat. 

Zobacz również
Dziki robot

Wywołałeś Sofoklesa, a Żądło czyta się jak antyczną tragedię: splątane losy, zmierzające nieubłaganie w stronę finału. Dla mnie to trochę powieść o dziedziczeniu. Na nasze życie wpływa wszystko to, co wydarzyło się przed nami i warunkuje to, w którym miejscu się znajdujemy. To też może być pretekst do zwolnienia siebie z odpowiedzialności. 

Dickie nie zaakceptuje tego, że coś mogłoby się zmienić nawet kosztem zrobienia czegoś naprawdę okropnego. Mówią, że łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu. Lepiej, żebyśmy wszyscy zostali unicestwieni, niż zatrzymać się i powiedzieć: jestem inny, dziwny, nie pasuję. To jest prawdziwa tragedia. Kiedy promowałem Żądło w Dublinie, moja redaktorka wygłosiła przemówienie i wspomniała m.in. o różnicy między tragedią grecką a szekspirowską. Podobno polega ona na tym, że publiczność wychodzi z tragedii greckiej myśląc: jaka szkoda, że ​​tak musiało być. Wychodząc z szekspirowskiej myśli: jaka szkoda, bo ​​mogło być inaczej. Myślę, że w przypadku zmiany klimatu wydaje nam się, że jesteśmy w tragedii greckiej, gdy tak naprawdę jesteśmy w szekspirowskiej. Łatwiej jest myśleć, że jesteś w tragedii greckiej, ponieważ, no cóż, przepowiednie mówią, że musisz zabić swojego ojca, więc to się zdarzy i już.

Imelda próbuje spełniać swoją przepowiednię i zobaczyć ducha na weselu. Podąża za wskazówkami od Rose i ponosi porażkę. 

Ona wkłada w to zbyt wiele wiary. Jest zdesperowana. Jeśli czytasz tragedie to wiesz, że przepowiednie są zawsze zwodnicze. Edyp zabija swojego ojca, bo jest przekonany, że został adoptowany. Za wszelką cenę stara się uniknąć przepowiedni, ale ona zawsze cię jakoś dogoni. Imelda wierzy, że spotka się z duchem ukochanego, a w tym wszystkim chodzi o to, że to ona jest duchem. Żyje przecież między przeszłością i teraźniejszością, bo zgubiła się w tym zawieszonym świecie. Kiedy rozmawiam z ludźmi o tej książce, często pytają mnie o duchy. A przecież ich tu nie ma!

Hej, stop spoilerom! 

Już się zatrzymuję. 

Z Twojej perspektywy ważniejsze jest pytanie, co znaczy być żywym? 

Musisz znaleźć sposób na negocjacje z przeszłością i zawarcie z nią jakiegoś rodzaju pokoju. Postacie w książce dryfują w dziwny, odizolowany sposób. Próbują sprawić, by przeszłość była czymś, co mogą kontrolować albo w czym mogą się schować. Jeśli jednak pozwolisz duchom przeszłości wejść do swojego życia i spróbujesz przyznać, że są częścią ciebie, dopiero wtedy możesz zacząć żyć w teraźniejszości. Jest jeszcze jeden wers z filozofii, ale nie pamiętam autora. Przeszłość zawsze nadchodzi do nas z przyszłości. Sposób, w jaki odnosimy się do przeszłości, zależy od nas. Mogę założyć, że nigdy nie wspomnę o mojej rodzinie. Zmienię imię. Będę udawać, że dorastałem w Brazylii. Odetnę się. Taki stan łatwo zaburzyć. Zamiast tego mogę powiedzieć: okej, miałem traumatyczną przeszłość w Irlandii i wykorzystać lekcję, której się nauczyłem z tej przeszłości, żeby spróbować żyć w sposób, który nie będzie powielał tego cierpienia. Czy to ma sens?

Tak, zdecydowanie. Twoja książka łączy wiele gatunków i tropów. Mamy coming of age Cass, thriller z Ryszardem i eksperymentalną prozę Imeldy. Czy uważasz, że pisząc książkę współcześnie, potrzebujemy takich decyzji, żeby objąć doświadczenie, które przeżywamy? 

Tak jak wspomniałem, to nie jest coś, co planowałam zrobić. Przeczytałam wiele różnych rzeczy i w miarę jak pisałem tę książkę, wszystkie te różne style stały się przydatne. Pisząc książki dzisiaj, dobrze jest mieć interesującą historię. Wiele książek jest po prostu nudnych i frustrujące jest, gdy są wpychane w świat jako niesamowita literatura. To nie jest mój główny cel, ale stale o tym pamiętam: chcę, żeby ludzie nadal czytali książki. Nie chcę, żeby ludzie myśleli, że książki są czymś z przeszłości, co zostało wyparte przez Internet lub cokolwiek innego, taka staromodna rozrywka, która nie jest istotna czy interesująca. Myślę, że książki mają tę wyjątkową zdolność, aby nas ekscytować i angażować… ale musisz sprawić, aby ich czytanie było przyjemne, prawda? To długa książka, więc dobrze było mieć w niej historie, które ciekawią. 

Na początku przestraszyłam się tej długości, ale potem pochłonęłam książkę w całości. 

To niesamowite, że książka miała tak świetny odzew. To trochę przeczy wszystkiemu, co mi mówiono o tym, że ludzie nie będą czytać długich książek. Że nie mają tyle uwagi, aby śledzić złożone wątki fabularne i że nie lubią smutnych historii. Bla, bla, bla. Ludzie są w stanie czytać długie książki i są w stanie śledzić naprawdę skomplikowane wątki fabularne.Jeśli po prostu zaufasz swojemu czytelnikowi i dasz mu historię i postacie, z którymi może się utożsamić, to wszystko zadziała. 

Wczoraj wieczorem skończyłam czytać Ogród poza czasem Olivii Laing. To esej m.in. o miłości do roślin. Przyszło mi do głowy, że jesteś ogrodnikiem, który wysiał wszystkie nasiona i w trakcie powieści one zaczynają rosnąć, zmieniać się, nabierać nieoczekiwanych kształtów. 

Nie czytałem tej książki, ale to ciekawa intuicja. Pisanie to dość tajemniczy proces. Wiesz, zaczynasz od czegoś, co można porównać do nasionek. Masz zdanie lub scenę, a potem całość po prostu rośnie i rośnie. Kiedy wracam i poprawiam początek widzę rzeczy, których niby nie planowałem, a już tam są. To jest naprawdę dość dziwne i nie potrafię tego wyjaśnić, ale tak jest. Może jednak coś jest na rzeczy z tym przeznaczeniem i duchami. 

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony