Czytasz teraz
Female gaze – 4 artystki wizualne na Światowy Dzień Fotografii
Kultura

Female gaze – 4 artystki wizualne na Światowy Dzień Fotografii

Cindy Sherman. Untitled #96, 1981. Chromogenic color print, 24 x 48 inches. [via MOMA] | Image source: fotoinfinitum.com

Fotografia zrewolucjonizowała naszą percepcję. Prawie 200 lat po jej oficjalnym wynalezieniu stała się już integralną częścią naszego życia. Przywołujemy 4 artystki, o których warto pamiętać (nie tylko) w Światowy Dzień Fotografii.

Kobiety za aparatami demaskują popularne stereotypy igrając z własnym wizerunkiem. Jednocześnie potrafią też wejść w środowisko z czułością i zaangażowaniem, portretując spychane na margines jednostki. Nie wszystkie z nich można nazwać wprost „fotografkami”, ale raczej użytkowniczkami medium, które w swoich pracach dalece wykraczają poza typowe fotograficzne jakości.

W Światowy Dzień Fotografii spójrzmy na świat z „kobiecej perspektywy”, czyli tzw. „female gaze”, które to pojęcie zostało ukłute w opozycji do wprowadzonego przez Laurę Mulvey „male gaze”. Feministyczna teoretyczna i badaczka tak określała męski punkt widzenia – widza, głównego bohatera czy reżysera – w odniesieniu do sztuki filmowej. Coraz częściej ustępuje mu spojrzenie kobiece, które (często) odnosi się nie tylko do samej płci twórczyni, ale i sposobów reprezentacji kobiet i ich podmiotowości.

Poznajcie 4 kobiety, które wprowadzają „female gaze” do fotografii.

Cindy Sherman

Amerykańska artystka od lat należy do panteonu sztuki współczesnej. W swoich pracach skupia się na sposobach reprezentacji postaci kobiecej żonglując przy tym przeróżnymi wizualnymi kliszami. I tak w jej repertuarze znajdziecie zarówno kino lat 50. i 60. czy ckliwe „soap operas”, jak i rozkładówki magazynów pornograficznych czy hołubione malarstwo tzw. starych mistrzów. Poruszając się po powierzchni, Sherman dotyka problemu nie tylko statusu kobiet ale i – w szerszej perspektywie – spłycających doświadczenie rzeczywistości mass mediów.

W 1983 roku odzywa się do niej ekskluzywny nowojorski butik Diane B. Artystka zostaje poproszona o przygotowanie fotografii reklamujących takie marki jak np. Jean-Paul Gaultier. Rezultatowi daleko do przypudrowanych, wygładzonych sesji dla topowych modowych nazwisk. Sherman portretuje znerwicowane „fashion victims”, których drogie ubrania wcale nie wyleczyły ze smutku, a nawet pogłębiły stany depresyjne czy paranoiczne. Fotografka, niczym koń trojański, wchodzi w świat mody na jego własne zaproszenie, rozsadzając go od środka krytycznym, surowym spojrzeniem.

Światowy Dzień Fotografii
Cindy Sherman, Untitled #137, 1984, źródło: philamuseum.org

Amalia Ulman

Czy Amalię Ulman można nazwać „spadkobierczynią” Cindy Sherman? Podobnie jak ona, Ulman w swoich wczesnych pracach na warsztat bierze mass media wcielając się jednocześnie w różne, dyktowane przez nie role. Artystka zadebiutowała w 2014 roku mocnym projektem „Excellences & Perfections” – długoterminową akcją, w ramach której stała się idealną instagramerką. Przez parę miesięcy Ulman postowała swoją historię w social mediach, kreując fałszywą narrację złożoną z wizualnych klisz. Stereotypowe hashtagi, sterotypowe pozy, stereotypowe miny budowały fikcyjną postać, obnażając tym samy rzekomą „spontaniczność” Instagrama. Szczegółowo przygotowana strategia artystyczna nie miała w sobie nic z natychmiastowości, jaką propagowało nowe medium („Instagram” od ang. „instant”, czyli „natychmiastowy”). Gdy Ulman wreszcie wyjawiła prawdę swoim fanom (a jej fanbase zdążył rozrosnąć się do całkiem pokaźnych rozmiarów), reakcje nie były przychylne. Ludzie czuli się oszukani.

W projekcie Ulman cenię innowacyjność. Artystka bardzo szybko wyczuła zbliżające się tendencje (IG miał wówczas zaledwie 4 latka!), wyprzedzając zalew tzw. kont profesjonalnych, które teraz działają jak każde inne narzędzie biznesowe. I nikogo to nie dziwi.

Światowy Dzień Fotografii
Amalia Ulman, Excellences & Perfections (Instagram Update, 5.09.2014), 2014, Amalia Ulman/Arcadia Missa

Aneta Grzeszykowska

Kolejna moja bohaterka nie jest typową fotografką, raczej tzw. „artystką wizualną”, która fotografię wykorzystuje jako jedną z form ekspresji. Co ciekawe, w projekcie „untitled film stills” z 2006 roku wprost cytowała wspomnianą już Cindy Sherman, tym samym przedłużając postmodernistyczną nić niekończących się nawiązań. Ale nie o tym dzisiaj chciałabym opowiedzieć, a raczej o dalszym rozwinięciu makabrycznych zabaw Grzeszykowskiej z wizerunkiem. Sobowtóry ze skóry i koronki, zdeformowane gadżetami z branży beauty twarze, zszyte ze świńskiej skóry maski – artystka od lat pokazuje, jak niestabilna jest nasza tożsamość, czy raczej to, co z często z nią mylimy – aparycja. To na sobie testuje granice jej wytrzymałości.

Traktuję siebie jako główną materię swojej pracy – mówi Grzeszykowska w wywiadzie dla „Polityki”.

W jednej z najnowszych serii z 2020 roku artystka rekonstruuje popularne emoji. Za pomocą upiornych deformacji Grzeszykowska staje się Winking face with Tongue czy Grinning Face. Ale te internetowe dyptyki poprzedza cała masa innych podobnie przerażających autoportretów. W jednym ze zdjęć z serii Beauty Mask przyrząd do (prawdopodobnie) ujędrniania twarzy staje się przedziwnym kagańcem. Groteskowe fotografie stanowią cierpki komentarz na temat przemysłu kosmetycznego.

Zobacz również
Pieprzyć Mickiewicza

Światowy Dzień Fotografii
Aneta Grzeszykowska, Beauty Mask, 2017, źródło: secondaryarchive.org

Diane Arbus

Ze świata maskarady przechodzimy do surowej rzeczywistości nowojorskich ulic dokumentowanych przez wybitną Diane Arbus. Pamiętam, kiedy pierwszy raz widziałam jej zdjęcia na żywo w 2012 roku. W oszczędnych przestrzeniach berlińskiego Martin-Gropius-Bau proste, a jednocześnie niezwykle emocjonalne portrety Arbus krzyczały z białych ścian. Portretowała drag queen, nastolatki, starsze panie, pracowników cyrku. Jej klisze zaludniały odmieńcy, outsiderzy, którzy nie mieścili się w ograniczających ramach tzw. „normalnego społeczeństwa”. Co ciekawe, sama Arbus pochodziła z bogatego domu, w którym (przynajmniej) na poziomie materialnym niczego nie brakowało. Jednocześnie miała w sobie przemożną wewnętrzną potrzebę przebywania wśród spychanych na margines, pomijanych, niewidocznych. Dawała im całą klatkę swojego TLR Rolleiflex 6×6 – średnioformatowego aparatu, który za sprawą Arbus stał się modelem kultowym.

W portretach dokumentalistki zawsze ujmowała mnie przebijająca z nich czułość, a jednocześnie obiektywizm. Arbus nie roztkliwiała się nad swoimi modelami i modelkami, ale jednocześnie nie gloryfikowała ich czy na siłę patologizowała. Po prostu pokazywała, że są.

Światowy Dzień Fotografii
Diane Arbus, Two Ladies at the Automat, NYC, 1966, źródło: digitalcamerapolska.pl

Przytoczone projekty potwierdzają, jakim giętkim fotografia jest medium – może być zarówno dokumentem, jak i barwną kreacją, rejestrować coś lub tworzyć to od początku. Niezależnie od wybranej strategii od lat pokazuje nam świat w zupełnie innych kontekstach – również oczami kobiet. Pamiętajcie o niej nie tylko w Światowy Dzień Fotografii.

Jakie wystawy zobaczyć w sierpniu

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony