Czytasz teraz
Słodko-gorzki mrok – Marta Bijan szykuje nową płytę i wydaje kolejną książkę
Opinie

Słodko-gorzki mrok – Marta Bijan szykuje nową płytę i wydaje kolejną książkę

Marta Bijan, fot. Anna Bednarek, mat. promocyjne

Zaczynała od przygody z X-Factorem, a nad nową płytą pracuje ze słynnym producentem metalowym Haldorem Grunbergiem. Do tego dziś ma premierę jej zbiór opowiadań grozy… O swojej przemianie i fascynacji mrokiem opowiada nam Marta Bijan.

Jak mówi sama artystka, ten mrok był w niej od dawna. Widać go i słychać coraz bardziej nie tylko w muzyce Marty, ale również w jej filmowej czy pisarskiej twórczości. Dziś wydała zbiór powiadań grozy Domy i inne duchy. A czego możemy się spodziewać po nadchodzącej płycie?

Od Twojego debiutanckiego singla Poza mną minęło już ponad 5 lat. W międzyczasie wydałaś płytę Melancholia. W kolejnych singlach: Lato smakuje, najnowszym Dinseyend a w szczególności w Szczelinie słychać zdecydowanie nowy, mroczniejszy kierunek. Skąd taka zmiana? 

Muszę szczerze przyznać, że ta zmiana zaczęła się dużo wcześniej, właściwie już działa się we mnie podczas premiery Melancholii, co trochę utrudniało pełną radość z debiutu. Mój pierwszy album powstał we współpracy z dużą wytwórnią, z którą podpisałam kontrakt świeżo po X-Factorze (właśnie sobie uświadomiłam, że minęło 7 lat od programu…). Melancholia była zatem efektem wielu lat zmagań z różnymi producentami, poszukiwań przeróżnych kierunków muzycznych, zderzeń z oczekiwaniami branży. Nie będę ukrywać, że była to współpraca dość burzliwa i trudna dla mnie z wielu powodów, a co za tym idzie, nie wszystko szło tak, jak tego oczekiwałam, nie wszystko też działo się w odpowiednim dla mnie tempie. W momencie wydania pierwszej płyty byłam już jedną nogą poza wytwórnią, ale nie chciałam stracić tych wszystkich muzycznych lat. Można powiedzieć, że spełniłam swoje nastoletnie marzenie i wydałam piosenki, które powstawały od czasów gimnazjalnych, dorzucając do nich niewiele nowości, czyli niewiele dwudziestodwuletniej mnie. Dziś myślę, że to mógł być błąd, bo zadebiutowałam materiałem, który nie był na tamten moment aktualny, a bardziej sentymentalny. Ale stało się i oto wracam po dwóch latach z muzyką, którą obecnie czuję. Pewnie za jakiś czas znów skręcę w innym kierunku, ale będę mieć świadomość, że dzieje się to w pełnej zgodzie ze mną.

W tej muzycznej metamorfozie niewątpliwie duży udział miał Haldor Grunberg, czyli muzyk metalowy Piotr Gruenpeter, czynnie grający w zespołach Mentor, Thaw i Untervoid. Jak wyglądała współpraca z Haldorem? Co było dla Ciebie największym zaskoczeniem? 

O tak, współpraca z Piotrkiem postawiła dość grubą kreskę między Melancholią a nadchodzącym drugim albumem. Zabawne jest to, że poznaliśmy się na żywo chwilę przed ogłoszeniem lockdownu i prawie w całości płyta powstała zdalnie. Pamiętam, że jeszcze dwa lata temu powiedziałam w jakimś wywiadzie, że nie jestem w stanie oddać komuś swojej linii i tekstu do samodzielnej aranżacji, bo czuję, jakby ktoś zabrał moje dziecko. Wcześniej musiałam być przy tworzeniu numeru od początku do końca, musiałam zatwierdzić każdy instrument czy syntezator. Przy Piotrku te obawy zupełnie się rozwiały, znaleźliśmy wspólny język właściwie od razu. Największym zaskoczeniem jest fakt, że ja ze swoim poetyckim, trochę jeszcze dziewczęcym smutkiem w tekstach i on – z ciężkimi, mrocznymi aranżami – spotkaliśmy się gdzieś pośrodku i naprawdę coś z tego wyszło. Może dlatego, że w gimnazjum słuchałam metalu i nie boję się tych klimatów!

Swój 1. singiel w 2020 roku – Lato smakuje – określiłaś jako “pandemiczną współpracę”. Jak pracuje się twórczo podczas pandemii? Czy ten okres zatrzymania jest Ciebie inspirujący? Ponoć to właśnie w okresie zamknięcia najlepiej uruchamia się podświadomość…

Można powiedzieć, że cały ten album to wynik pandemicznej współpracy. Przy większości kawałków wysyłałam Piotrkowi nagrane u mnie w domowym studio wokale z gotowymi już tekstami i prostymi aranżami, a on odsyłał mi gotowe utwory z kosmosu, które później wspólnie, czasem do bólu, dopieszczaliśmy. Co do zatrzymania się, przyznam Ci szczerze, że ten okres izolacji jest bardzo zbliżony do mojej codzienności. Od trzech lat pracuję głównie w domu, jestem przyzwyczajona do siedzenia w swoim zaciszu godzinami. Oczywiście, i tak obserwowanie tego, co działo się na świecie, w kraju, taka ilość negatywnych bodźców z zewnątrz… To wszystko nie mogło nie odbić się na twórczości. Kilka numerów powstało bezpośrednio po dobijających mnie wydarzeniach i to będzie słychać na tym albumie.

