„Gwarantem trwałości jest relacja” – rozmawiamy z Pamelą Bożek z charytatywnego second-handu Rzeczy Drugie
Jestem KONESEREM dobrego wzornictwa i architektury, miłośnikiem muzyki, perkusistą, didżejem,…
Są inicjatywy kompletne. Takie, które działają z poszanowaniem środowiska. Takie, dzięki którym całe rodziny mają co jeść. Takie, które realnie pomagają i mają wpływ na innych. Właśnie taką inicjatywą są Rzeczy Drugie.
Rozmawiamy z Pamelą Bożek, współtwórczynią tego nieszablonowego secondhandu Stowarzyszenia “Dla Ziemi”, o odwadze w tworzeniu marki podczas pandemii, wyjątkowych notesach i zmienianiu świadomości uchodźczej i ekologicznej Polaków.
Na początku opowiedz może trochę o tym, jaki przyświecał Wam cel przy zakładaniu Rzeczy Drugich i jak go realizujecie? Komu pomagacie i dlaczego? Kto wchodzi w skład stojącego za inicjatywą kolektywu?
Rzeczy Drugie to sklep charytatywny prowadzony przez Stowarzyszenie “Dla Ziemi”, ale także kobiecy kolektyw, który tworzy grupa bliskich sobie kobiet – część z nas pochodzi z Polski, a część z Czeczenii. W takim najściślejszym składzie jest nas dziesięć – Zaira Avtaeva, Zalina Tavgereeva, Liana Borczaszvilli, Makka Visengereeva, Khava Baskhanova, Ajna Malcagova, Ewa Kozdraj, Elżbieta Rojek i ja. Nasza pracownia artystyczna i rzemieślnicza mieści się na terenie Ośrodka dla Cudzoziemek i Cudzoziemców w Łukowie, bo dla części dziewczyn z naszego kolektywu to tymczasowe miejsce pobytu w związku z procedurą o nadanie statusu uchodźczyni lub innej formy ochrony przez państwo. Rzeczy Drugie to taka strategia wspierania siebie nawzajem w codziennych wyzwaniach, która umożliwia też realizację wartościowych działań. Stowarzyszenie “Dla Ziemi” od ponad 10 lat działa z i na rzecz osób z doświadczeniem migranckim i uchodźczym. W ciągu tej dekady wsparcie finansowe dla organizacji zajmujących się edukacją wielokulturową, integracją migrantek/tów i wielopłaszczyznowym wspieraniem tej grupy osób w Polsce regularnie się zmniejszało lub dostęp do niego stawał się utrudniony czy niemożliwy. Organizacje pozarządowe zmuszane były do ograniczania działalności, a czasem całkowitego jej zaprzestania. W związku z tym celem Rzeczy Drugich jest droga do niezależności zarówno organizacji, jak i osób, które wcześniej mogły być otoczone kompleksowym wsparciem zawodowym i edukacyjnym, a dziś nie zawsze są na to środki.
Co stanowi o wyjątkowości Waszej działalności?
To, co wyjątkowe w tej strategii, poza ideą dzielenia się kompetencjami, jest wzajemność. Bo chociaż wytwarzanie produktów dostępnych w sklepie jest możliwe dla tych członkiń kolektywu, które posiadają pozwolenie na pracę (a jest to sytuacja zmienna), to część zysku ze sprzedaży każdej rzeczy przekazywana jest na wspólnotę – z zasobów korzystają osoby, które najbardziej tego potrzebują, bez względu na to czy mają możliwość podjęcia pracy czy nie.
Skąd pomysł, by pomagać uchodźczyniom/com poprzez sprzedaż ubrań i dodatków z drugiej ręki?
Drugi obieg jest dobry “Dla Ziemi”. W 1995 roku stowarzyszenie założyły osoby, dla których wartością była troska nie tylko o ludzi, ale też o bycie blisko natury i zrównoważony rozwój. To jedno ze źródeł.
Drugie jest być może bardziej symboliczne, wiąże się z dbaniem i dawaniem drugiej szansy. Rzeczy Drugie służą przede wszystkim współpracy, która daje możliwość wspierania osób, które z różnych powodów mają utrudnione możliwości zarobkowania i zdobywania nowych umiejętności. W przypadku kobiet z doświadczeniem uchodźczym mamy do czynienia z sytuacją, w której osoba zdecydowała się rozstać ze swoim dotychczasowym życiem – domem, ale często też pracą, którą dotychczas wykonywała. W ośrodkach przebywają całe rodziny, w których wychowuje się zwykle więcej niż dwoje czy troje dzieci. Wszystkie te dzieci objęte są przez Polskę obowiązkiem szkolnym, jednak to ogromny wysiłek, by zacząć naukę w nowym otoczeniu i w obcym języku. Mamy wspierają dzieci jak potrafią, jednocześnie same mogą podjąć naukę języka polskiego, ale zaopiekowanie trudnej codzienności ogranicza możliwości i chęci do rozwoju. Panie często pracowały w swoich krajach jako urzędniczki, pedagożki. Tutaj mogą podjąć wyłącznie prace poniżej swoich kompetencji, a niepewna sytuacja związana z pobytem nie jest motywująca. Oczywiście praca poniżej kompetencji w Polsce to doświadczenie ogromnej grupy osób. Jednak osoby z doświadczeniem uchodźczym mają przed sobą bariery, które bez wsparcia są niemożliwe do pokonania.
Sprzedaż ubrań z drugiej ręki jest więc tylko częścią tej strategii. Drugą, moim zdaniem najważniejszą, jest tworzenie sieci sojuszniczek/ków, których obecność nie ogranicza się do jednorazowego spotkania. Od samego początku mam poczucie, że gwarantem takiej trwałości jest właśnie relacja – jej zbudowanie wymaga więcej czasu, ale jest tego warta.
W sklepie internetowym, poza ubraniami i dodatkami, można kupić też Notesy z Łukowa. Opowiedz o tej inicjatywie. Ko je tworzy, z czego są wykonane?
Notesy z Łukowa to była moja pierwsza próba stworzenia trwałej współpracy, której celem było nie tylko bycie razem i przyjemne spędzanie czasu, ale też (jeśli dobrze pójdzie) szansa na dokonanie zmiany i wpływ. Notesy z Łukowa są więc kolektywem i marką introligatorską, która cały czas się rozwija, a zawiązała się w ośrodku w Łukowie w 2018 roku podczas warsztatów. W pewnym sensie pretekstem do spotkania była najprostsza technika zszywania papieru, która okazała się na tyle wdzięczna i niezakłócająca spotkania, że kiedy zaproponowałam, żebyśmy wymyśliły nazwę dla naszej grupy, spotkałam się z aprobatą. Później z kilku projektów graficznych wspólnie wybrałyśmy logo, zamówiłyśmy stempel i zaczęłyśmy szyć. Notesy powstają z papieru pochodzącego z recyklingu i srebrnych worków po ziarnach kawy. To wtedy zaczęła się moja współpraca z Ewą Kozdraj, a Stowarzyszenie “Dla Ziemi” udzieliło projektowi osobowości prawnej, umożliwiło legalną sprzedaż i zatrudnienie autorek, które mają pozwolenie na pracę. Tak jak w przypadku RD, część zysku ze sprzedaży każdego notesu zasila wspólnotę. Od tego czasu Notesy z Łukowa można lub można było kupić w limitowanych edycjach na Miesiącu Fotografii w Krakowie, a także w Galerii Nośna, kawiarni Mostowa Sztuka Kawa i Nic nowego, w Art Bookstore Królikarnia, Kooperatywie Dobrze i Salonie CIACH Fryzjer w Warszawie, w Klubokawiarni Pestka w Lublinie, Galerii Jest we Wrocławiu, Galerii Szara w Katowicach, Fundacji Obszar Wspólny w Łodzi.
Na waszej stronie można kupić przepiękne gumki do włosów ze wspólnie stworzonej kolekcji z Żoną Johna.
To jest właśnie ta herstoria, która najlepiej pokazuje ideę RD. Na początku 2019 roku poznałam fotografkę Alicję Kozak, a ona w maju wpadła na naszą pierwszą wystawę Notesów z Łukowa do Rotacyjnego Domu Kultury na Jazdowie w Warszawie i zrobiła nam trochę pięknych zdjęć w otoczeniu domków fińskich. Później często dzieliłyśmy się tym, co robimy. Alicja wyprodukowała uroczą, romantyczną sesję dla Żony Johna, która sama pracuje z tkaninami z drugiej ręki i później powiedziała mi: “Pisz do niej, Żonka jest super.” W ten sposób, dziewczyńską ścieżką, nasze drogi się spotkały. Żona, czyli Aleksandra Rałowska, przyjęła zaproszenie i przyjechała do ośrodka w okresie rozluźnienia reżimów pandemicznych, żeby poznać panie i pokazać im, co razem zrobimy. To dla nas bardzo ważne, żeby dziewczyny, które mieszkają w ośrodku mogły uczyć się od profesjonalistek/tów bardzo konkretnych, praktycznych umiejętności.
Czy myślisz, że Polacy, odkąd wroga narracja rządu jeszcze bardziej się nasiliła, zaczęli bardziej zwracać uwagę na problem uchodźców/czyń?
Od 2015 roku obserwujemy wzmożenie wrogości wobec migrantów i migrantek. W 2018 roku Polski rząd nie wyraził poparcia dla żadnego z dwóch dokumentów ONZ, które miały na celu utworzenie globalnego podziału odpowiedzialności za uchodźczynie/ców i obciążeń związanych z ich wsparciem i przyjmowaniem na swoim terytorium – Globalnego Paktu w sprawie Migracji i Globalnego Paktu w sprawie Uchodźców. Takie polityczne decyzje motywowane ochroną kraju sprawiają, że lęk przed “obcymi” się nasila. A sytuacja, choć na poziomie politycznym być może skomplikowana, to na poziomie ludzkim jest dość prosta – uchodźcy i uchodźczynie są osobami, które potrzebują pomocy, by przeżyć. W sierpniu 2019 roku Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC), którego zadaniem jest wspomaganie rządów państw w zrozumieniu zmian klimatycznych, opublikował nowy raport, z którego wynika, że do 2050 roku, a ja będę mieć wtedy 60 lat, 250 mln ludzi będzie musiało opuścić swoje domy, które znikną pod powierzchnią wody albo zamienią się w pustynię. Te osoby to uchodźczynie i uchodźcy klimatyczni. Nikt nie przyjdzie tu, żeby nam coś zabrać – osoby przyjdą, a my musimy wiedzieć, jak się podzielić i taką pracę edukacyjną wykonuje wiele organizacji pozarządowych i osób w Polsce.
Jeśli więc są w Polsce osoby, które nie zwracają jeszcze uwagi na “problem uchodźczyń/ców”, o który pytacie, to już całkiem niedługo będą musiały się z nim skonfrontować. I najważniejsze, żeby była to konfrontacja pełna empatii i taka, w której nie poczują się bezradne i bezradni. W tym okresie okołoświątecznym myślałam o teorii pustego talerza dla zbłąkanego wędrowca, który musi stać się w końcu naszą (chrześcijańską) praktyką.
Czy współpracujecie z innymi inicjatywami pomagającymi uchodźczyniom/com lub macie takie plany?
Współpraca jest dla nas bardzo ważna, bez niej nasze działania nie miałyby sensu – dzielimy się swoimi doświadczeniami, uczymy się od innych, inspirujemy i kombinujemy, co jeszcze można zrobić razem, żeby było nam łatwiej i lepiej. W tym roku rozpoczęła się nasza współpraca z Kuchnią Konfliktu, w której można na razie kupić Notesy z Łukowa i serwety wykonywane na szydełku przez panie w pracowni. Dzięki Groszowym Sprawom, i stojącej za nimi Mai Demskiej, notesy pojawiły się w Księgarni Artystycznej “Zachęty”. Uchodźcom i uchodźczyniom mogą więc pomagać nie tylko wyspecjalizowane organizacje czy inicjatywy, ale też instytucje, w zasadzie każda i każdy. Od początku współpracujemy z artystkami artystami, a wymienię tu tylko niewielką grupę – Tarasem Gembikiem, Yulią Krivich, kolektywem Byzkist, Moniką Drożyńską. Jesteśmy otwarte i bardzo do tego zapraszamy. Rozpoczyna się też dla nas współpraca z Ashoką, bo Rzeczy Drugie otrzymały właśnie grant w programie Hello Entrepreneurship.
Bądźmy szczerzy – pandemia to bardzo ciężki czas dla wszelkiego rodzaju przedsiębiorstw i inicjatyw – szczególnie tych lokalnych i małych. Mimo tego Rzeczy Drugie dalej działają. Dlaczego zdecydowałyście się założyć tego typu działalność właśnie teraz? To na pewno wymagało wiele odwagi.
To prawda, my też tego doświadczamy, bo Rzeczy Drugie ruszyły w sierpniu. Poza współpracą z Żoną Johna jesteśmy w procesie współpracy również z innymi projektantkami/tami. Na początku roku dostępna będzie seria pięknych, wyprodukowanych w Polsce z najwyższej jakości bio bawełny koszulek z ręcznie wykonywanymi sitodrukami. Projekty na tiszerty przekazały nam Justyna Plec, Marta Frej i Janek Koza. Ja sama musiałam poznać cały ten proces produkcyjny od kuchni, żeby ta maleńka, limitowana produkcja miała sens i była zgodna z ideami naszego kolektywu. Na wiosnę oferta sklepu rozszerzy się też o wyjątkowy produkt rosnący.
Jak oceniacie świadomość ekologiczną Polaków? Czy w szerszej świadomości już się coś zmieniło, czy mamy w tym temacie jeszcze wiele do zrobienia?
Staramy się otaczać optymistycznymi wiadomościami (osoby ze stowarzyszenia założyły nawet stronę “Bardzo dobre wieści”), więc dostrzegamy te najdrobniejsze inicjatywy związane z niekoszeniem łąk i trawników, grupy opiekujące się miejskimi pszczołami, jesteśmy blisko z artystkami/tami i zajmującymi się katastrofami klimatycznymi. Jednak chyba najwięcej nadziei daje klimatyczny aktywizm młodych osób, dlatego też w stowarzyszeniu bardzo skupiamy się na edukacji i pracy z dziećmi. Naszym najnowszym wyzwaniem na 2021 rok jest założenie przedszkola leśnego, klimatycznego, wolnego i demokratycznego – bo edukacja ważna jest od samego początku życia.
Coraz więcej osób w Polsce wybiera ubrania z drugiej ręki i to na pewno pozytywna zmiana. Pozostaje jednak pytanie o drogę, którą te ubrania przebyły, by do nas dotrzeć, o ślad, jaki za sobą pozostawiły.
Czy myślisz, że Polacy przestali się bać kupować rzeczy z drugiej ręki? Niegdyś opinia o tego typu rzeczach była bardzo krzywdząca, niekiedy wręcz kupowanie w lumpeksach wywoływało wstyd. Czy myślisz, że to się już zmieniło?
Art direction: Taras Gembik
Stylista: Janek Kryszczak / Artfaces
Modelka: Beata Grabowska / Selective mngmt
MUA: Nastya Redchyts
miejsce: pracownia Jana Możdżyńskiego / Warszawa
koordynacja: Pamela Bożek
Tę zmianę obserwowałam na sobie. Jako mała dziewczynka czasem zazdrościłam osobom, które jeździły na zakupy do centrów handlowych i nosiły tylko nowe rzeczy. Później nauczyłam się znajdować piękne ubrania w lumpeksach, które po pewnym czasie przyjęły bardziej dumną nazwę sekendhendów, by ostatecznie stać się vintydż szopami. Dziś około 20% mojej garderoby jest nowa, moja dziecięca zazdrość minęła bezpowrotnie. Podobno ⅓ osób w Polsce nosi rzeczy z drugiej ręki – dla części z nich to sposób na bycie oryginalnymi, dla części to część ekonomicznej strategii przetrwania.
Czy uważasz, że termin „sustainable fashion/moda zrównoważona” kiedyś faktycznie będzie miał duże znaczenie? Mimo powoli zachodzących drobnych zmian, do tej pory termin ten bardziej funkcjonował jako frazes niż miał swoje przełożenie na praktykę.
Mam taką nadzieję.
Jak widzicie swoją działalność w przyszłości?
Mamy mnóstwo planów, których chyba najważniejszym punktem, po tym trudnym okresie pandemii, są spotkania i spędzanie czasu z naszymi sojuszniczkami/kami w tym samym miejscu i czasie. Nasze strategie sprawdzają się lokalnie, naszym marzeniem jest więc ich rozwój na większą skalę. W 2021 roku, gdy już minie zagrożenie i będziemy mogły/li się spotykać, planujemy zorganizowanie Festiwalu Rzeczy Drugich. Nasza siedziba mieści się na wsi, mamy las i łąki dookoła. Wspierają nas wolontariuszki i wolontariusze z różnych stron świata. Festiwal będzie okazją do podziękowań, ale też dalszego planowania.
Jestem KONESEREM dobrego wzornictwa i architektury, miłośnikiem muzyki, perkusistą, didżejem, (jeszcze) niespełnionym producentem i (jeszcze bardziej) niespełnionym projektantem graficznym. Wyznaję słowa Milesa Davisa, który stwierdził, że “życie bez muzyki byłoby niczym”. Od kilku lat przewodzę kolektywom SONDA i SOJUZ, które skupiają didżejów i didżejki z Polski i Europy Wschodniej, tworząc bezpieczne, wolne od uprzedzeń imprezy, prezentujące różne oblicza muzyki elektronicznej.