Zdziry, ciotki-cnotki i nic pomiędzy – o ciele kobiet w popkulturze
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie…
Kiedy rozmawiamy o kobietach, jednym z powracających tematów jest kwestia nagości. Czy uprzedmiotawia czy wręcz przeciwnie? Kto ma do niej prawo? Zajrzyjmy w świat kobiecej cielesności.
W tym tygodniu w Going. przyglądamy się różnym modelom kobiecości w kulturze. Słuchaliśmy playlisty didżejki Carollė Süss i podpatrywaliśmy filmowe perypetie osób nie będących mężczyznami.
Być kobietą, być kobietą – śpiewała niegdyś Alicja Majewska. Portret malowany tekstem piosenki był niezbyt przychylny dla płci i oparty na genderowych kliszach. Utwór polaryzuje kobiece doświadczenie – albo jesteś sercołamaczką, albo prasujesz koszule swojemu mężowi. Od końcówki lat 70., kiedy powstała ta piosenka, w podejściu do ról zarezerwowanych dla kobiet w przestrzeni społecznej teoretycznie zmieniło się wiele. Nadal jednak – i to często! – zdarzają się sytuacje, w których jest im odbierane prawo do samostanowienia.
Z okazji Tygodnia Kobiet przyglądamy się archiwalnym medialnym aferom, w których centrum jest kobieca seksualność. W ciągu minionych kilku lat zmieniło się sporo, ale dużo pracy jest nadal przed nami. Wciąż funkcjonujemy w kulturze, która czerpie korzyści z kobiecych ciał, odmawiając tego prawa samym kobietom.
Od czego zaczynamy? Od nurkowania (dosłownie) w świecie DJ-ingu.
Kiedy didżejka Nina Kravitz w ramach krótkiego filmiku prezentującego jej życie w trasie pojawiła się w wannie, świat zatrząsł się z oburzenia. Przykryta pianą opowiada o tym, jak trudno jest w jej branży zbudować bliską relację – przez ciągłe podróżowanie każdy związek staje się związkiem na odległość. Problem śladu węglowego tych nieustających eskapad zostawmy na inny moment, a zajmijmy się hejtem na wannę.
Legiony oburzonych (głównie) mężczyzn zlinczowało Ninę. Jeden z krytyków – didżej i producent Maceo Plex – skomentował, że „wanna zastąpiła w tym wypadku godziny poświęcone na diggowanie płyt winylowych”. Powszechnie sugerowano artystce podążanie drogą na skróty do popularności i sprzedawanie swojej cielesności. Nina odniosła się do kontrowersji w obszernym komentarzu. Produkuję, eksploruję i digguję płyty od lat, dzieląc się muzyką z ludźmi – wszystko samodzielnie. Mam prawo być tym kim jestem, a Wy możecie to lubić albo nie – podkreśliła.
Cała „afera wannowa” przyczyniła się do dyskusji na temat podwójnych standardów. Kiedy robi coś kobieta, społeczeństwo ustawia nad nią reflektor i czujnie się jej przypatruje. Z każdej strony ma postawioną granicę – gdy jest „zbyt emocjonalna”, mówi trochę „za głośno”, uprawia trochę „za dużo seksu”, ubiera się „zbyt wyzywająco”, a może jest „zbyt konserwatywna”.
Po co spódniczka taka długa? Czemu się nie uśmiechnie? – takie komentarze to często codzienność.
Balansowanie na cieniutkiej granicy pomiędzy odgórnie narzuconymi wytycznymi każdego dnia zabiera kobietom mnóstwo energii. Energii, której nie muszą wydatkować mężczyźni, robiący co chcą.
Czy DJ Khaled pozujący w wannie na instagramowym zdjęciu na dwa miesiące przed aferą z Niną został oskarżony o promowanie nowego albumu nagością?
Czy ktoś powiedział mu, żeby zamiast produkcją zajął się promocją i że to droga na skróty?
Kolejne duże tąpnięcie w zbiorowej świadomości nastąpiło rok później: niesławna obrzydliwa akcja masowego upublicznienia prywatnych zdjęć, wykradzionych z telefonów celebrytek, w dużej części rozbieranych. Jeszcze raz, żeby dobrze wybrzmiało: dziewczyny robiły sobie rozbierane zdjęcia prywatnie, prywatnymi telefonami w prywatnych sytuacjach do pokazywania prywatnym osobom w ramach prywatnych relacji. Co z tego zdania wyłapała opinia publiczna? Rozbierane! Wielka debata, która przetoczyła się w mediach, skupiła się na jednym: czemu dziewczyny fotografowały się w ten sposób? Czy nie powinny były założyć, że ktoś może wykraść te zdjęcia? Czy to „mądre” z ich strony? Jedna z ofiar akcji – aktorka Jennifer Lawrence – początkowo przeprosiła opinię publiczną, by chwilę później zmienić narrację. To oprawcy powinni przepraszać. To osoby, które rozpowszechniają prywatne zdjęcia, powinny się wstydzić.
Jeśli cokolwiek dobrego mogło wyniknąć z tego traumatyzującego doświadczenia, to właśnie rozmowa o tym, jak traktujemy ofiary i jak przerzucamy na nie odpowiedzialność za wyrządzoną im krzywdę. Głos w sprawie zabrała między innymi Sasha Grey, znana z pracy w przemyśle pornograficznym. Aktorka wyraźnie podkreśliła, że czym innym jest występowanie nago, kiedy ma się nad daną sytuacją kontrolę, a czym innym jest gdy ktoś wkracza w Twoją strefę prywatną. Wielokrotnie wypowiadała się również jako adwokatka seksualnej wolności, dla której jedyną granicą byłaby zgoda ze strony zaangażowanych w sytuację partnerów i partnerek. O etyce pornografii można by mówić bardzo długo i burzliwie. Abstrahując jednak od ścieżki zawodowej Grey, widzimy pożytek płynący z poszerzania przestrzeni przeznaczonej na swobodne cieszenie się swoją cielesnością i seksualnością w prywatnym życiu.
No właśnie. Swoją. Idziemy kilka lat naprzód i (wciąż) natykamy się na kolejne afery. W centrum nikt inny jak Kim Kardashian, okrzyknięta „królową rozbieranych selfie”. Celebrytka spotykała się wielokrotnie z olbrzymią krytyką. W przypadku sławetnego autoportretu z czarnymi prostokątami debata nabrała kolorów. Sama Kim powiedziała, że z jej strony to gest feministyczny, co rozjuszyło przedstawicielki konserwatywnych gałęzi feminizmu. Wytykano jej, że wychodzi naprzeciw męskim fantazjom i staje się przedmiotem, służącym im do zabawy.
Warto jednak zapytać, czy każda kobieca nagość jest traktowana na równych zasadach. Żyjemy w świecie, w którym z jednej strony mamy rozbierane reklamy oleju silnikowego, a z drugiej wzorce pań domu zamkniętych w kuchniach z czajnikiem na łańcuchu. Poletko, na którym mieści się to, co kobietom wolno, jest znów bardzo wąskie, a po obu stronach straszą zasieki społecznego potępienia. Ciała kobiet są areną, na której rozgrywa się polityka – od praw rozrodczych, po najdrobniejsze detale ich wizerunku. W tej rzeczywistości selfie to forma przejęcia władzy nad sobą samą i swoim ciałem. To autor_ka decyduje o tym, co i jak pokazuje, odzyskuje kontrolę.
Na koniec przywołajmy jedną z najnowszych batalii z udziałem kobiet, które nie godzą się na przypisane im role kulturowe. Hit wakacji ’20 czyli WAP w wykonaniu Cardi B i Megan Thee Stallion podzielił opinię publiczną. Dziewczyny korzystają z estetyki sexworkerek, nie obyło się więc bez fali marudzenia na wyzywające stroje i wyuzdany taniec, a Cardi wypominano bycie w przeszłości tancerką erotyczną. Wskazywano, że ani w feminizmie, ani w środowiskach konserwatywnych nie ma miejsca na przekaz płynący z utworu. Tymczasem raperki zatwerkowały na ustalonych zasadach, jasno komunikując swój postulat – kobiety mają prawo do seksualnej przyjemności. Mają prawo cieszyć się swoimi ciałami, ubierać i zachowywać tak, jak mają ochotę. Obnażając siebie, obnażyły hipokryzję – czemu mężczyźni rapujący o seksualnych podbojach (nigdy) nie padają ofiarą hejtu, a kobiety (zawsze) tak? I czemu w feminizmie zazwyczaj brakuje miejsca na pracownice seksualne?
W kulturze, w której bycie sobą to akt rebeliancki, każde pojawienie się na publicznej arenie obarczone jest ryzykiem zatonięcia pod falą hejtu i wyzwisk. Kiedy jesteś celebrytką, zwłaszcza w realiach przemysłu rozrywkowego Stanów Zjednoczonych, najpewniej masz środki finansowe, żeby uciec od złośliwości w komfort luksusu lub żeby sięgnąć po pomoc psychologiczną (chociaż i tak nie wygrasz, bo wtedy opinia publiczna odbierze Ci prawo do posiadania problemów psychicznych). A co, jeśli jesteś dziewczyną bez takich zasobów? Białą, czarną, latynoską, rdzenną? Osobą niebinarną, trans dziewczyną, kimś nie mieszczącym się w cis standardzie? Twoje ciało podlega tym samym mechanizmom, bo posiadanie przez Ciebie ciała jest traktowane jako automatyczna zgoda na wyrażanie o Tobie opinii. Wydaje się więc, że ucieczka nic tu nie pomoże, a świat można próbować zmienić przez walkę – zarówno duże wydarzenia, jak i małe gesty. Jeśli więc kobiety – czy to Kim, czy Twoja koleżanka – mają ochotę podzielić się sexy zdjęciem – niech to robią. To ich ciała, ich decyzje, ich preferowane formy ekspresji. Podoba się? Zostaw im lajka. Nie podoba się? Scrolluj dalej.
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzę audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.