Geniusz czy troglodyta? Nowa biografia Elona Muska przestrzega przed nadmierną władzą miliarderów
Redaktor naczelny Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Jedni mu zazdroszczą i głęboko wierzą w to, że zmienia oblicze współczesnego świata. Dla innych jest lekkomyślnym cynikiem uosabiającym zepsucie najbogatszego odsetka ludzi. Faiz Siddiqui, autor książki poświęconej prezesowi Tesli i SpaceX, należy raczej do tej drugiej grupy, ale daleko mu do czczej krytyki swojego bohatera. Co w zamian proponuje czytelniczce Pychy absolutnej?
Spis treści
Jedni w sylwestrową noc bawią się hucznych na imprezach do białego rana, inni spędzają czas w wąskim gronie i symbolicznie podsumowują upływający rok. Elon Musk, jak na ekscentryka chodzącego własnymi drogami przystało, zrobił coś zupełnie innego. 31 grudnia postanowił zmienić swoje zdjęcie profilowe na portret Żaby Pepe. Memiczny płaz na grafice dumnie pozuje w pełnym stroju gladiatora. Miliarder nazwał go na cześć niszowej kryptowaluty Kekius Maximus, najwyraźniej powstałej z fascynacji internetowym slangiem (kek w sieci używa się zamiennie do lol albo haha) i rzymskimi wojownikami walczącymi na śmierć i życie.

Kilka dni później Pepe bez większego komentarza zniknął z profilu miliardera, a ten płynnie przeszedł do planów podboju świata, atakowania adwersarzy i dzielenia się życiowymi mądrościami na każdy temat. W maju wrócił jeszcze do przydomku Kekiusa, tyle że dał już spokój żabie i sam zapozował ze zbroją. Potęgę miał mu jeszcze nadać samozwańczy tytuł cesarza.

W pozornie nieistotnym geście, których w biografii Muska jest przecież na pęczki, odzwierciedla się jego patrzenie na świat. Od dawna wiadomo, że ma przerośnięte ambicje i wierzy, że niczym mężny władca stoi na czele wielu rewolucji naraz – biznesowej, technologicznej, ale i kulturowej i światopoglądowej. – Chcę angażować się w działania, które zmieniają świat. Internet to zrobił, a kosmos prawdopodobnie będzie miał jeszcze większy wpływ niż cokolwiek innego. Jeśli ludzkość może rozszerzyć się poza Ziemię, właśnie tam jest przyszłość – mówił już kilkanaście lat temu, gdy koncentrował się na pracy w SpaceX.
Jednocześnie postrzega rzeczywistość za plac zabaw, a potężne aktywa, pracowników czy idee – za zabawki, które można cisnąć w kąt. Poważne pytania i dylematy zbywa emotikonem odchodów. Kluczowe decyzje, na przykład dotyczące ustąpienia z funkcji prezesa X, podejmuje impulsywnie, po mglistych konsultacjach w otwartej ankiecie. Chętnie chowa się za zasłoną żartów, jakby nie wierzył, że ktokolwiek może dorównać jego poważnemu poziomowi.
Pycha absolutna. Skazy na wizerunku Muska
Przypominam sobie o Kekiusie Maximusie, gdy na moje biurko trafia Pycha absolutna – kolejna biografia Muska. Okładka książki, polskim czytelnikom zaprezentowana przez Wydawnictwo W.A.B. (tłum. Piotr Grzegorzewski), przedstawia odlane z brązu popiersie miliardera. Pewnie by mu się spodobało, zwłaszcza że w latach 90., jeszcze za czasów pierwszego start-upu Zip2, mówił o tym, że jest nowym wcieleniem Aleksandra Wielkiego. Ideały starożytnych władców i nieustraszonych wojowników są mu najwyraźniej bliskie, o czym przypomniał też przy okazji memów z Pepe.

Problem w tym, że na okazałej rzeźbie widać liczne pęknięcia – mało reprezentatywne jak na podobiznę najbogatszego człowieka na świecie. Musiały się tu znaleźć, bo właśnie one najbardziej interesują u Muska Faiza Siddiqui, autora książki. Reporter działu biznesowego The Washington Post nie zamierzał bowiem stawiać pomnika swojemu bohaterowi. A nawet gdyby chciał, miałby o tyle utrudnione zadanie, że najbogatszy człowiek na Ziemi niespecjalnie dopuszcza do siebie dziennikarzy. Prawdziwie zaufał jedynie jednemu, Walterowi Isaacsonowi, i to pewnie dlatego, że ten napisał wcześniej biografie Steve’a Jobsa, Alberta Einsteina czy Benjamina Franklina. Miło znaleźć się w takim gronie.

Lekkomyślnie ku władzy
Pycha absolutna zdecydowanie nie jest więc laurką biznesmena, ale Siddiqui uniknął przegięcia w drugą stronę. Książka mogłaby być soczystym roastem na zblazowanego miliardera. Taka forma pewnie rozochociłaby odbiorców, tak samo jak przyciągające okazują się scenariusze Białego Lotosu, W trójkącie albo Menu. Autor podchodzi jednak do sprawy najzupełniej poważnie. I chociaż zdarza mu się wbić szpilę w Muska (niejako odpowiadając na zarzuty, jakoby był pachołkiem Jeffa Bezosa, właściciela The Washington Post), czyste krytykanctwo zamienia na poważną refleksję nad współczesnym światem.
– Docinki i żarty idą na bok – zdaje się mówić między wierszami reporter. Wielokrotnie przypomina, dlaczego: w tym przypadku gra po prostu toczy się o dużą stawkę. Nie chodzi już tylko o fakt, że majątek jego bohatera rośnie w ogromnym tempie i wkrótce wynosić nawet miliard dolarów. Merytokrata ma na wyciągnięcie ręki wielką władzę, dzięki której zmienia różne sfery życia publicznego: od transportu indywidualnego i zbiorowego, przez komunikację, aż po politykę. To, jak lekkomyślnie do niej podchodzi, Siddiqui poddaje krytycznej analizie i zachęca do tego samego rzesze technoentuzjastów.
Duża cena postępu
Reporter jako ekspert od transportu autonomicznego wiele uwagi poświęca choćby motoryzacyjnemu oczku w głowie Muska, Tesli. Nie odbiera wizjonerstwa firmy, pokazując, że jej prezes ma odwagę snuć plany, o których nie śniło się innym przedsiębiorcom. Zastrzega zarazem, jaka jest cena tytułowej absolutnej pychy. Wspomina okres pandemii, w którym biznesmen nie robił sobie nic z obostrzeń sanitarnych i otworzył fabrykę w piku zachorowań. Gdy władze Kalifornii przypomniały mu o tym, że to nie do końca legalne, zagroził, że przeniesie zakłady do innego stanu. Samym pracownikom nie pozostawił żadnego wyboru, jak zresztą wtedy, gdy przejął X i przywitał ekipę zwolnieniem grupowym.
Elon Musk zapowiedział alternatywę dla największej internetowej encyklopedii. Grokipedia ma być wolna od stronniczości
Znacznie większą skazą na wizerunku Tesli są jeszcze wypadki z udziałem pojazdów wyposażonych w funkcję Autopilot. Musk obiecywał, że ludzie rozsiądą się wygodnie w fotelach samochodów, a te zrobią wszystko za nich. Z czasem wyszło jednak, że system zbyt wcześnie trafił do użytkowników. Kryje wiele luk i niewłaściwie rozpoznaje przeszkody, które staną na jego drodze.
W 2018 roku ofiarą takiej niedoskonałości padł Walter Huang. Inżynier Apple zaufał autopilotowi, a jego Tesla Model X jadąca z prędkością 115 km/h uderzyła z impetem w betonową barierę na autostradzie. Parę miesięcy później George McGee wjechał Modelem S w zaparkowany Chevrolet Tahoe. Choć kierowca nie zachował należytej ostrożności, sięgając w momencie wypadku po telefon, zawiniła także sama mechanika. System zupełnie zignorował znak STOP i czerwone światło migające na skrzyżowaniu.
Gdy zachcianki stają się mądrością
Faiz Siddiqui ukazuje te i inne newralgiczne sytuacje – ogół przepychanek z Narodowym Urzędem Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, kombinowanie z fuzją z Twitterem albo flirtowanie z Donaldem Trumpem i założenie Departamentu Efektywności Rządu (DOGE) – z należytą starannością. Czytelniczce niezaznajomionej z amerykańskim prawem czy technologią cierpliwie tłumaczy kontekst. Uzupełnia go szeregiem różnych perspektyw, także tych obieranych przez zwolenników Muska. Niejednokrotnie dociera jednak do ściany i dochodzi do tego samego wniosku. Nawet pod naporem eksperckich polemik, nieprzychylnych wyroków sądowych czy niezadowolenia inwestorów miliarder nie przyzna się do błędu. Łatwiej mu obrócić pomyłkę w żart albo cynicznie stwierdzić, że postęp wymaga ofiar.
Taka obserwacja prowadzi do jasnej konkluzji. Pycha absolutna to portret jednostki gotowej zrobić wszystko, by jej wizja wcieliła się w życie, także wtedy, gdy nie ma umocowania w dowodach i wydaje się czystym szaleństwem. Stanowi zarazem całkiem dobre uosobienie tytułowej postawy, która nie charakteryzuje samego Muska, ale też wielu innych miliarderów. W końcu jak stwierdził szwajcarski pisarz Jeremias Gotthelf, gdzie wielka rządzi pycha albo wielkie pieniądze, tam łatwo powstaje urojenie, że uważa się swoją zachciankę za mądrość.
Redaktor naczelny Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.

