Xavier Dolan rozważa zakończenie kariery. Skąd taka decyzja?
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Autor Mamy i Wyśnionych miłości nie skończył jeszcze nawet 35 lat, ale już poważnie myśli o reżyserskiej emeryturze. Jak twierdzi, skłaniają go ku temu konkretne powody.
Podobnie jak w przypadku powieściopisarzy, przeciętny wiek, w jakim debiutują reżyserzy i reżyserki, waha się między 30 a 40 lat. Wpływa na to wiele czynników, z czego wiodącym pozostaje zaangażowanie, z którym wiąże się stworzenie filmu. Nie dość, że trzeba napisać dobry scenariusz, to później należy osadzić go we właściwej formie. Twórcy muszą mieć jakiekolwiek pojęcie o grze aktorskiej, scenografii, kostiumach, a także muzyce czy postprodukcji. Taką wiedzę uzyskują dzięki życiowemu doświadczeniu albo studiom kierunkowym. Realizują wówczas krótsze etiudy, szkolą się pod czujnym okiem mentorów i dużo oglądają. François Truffaut, czołowy przedstawiciel francuskiej nowej fali, rekomendował zobaczenie minimum trzech filmów dziennie.
Tego kina plenerowego nie możecie przegapić! Dlaczego warto wybrać akurat warszawski cykl Pod Wspólnym Niebem?
Młodzi gniewni
Są jednak i tacy, którzy rozpoczynali swoją przygodę z kinem znacznie wcześniej. Richard Kelly zaprezentował Donniego Darko, gdy miał niespełna 26 lat. W tym samym wieku debiutami podzielili się Steven Soberbergh (Seks, kłamstwa i kasety wideo), Orson Welles (Obywatel Kane) i Steven Spielberg (Pojedynek na szosie). Dwa lata młodszy był od nich autor Chłopaków z sąsiedztwa, John Singleton. Ich wszystkich wyraźnie przebił jednak Xavier Dolan, reżyser nieprzypadkowo nazywany niekiedy cudownym dzieckiem kanadyjskiego kina.
Mocny początek…
Pierwszy pełnometrażowy film, Zabiłem moją matkę, wyszedł spod jego rąk, gdy miał 19 lat. Środki na jego stworzenie zdobył dzięki uciułanym gażom – wcześniej pracował jako aktor dziecięcy. Wykorzystał też swój opór, żeby zdobyć pieniądze od lokalnego funduszu filmowego. Determinacja zwróciła się z nawiązką. Na prestiżowym festiwalu w Cannes, a konkretnie w sekcji Director’s Fortnight, pokazał rezultaty swoich prac. Poza ośmiominutową owacją na stojąco zdobył nagrodę jury, pokonując m.in. Denisa Villeneuve’a i jego Politechnikę. Oczy środowiska filmowego zwróciły się wówczas w jego stronę.
…i kolejne sukcesy
Xavier Dolan nie zawiódł oczekiwań czekających na więcej widzów i krytyków. W kolejnych latach niestrudzenie poruszał wątki dotyczące trudnych relacji rodzicielskich, dojrzewania i odkrywania własnej tożsamości. Opowiadały o tym m.in. Tom, Na zawsze Lawrence czy Wyśnione miłości. Za Mamę, która poza wyważonym, emocjonalnym scenariuszem broniła się odważnym rozwiązaniem operatorskim i ścieżką dźwiękową Ludovico Einaudiego, otrzymał kolejną nagrodę w Cannes. Chętnie podejmował się też innych wyzwań. Wyreżyserował słynny teledysk do piosenki Hello Adele i wystąpił w dwóch filmach kolegów z branży. Mogliśmy zobaczyć go w Wymazać siebie Joela Edgertona i Źle się dzieje w El Royale Drewa Goddarda.
„Chcę przeżyć coś innego”
Nagromadzenie tak wielu twórczych aktywności może jednak przytłoczyć. Pierwsze sygnały dotyczące tego, że Kanadyjczyk rozważa reżyserską emeryturę, pojawiły się w listopadzie ubiegłego roku. Przy okazji premiery telewizyjnego serialu The Night Logan Woke Up udzielił wówczas wywiadu gazecie Le Journal de Montréal. – Dla tego projektu dałem z siebie 200%. Teraz nie chcę już jednak wykonywać takiej pracy. Mamy 2022 rok i świat drastycznie się zmienił. Niekoniecznie czuję potrzebę opowiadania historii i odnoszenia się do siebie. Wcale nie odnoszę się do tego wszystkiego ze smutkiem. Chcę po prostu przeżyć coś innego – opowiada. Kilka miesięcy później na łamach hiszpańskojęzycznego dziennika El País podtrzymuje swoją decyzję.
– Nie czuję potrzeby poświęcania dwóch lat na projekt, którego prawie nikt nie zobaczy. Wkładam w to zbyt wiele serca, żeby odczuwać rozczarowanie. Chwilami nawet zastanawiam się przez to, czy moje filmy są złe, choć wiem, że tak nie powinienem – przyznaje. Xavier Dolan rozwija jednocześnie swoją myśl dotyczącą zmian, jakim podlega współczesny świat. Problemem są według niego światopoglądowe wojny domowe i nietolerancja. – Sztuka w takich warunkach jest bezużyteczna, a poświęcanie się kinu to strata czasu – konkluduje. Z jego słów bije duże rozgoryczenie, ale i chęć życia na nowych zasadach. Ciekawe, czy jego deklaracje są ostateczne, czy też w pewnym momencie zatęskni za kinem.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.