W teledysku do utworu Szczelina nawiązujesz do stylistyki lo-fi. Ziarnisty obraz przywodzi na myśl klimat późnych lat 80./początku 90., który powrócił m.in. za sprawą serialu Stranger Things czy długometrażowego remake’u miniserialu To według Kinga. Jaką rolę pełni ta retromania w Twojej twórczości? 

Wiele osób pisało nawet do mnie z pewnym oburzeniem, że wrzuciliśmy ten klip w jakości 480 p, a taki był nasz zamysł. Chcieliśmy (z Tomkiem Wilczyńskim i Maćkiem Adamczakiem, bo zrobiliśmy go w trójkę), żeby oglądało się go jak znalezione podczas buszowania po sieci tajemnicze nagranie. Bardziej chciałam nawiązać do klimatów Blair Witch Project, niż choćby Stranger things. Retromania jest teraz tak powszechna, że nie mogę się poszczycić oryginalnością, mówiąc, że przeżywam głęboką fascynację tym okresem. Po prostu lata 80-90 przyniosły muzyce i filmowi tyle dobrego, że wciąż można z tej estetyki czerpać garściami, przy tym się nie znudzić.

Zobacz również
Rów Babicze

Szczelina pełna jest również nawiązań literackich. Inspiracją do powstania utworu była m.in. powieść słowackiego pisarza Józefa Kariki o tym samym tytule. Jednym z jej “bohaterów” jest pasmo górskie Trybecz na Słowacji, gdzie ponoć znikają ludzie. Sam autor mówi o tym miejscu “słowackie Twin Peaks”. Czym według Ciebie jest nasze rodzime Twin Peaks? Co fascynuje Cię w tej aurze tajemniczości? 

Po przeczytaniu Szczeliny otworzyły mi się w głowie różne drzwi, do których wcześniej bałam się zaglądać. Naprawdę wierzę, że istnieją na świecie miejsca, w których coś bardzo się nie zgadza. Myślę sobie, że tajemnicza aura wokół takich zniknięć, dziwnych zjawisk nagromadzonych na małej powierzchni, jest czymś wspólnym dla ludzi wierzących w przeróżne rzeczy – w naukę, Boga, duchy czy równoległe rzeczywistości. Można to tłumaczyć na wiele sposobów, ale za życia nigdy nie dowiemy się, o co chodzi. Dlatego to takie fascynujące. Nie ma nic bardziej atrakcyjnego dla twórczości niż motyw sekretnego pudełka. Kiedy już zobaczymy, co jest w środku, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie rozczarowany. Ta tajemnicza niewiadoma to jedyne, co porusza czułe, ciekawskie struny u każdego bez wyjątku. 

Marta Bijan, fot. Anna Bednarek, mat. promocyjne

Sama również interesujesz się kinematografią w praktyce. Wyreżyserowałaś horror Luna, który pokazywany był m.in. na Splat!FilmFest. Wraz ze  Zbigniewem Lemańskim skomponowałaś do niego również muzykę. O czym jest Luna

Zgadza się, Luna była filmem dyplomowym, który zwieńczył moje studia w Warszawskiej Szkole Filmowej. To folkowy dramat z elementami grozy dziejący się w bliżej nieokreślonym miejscu i czasie. Opowiada o dwóch siostrach mieszkających samotnie w chacie na skraju lasu. Starsza jest twardo stąpającą po ziemi zielarką, próbującą przekazać fach młodszej siostrze, tytułowej Lunie. Ta niestety buja w obłokach i zamiast się uczyć, całymi dniami zaczytuje się w jedynej książce, jaką posiada – Dziejach Tristana i Izoldy – marząc o wielkiej miłości. Starsza siostra umiera na szkarlatynę i romantyczna Luna musi przetrwać, w dodatku pojawia się na jej drodze tajemniczy mężczyzna, jakby wyjęty z kart powieści. Cała historia jest bardzo prosta, porusza temat ponadczasowych konfliktów wewnętrznych, ciągłej walki serca z rozumem. Ale w tym wszystkim nie mogło zabraknąć niepokojącej muzyki i przerażających motywów ludowych wierzeń czy rytuałów. 

Czy filmy mają również wpływ na Twoją muzykę, a jeśli tak, to jakie? Czy czerpiesz również z popkultury? Co mogłabyś zaliczyć do swoich największych fascynacji, które przekładasz na muzykę? 

Na pewno mają, ale nie robię tego do końca świadomie. Raczej nie wzoruję się na konkretnych tytułach, myślę, że z mojego filmowego świata do muzycznego przenika bardziej jakaś forma energii, atmosfery. Fascynacja Twin Peaks jest chyba niewyczerpalna i będzie towarzyszyć mi stale, ale bardzo inspiruje mnie także muzyka ze współczesnych horrorów Roberta Eggersa czy Ariego Astera.

Czego możemy spodziewać się po Twojej najnowszej płycie? Czy będzie to rodzaj “ścieżki dźwiękowej” do retro horroru? Jaką część Ciebie wyraża najnowszy album? 

To chyba za dużo powiedziane, pojawią się takie elementy, ale raczej będzie to typowo muzyczny album. Będą klasyczne ballady, synthpopowe i nawet energiczne (jak na mnie) kawałki, ale też mocniejsze brzmienia, nieco wykraczające poza pop. Nowa płyta także będzie melancholijna, ale z domieszką mroku, którego mam w sobie sporo. Myślę, że w tej twórczej części mnie jest go teraz zdecydowanie więcej, niż smutku.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony