Wiesławiec Deluxe –– Dawn of the Dead, czyli Katowice n̶o̶c̶ą̶ rankiem
wytwórca obrazków paintowych
Masowa bijatyka, ryki, przekleństwa i pojazd transportu publicznego, którego kierowca traci kontrolę i wbija się w tłum, próbując się przedrzeć. Rozpad porządku społecznego, Apocalypse Now, Dawn of the Dead w wersji z zombie biegającymi, czyli re-make Zacka Snydera z 2004. Tyle że w centrum Katowic.
Dzisiejszy tekst miał być o marksizmie, ale nie będzie. Będzie o tym, co widać na tym filmie (ze względu na drastyczność należy potwierdzić pełnoletność):
Centrum Katowic, największego miasta największej konurbacji w Polsce. Szósta rano. Ulica narodowego wieszcza Mickiewicza. Pod SuperSamem, gdzie kilka lat temu kupiłem sobie w dobrej cenie szare Levisy 751, które bardzo lubiłem, zanim się przetarły w kroku, jak wszystkie spodnie prędzej czy później. Pod budką z napisem Piekarnia Rodzinna. Z Superjednostką w tle i wieżowcami Stalexportu po lewej.
Banda troglodytów urządza sobie na środku ulicy bitwę na pięści i noże. Do zgromadzenia podjeżdża autobus komunikacji miejskiej. Autobus o mało nie wjeżdża w tłum, zatrzymuje się, trąbi. W odpowiedzi jeden z uczestników usiłuje dostać się do środka, próbując wyrwać drzwi obok szoferki z prawej strony autobusu krzycząc KURWA JEBANY CWELU. Kierowcy puszczają nerwy, rusza i taranuje grupę. Pod kołami ginie 19-letnia kobieta, 2 osoby są ranne. Agresywny tłum z rykiem rusza za autobusem, prawdopodobnie chcąc zatrzymać pojazd i dostać się do środka. Kierowca dodaje gazu i ucieka. Na miejscu pojawiają się pierwsi dwaj policjanci, za autobusem rusza radiowóz. Wszystko filmuje z balkonu para ludzi, posługująca się językiem ukraińskim bądź rosyjskim.
Gdy pierwszy raz obejrzałem ten film, a było to w niedzielę 1. sierpnia rano, zrobiło mi się słabo. Kompletne PTSD. Dobrze że mnie tam przypadkiem nie było, dobrze, że widzę to tylko na wideo, myślałem, ale pierwsze wrażenie przerażenia zmieszane było od razu z impresją estetyczną: to wszystko wygląda jak scena początkowa z World War Z. Masowa bijatyka, ryki, przekleństwa i pojazd transportu publicznego, którego kierowca traci kontrolę i wbija się w tłum, próbując się przedrzeć. Rozpad porządku społecznego, Apocalypse Now, Dawn of the Dead w wersji z zombie biegającymi, czyli re-make Zacka Snydera z 2004. Raw found footage, który kompletnie mnie poskładał, dość ostro kontrastuje z uspokajającym, urzędowym tonem pierwszych meldunków medialnych, które w ugrzeczniony sposób re-inscenizują ład i porządek państwowy dla osób budzących się w sobotę później niż o 6 rano:
19-latka wpadła pod autobus, funkcjonariusze podjęli czynności, ustalane są okoliczności, nie potwierdza się, jakoby na przystanku miało dojść do bójki, choć nieoficjalnie wiadomo, że w okolicy przebywała większa grupa osób, sprawdzone zostaną placówki gastronomiczne, policja ustaliła objazdy.
Gdyby przespać happening i wstać o 9:00 rano na pierwsze wydanie wiadomości lokalnych, można by faktycznie nie zauważyć, że przed chwilą w centrum miasta kilkadziesiąt osób na środku jezdni urządzało sobie przerażającą ustawkę, a potem kierowca autobusu went loco i, w panice, staranował zagradzający drogę tłum.
Istnieje jedno bardzo fajne pojęcie, będące użytecznym narzędziem do rozumienia wielu rzeczy. To pojęcie to ideologia, a konkretnie jej definicja według francuskiego filozofa marksistowskiego, Louisa Althussera. Dla Althussera ideologia stanowi reprezentację wyobrażeniowego stosunku podmiotu do jego realnego położenia. Raw footage z lokalną apokalipsą zombie, podczas której nie wiesz, czy przeżyjesz, czy cię zjedzą, pobiją, zabiją, czy może tylko zgwałcą i czy przed gwałtem będą pytali komu kurwa kibicujesz, to nasze lokalne Realne. Pani z policji informująca o podjęciu czynności w sprawie wpadnięcia 19-latki pod autobus i o kierującym, który odjechał do zajezdni stanowi ideologiczną reprezentację realnych warunków. Tak rozumiana ideologia nie jest dla Althussera „dobra” ani „zła”, stanowi raczej konieczny warunek odtwarzania się porządku społecznego. Ideologia jest dzieloną z innymi ludźmi fantazją, która umożliwia nam funkcjonowanie w rzeczywistości. Ideologia jest trochę jak sen na jawie, albo jak niewidoczna dla oka przesłona, która powoduje, że rzeczywistość jawi się nam w pewnych ramach. Nic w sumie dziwnego, bo gdybym zamiast pani w mundurze informującej o podjęciu czynności służbowych przez funkcjonariuszy zobaczył w porannych wiadomościach telewizyjnych raw footage z balkonu, to pewnie nie wstałbym do pracy i nie ryzykował wychodzenia na ulicę Mickiewicza ani na żadną inną ulicę przez dłuższy czas.
Ideologia jest nieodłącznie związana z władzą i zazwyczaj jest wytwarzana w stanie czystym właśnie przez ośrodki władzy. Konkurencyjne wobec scentralizowanych ośrodków władzy obiegi, takie jak „rozproszona świadomość potoczna”, też są formą ideologii, ponieważ stanowią wyraz pewnego partykularnego punktu widzenia, czy określonej deformacji poznawczej. Od ideologii nie ma ucieczki, każdy obraz świata i każda opinia jest z konieczności ideologiczna. Nawet szczycąca się dążeniem do obiektywnej prawdy nauka jest formacją ideologiczną. Ale mniejsza z tym, zaznaczywszy to, chciałbym prześledzić dwa równoległe strumienie opisu widocznych na raw footage z balkonu na Mickiewicza zjawisk: jeden będący produktem działania instytucji naszego państwa, drugi – wyrażany na forach internetowych, czyli będący formą dyskursu wytwarzanego oddolnie.
Państwo zareagowało szybko –
– przynajmniej w sprawie kierowcy, który był tak zesrany, że szukał w zajezdni schronienia. Kolesia zatrzymano, przebadano alkomatem, przebadano mu krew na obecność środków odurzających. Faceta załadowano w kajdanki, zapakowano do aresztu i postawiono zarzut zabójstwa 19-latki i usiłowania zabójstwa dwóch dalszych osób. Okazało się, że kierowca był trzeźwy, ale był pod wpływem leków antydepresyjnych i przeciwbólowych. Jednocześnie prezydenci Katowic i Świętochłowic wyrazili ubolewanie i złożyli kondolencje rodzinie ofiary śmiertelnej zajścia, 19-letniej Barbary, która, jak się okazało, osierociła dwójkę dzieci.
Zastanawiające dla mnie, na tym etapie, są dwie rzeczy: to, co na raw footage wygląda na pandemonium i na trwającą w najlepsze w centrum miasta o 6. rano wojnę wszystkich ze wszystkimi, zostaje zredukowane do zarzutu zabójstwa 19-letniej kobiety przez kierowcę autobusu MPK. Druga rzecz to sposób, w jaki formułowane jest stwierdzenie o byciu przez kierowcę pod wpływem leków antydepresyjnych. Jest to formułowane w sposób, jakby chodziło Tony’ego Montanę będącego pod wpływem kokainy podczas ostatniej sceny w Scarface, w sposób wskazujący na figurę WYKRYCIA NARKOTYKÓW.
Kierowca najprawdopodobniej zażywał SSRI, czyli zapisywane obecnie jak cukierki przez psychiatrów inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny. SSRI zapisywane są jako leki pierwszego rzutu zarówno w zaburzeniach nastroju, jak i w przypadku pojawiania się stanów lękowych. Gość był zatem pod wpływem leków, które miały za zadanie wytłumić jego nadmierną lękową reakcję na to, co widzimy na taśmie nagranej z okna. Najwidoczniej nie zrobiły tego wystarczająco skutecznie. Możliwe, że albo były źle dobrane, albo kierowca był w początkowej fazie zażywania, zanim antydepresanty osiągnęły docelową skuteczność, albo jego stan był na wejściu zbyt ciężki. W każdym razie, jak wiele osób w tym kraju, jechał „na fuksa”, wstając do pracy, w której odpowiedzialny jest codziennie za bezpieczeństwo literalnie setek osób, płatnej w granicach 4 kafli brutto, mając otwarte leczenie psychiatryczne i w stanie, w którym nie powinien jej wykonywać.
Dlaczego kierowca nie czekał na L4, aż wszystko się ustabilizuje i będzie mógł bez ryzyka większych strat finansowych i zwolnienia z pracy wrócić do jej wykonywania w pełni sił? Dlaczego przepływ informacji między psychiatrą wystawiającym receptę na antydepresanty a zakładem pracy specjalnej kategorii, jakim jest przedsiębiorstwo transportu miejskiego, nie jest systemowo monitorowany? Dlaczego ZTM poleca PKM, żeby zorganizował dodatkowe kontrole wygrywających przetargi na obsługę poszczególnych linii przewoźników? To to nie jest jedno komunalne przedsiębiorstwo?
Odpowiedź: tu nie Szwecja. Na naszym rodeo winę przypisuje się jednostkom. To lepiej wygląda w telewizji. A przetargi i wielopoziomowy outsourcing wszystkiego to świetny sposób zagwarantowania działania rynków. Organa państwa koncentrują swoją uwagę na realizacji tego, co najprostsze, czyli postawienia kierowcy zarzutów i przeprowadzenia dochodzenia w sprawie przyczyn śmierci kobiety, co skutkuje poważnymi oświadczeniami prokuratury, że przyczyną śmierci 19-latki były bardzo rozległe, wielonarządowe obrażenia, zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, które doprowadziły do zatrzymania krążenia. To cenne ustalenie. Dobrze, że prokuratura sprawnie wyklucza inne przyczyny.
Fora internetowe zareagowały jeszcze szybciej
niż państwo. Tutaj pojawiają się dwa główne wątki: Po pierwsze, roztrząsanie co 19-letnia Basia robiła na przystanku na ulicy Mickiewicza o 6. rano w sobotę bez dwójki dzieci. W grze są dwie wersje, na tym etapie nie wiadomo jeszcze, która jest prawdziwa:
a) melanżowała wcześniej z grupą ustawkowiczów, ale nie brała udziału w ustawce. W tej wersji, według niektórych komentarzy, zasłużyła na śmierć, bo gdyby była porządną matką, siedziałaby w domu przy dzieciach,
b) Wracała z chłopakiem po nocnej zmianie z pracy, a na przystanku, w oku ustawkocyklonu, znalazła się przypadkiem. W tej wersji wyrok komentatorów jest łagodniejszy, po prostu nie powinna się była pchać między naparzających się chłopów.
To, czy zasługujesz na śmierć czy nie, zależy od tego, czy wracasz z pracy czy z imprezy. W takim razie wszyscy w tym kraju powinni byli już tysiące razy naprzemienne zginąć i zmartwychwstać. Kraj Schrödingera. Śmierć dziewczyny to tragedia i, niestety, tragedia bardzo przypadkowa. Tym, co widzimy na raw footage, rządzi chaos i aż dziw, że z lewej albo prawej strony kadru ktoś nie dostaje równolegle cegłówką w głowę albo nożem pod żebra. Niemniej w próbie restytucji zrozumiałej rzeczywistości, komentujący odwołują się do modelu obyczajowej winy i zasłużonej kary jako konsekwencji niemoralnego prowadzenia się. Faktycznie, to nie przystoi pannie, że ją rozjeżdża autobus.
Drugi wątek na forach, kompletnie pomijany dotychczas w urzędowych komunikatach władzy państwowej na temat ścigania odpowiedzialnych za tragedię w Katowicach, dotyczy odpowiedzialności uczestników bitwy pod Piekarnią Rodzinną. I tutaj coś jest zdecydowanie na rzeczy. Komentarze w tej kwestii zaczynają od dostarczanych przez mieszkańców Katowic obserwacji, że tak wygląda centrum miasta co weekend, czyli że potworne bijatyki między grupami klientów lokali gastronomicznych są na porządku dziennym, a kończą się na wyrażanej wprost satysfakcji, że kierowca wziął sprawy w swoje ręce i rozjechał patolę czy zredukował pogłowie sebixów. Czyli mamy sytuację, w której rozpierdol i bezkarność band agresywnych dresów stanowią tak stały element codzienności (dzień wcześniej doszło do, także uwiecznionej na filmie, ale mniejszej w skali, bijatyki na Mariackiej), że duża część siedzących przed komputerami obywateli ma ochotę na samosąd autobusem.
I w tym momencie chciałbym zadać najbardziej zgrane, podstawowe i niewyrafinowane intelektualnie pytanie, jakie można zadać. Brzmi ono:
Kiedy, prowadząc autobus, wpadasz na widok z raw footage w panikę, a leki, na które cię stać za 4 kafle brutto nie wytłumiają instynktu ucieczki, kończy się to tak: zabójstwo, dwa razy usiłowanie zabójstwa, prawdopodobne dożywocie, do widzenia. Kiedy stoisz na przystanku i próbujesz rozdzielać walczących, wchodząc w złe miejsce w złym czasie? Było przy dzieciach siedzieć – eliminacja. Nie widzę natomiast woli przypisania fundamentalnej winy za tragedię ludziom biorącym udział w bijatyce i pociągnięcia ich do odpowiedzialności. Zbigniew Ziobro jest najwyraźniej zbyt zajęty aktualnie wojną na górze z Banasiem i ugruntowywaniem przez prokuraturę zarzutu przedstawienia przez prezesa NIK fałszywych faktur za fikcyjny remont kamienicy w ramach dotacji z Narodowego Funduszu Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, żeby wystąpić w tradycyjnej roli szeryfa broniącego tego całego porządku naszego. Swoją drogą zastanawiam się, jak da się wyłudzić 120 kafli na fikcyjny remont kamienicy w taki sposób, żeby przez lata nikt nie zauważył. To jest dla mnie zagadka. Może kamienica jest gdzieś schowana. A może sprytny Marian jedynie zawyżył wartość robót. Prokuratura w Białymstoku i sądy z pewnością BEZSTRONNIE ustalą.
Nie zauważyłem też, żeby wojewódzki komendant policji, albo prezydent Katowic, albo ktokolwiek, kto potrafi sobie wyobrazić, że mógłby znajdować się na przystanku pod Piekarnią Rodzinną, albo pod dworcem, albo na Mariackiej o 6. rano w sobotę, podniósł alarm w kwestii bezpieczeństwa i porządku publicznego w takim wydaniu, jak widać go na nakręconym z balkonu filmie. Może jestem naiwny i powinienem wiedzieć, że w sobotę porządni ludzie wstają po 9:00 i jak otwierasz oczęta pod Pytanie na Śniadanie, to państwo Schrödingera znowu tam jest.