„Ludzie z niepełnosprawnością słuchu mają prawo tworzyć”. Jak wygląda praca z głuchymi aktorami?
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
– Wciąż dominuje pogląd, że osoba g/Głucha, po pierwsze, na pewno więcej widzi, a po drugie, na pewno nic nie słyszy, nie odbiera bodźców dźwiękowych, co oczywiście jest nieprawdą – mówi Dominika Feiglewicz-Penarska. To współautorka spektakli Wojna w niebie i Romeo i Julia, w których zagrały osoby z niepełnosprawnością słuchu.
Do kogo należy teatr? Kto może, a kto powinien w nim występować? Jak uwzględnić potrzeby różnych grup widzów, przygotowując kolejne spektakle? Takie pytania coraz częściej pojawiają się w debacie publicznej. Do osób od lat zajmujących się zagadnieniem inkluzywności w performatywnych dyscyplinach sztuki należy Dominika Feiglewicz-Penarska: aktorka, reżyserka, koordynatorka ds. dostępności w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. W centrum jej zainteresowań leży włączanie do aktywności twórczej g/Głuchych*.
Przedstawiamy fragment rozmowy z ekspertką, który ukazał się na łamach ostatniego w tym roku wydania Miesięcznika Znak. Motywem przewodnim grudniowego numeru, w dość nieoczywisty sposób korespondującym z poniższym materiałem, jest hałas. Dziękujemy redakcji za możliwość przedruku wywiadu i zapraszamy do całej lektury czasopisma. Niedawno zakończony festiwal Unsound, który orbitował tematycznie wokół podobnych wątków, pokazał, że jest o czym myśleć i dyskutować.
Agata Dąbek, Miesięcznik Znak: Jesteś aktorką, reżyserką, koordynatorką ds. dostępności w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Od lat skutecznie zachęcasz osoby niesłyszące i słabosłyszące do aktywnego współtworzenia pola sztuki. Co zaważyło na tym, że zdecydowałaś się pójść tą drogą?
Dominika Feiglewicz-Penarska: Ziarno zostało zasiane już na studiach aktorskich w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Na drugim roku Mieczysław Grąbka, który prowadził zajęcia z piosenki, zaproponował mi wykonanie utworu w języku migowym. Z obawą, ale też ekscytacją podjęłam wyzwanie i udałam się do Polskiego Związku Głuchych, gdzie tłumaczka pomogła mi przełożyć piosenkę. Wcześniej nie miałam styczności z polskim językiem migowym, byłam zdziwiona, że nauczyłam się nim posługiwać dość szybko. Po egzaminie poczułam, że chciałabym dobrze nauczyć się tego języka, zgłębić jego strukturę, poznać jak najwięcej gestów. Jednak pójście na kurs w tamtym czasie nie wchodziło w grę ze względu na napięty harmonogram zajęć w szkole.
Kiedy udało Ci się go zrobić?
Kurs rozpoczęłam dwa lata później i trwał on ok. półtora roku. Podczas studiów stopniowo kiełkowała we mnie myśl, że jako aktorka chciałabym robić coś, co będzie miało dodatkowy wymiar społeczny. Na trzecim roku spotkałam się w pracy nad słowem z Krzysztofem Globiszem, który miał afazję. Pracowaliśmy z tekstem Wojna w niebie Josepha Chaikina i te zajęcia poszerzały perspektywę myślenia o teatrze. Globisz uczył nas wagi słowa, w pracy z nim doświadczaliśmy tego, jak ono się rodzi. W procesie oczekiwania na słowo dostrzegało się całą paletę jego potencjalnych znaczeń i towarzyszących mu emocji – to było coś niesamowitego. Uświadamialiśmy sobie, że słowa nie tylko mieszczą w sobie wiele sensów, lecz też że treści zawarte są również między nimi. To, co niewypowiedziane, zyskiwało w naszych oczach wartość większą niż natłok informacji, z którym mamy do czynienia na co dzień.
Wybitny rzeźbiarz czy ikona pseudonauki? W Gnieźnie ruszyła wystawa prac Stanisława Szukalskiego
Sam tekst Wojny w niebie mocno ze mną rezonował, dlatego po zakończeniu zajęć czułam niedosyt. Może to jest dobry moment, by właśnie z tym materiałem rozpocząć pracę z osobami g/Głuchymi? – pytałam samą siebie. Chaikin też miał afazję, dla niego napisanie Wojny w niebie było formą terapii. Na spotkaniach autorskich czytał ten tekst, a języka migowego używał w momentach, gdy słowo nie mogło zostać wypowiedziane. To wszystko zaczęło mi się jakoś łączyć i zachęciło mnie do przygotowania castingu w Polskim Związku Głuchych dla osób z niepełnosprawnością słuchu, które chciały ze mną pracować nad Wojną w niebie.
Jakie miałaś oczekiwania względem tego projektu?
Nie zakładałam, że musimy zrobić spektakl, ale od początku dawałam do zrozumienia, że będziemy pracować intensywnie, w trybie profesjonalnym. Zebrałam rewelacyjną grupę młodych osób i powstało przedstawienie, które pokazaliśmy w Cricotece. Ponieważ wygraliśmy konkurs The Best Off teatrów niezależnych, mogliśmy pokazać Wojnę w niebie w różnych miejscach w Polsce, co dało nam siłę i zachęciło do dalszej aktywności. Założyłam Fundację Migawka, żeby prawnie upodmiotowić naszą grupę, i wkrótce zaczęliśmy organizować warsztaty, jeździć na festiwale, tworzyć teledyski i kampanie społeczne, jak np. Głuchy nie znaczy głupi, do których zapraszaliśmy aktorów i osoby g/Głuche. Naszym celem było pokazanie, że ludzie z niepełnosprawnością słuchu, podobnie jak my, mają prawo tworzyć sztukę i być w niej nie tylko aktywnym odbiorcą, ale również twórcą. Później trafiłam do Teatru Słowackiego, gdzie najpierw zostałam zatrudniona jako koordynatorka ds. dostępności, a potem jako aktorka. Moim następnym krokiem była reżyseria spektakli z g/Głuchymi i słyszącymi artystami.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Wojnie w niebie, bo rozumiem, że realizacja tego spektaklu w znacznym stopniu zaważyła na kształcie Twojej dalszej kariery zawodowej. Jak wyglądało Twoje pierwsze wejście jako osoby słyszącej w świat osób niesłyszących?
Dominika Feiglewicz-Penarska: Przeszłam dokładnie taką samą ścieżkę, jaką przechodzi każda osoba słysząca. Z jednej strony byłam zaciekawiona i pełna entuzjazmu, z drugiej – bałam się i nie wiedziałam, czy sobie poradzę. Już na castingu rzucono mnie na głęboką wodę, bo okazało się, że tłumacz, który miał pomóc w komunikacji, nie zjawił się. Poczułam lęk, bo jeszcze nie znałam dobrze języka migowego. Z czasem on ustąpił i zaczęłam myśleć kreatywnie. Stwierdziłam, że mogę przecież napisać pytania na kartce. Nagrywaliśmy tzw. self-tapes, czyli wizytówki, więc nic nie stało na przeszkodzie, żebym później obejrzała nagrania z tłumaczem. Jedna z osób, które przyszły na casting, pomogła nam wszystkim się porozumieć, bo była osobą słabosłyszącą, znającą język migowy i język foniczny.
Na próbach pracował z wami tłumacz?
Zaangażowałam go do pomocy na początku. Grupa okazała się różnorodna, część osób migała i mówiła, część tylko migała, przy czym byliśmy w stanie wytłumaczyć sobie wspólnie pewne rzeczy. Pokonywanie barier komunikacyjnych wymagało od nas większej otwartości na siebie, naturalnie nas do siebie zbliżało. Mieliśmy taką zasadę, że na każdą próbę osoby niesłyszące przygotowywały dla mnie 20 nowych słówek do nauki i na kolejnym spotkaniu byłam z nich odpytywana. Osoby g/Głuche poszerzały moją świadomość funkcjonowania języka migowego, a ja dawałam im praktyczne wskazówki dotyczące pracy teatralnej. To była bardzo owocna wymiana doświadczeń.
W Wojnie w niebie aktorom i aktorkom na scenie towarzyszył perkusista. Jak pracowaliście nad połączeniem sfery audialnej z warstwą ruchową w spektaklu?
Od początku chcieliśmy wykonać jakiś rodzaj choreografii, jednak dość szybko przekonaliśmy się, że ona nie powinna powstawać do skomponowanego utworu, tylko utwór powinien dopasować się do ruchu artystów i artystek, w różnym stopniu odczuwających wibracje dźwiękowe i mających odmienną świadomość własnych ciał. Perkusista Piotrek Przewoźniak na bieżąco podążał za rytmem poruszania się osób na scenie, sfera audialna spektaklu wytwarzała się „tu i teraz” we wspólnym działaniu. Poszczególne słowa, fragmenty języka fonicznego przeplatały się z dźwiękiem towarzyszącym ruchowi i muzyką, która czasem uwypuklała znaczenie konkretnych gestów.
Funkcję narratora, przewodnika po świecie przedstawionym na scenie, pełnił głos Krzysztofa Globisza.
Dzięki niemu osoby słyszące, które siedziały na widowni, zyskiwały na chwilę większy dostęp do treści rozwijanych w spektaklu. Gdy pracowałam nad Wojną w niebie, zależało mi na tym, by postawić widzów słyszących w takiej sytuacji, w jakiej przeważnie w życiu codziennym znajdują się osoby z niepełnosprawnością słuchu, a mianowicie coś rozumieją, ale nie wiedzą, czy dobrze, bo mówi się do nich w innym języku. W przeciwieństwie do tych pierwszych osoby g/Głuche lub słabosłyszące, które oglądały przedstawienie, nie miały problemu z jego odbiorem. Na scenie używano języka migowego, pojawiały się też napisy, które osobom nieznającym dobrze tego języka pozwalały lepiej uchwycić kontekst.
Zobaczcie świat oczami osób niewidomych na Niewidzialnej Wystawie!
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że praca z osobami niesłyszącymi nad Wojną w niebie była doświadczeniem bardzo rozwijającym. Dała mi wstępne pojęcie o tym, czym jest kultura Głuchych, i przede wszystkim pozwoliła doświadczyć tego, na ile świat osób z niepełnosprawnością słuchu jest różnorodny. Wciąż dominuje pogląd, że osoba g/Głucha, po pierwsze, na pewno więcej widzi, a po drugie, na pewno nic nie słyszy, nie odbiera bodźców dźwiękowych, co oczywiście jest nieprawdą, bo poziom słuchu jest zawsze różnorodny, jedni mają większy ubytek słuchu, inni mniejszy.
Każda osoba z niepełnosprawnością słuchu ma też swój język. Na początku naiwnie myślałam, że istnieje coś takiego jak uniwersalny język g/Głuchych. To nieprawda. Niektóre osoby posługują się polskim językiem migowym, czyli PJM (każdy kraj ma własny), starsze pokolenia, w przeciwieństwie do młodszych, często korzystają z systemu językowo-migowego, który jest sztuczny (SJM), jeszcze inne używają języka fonicznego.
Z tego, co mówisz, wnioskuję, że słowo „cisza” nie jest tym określeniem, które trafnie odzwierciedla proces doświadczania świata przez osoby z niepełnosprawnością słuchu. Mimo to czasem pada ono z ust osób słyszących, które wyobrażają sobie, jak może wyglądać ich życie.
Dominika Feiglewicz-Penarska: To słowo obnaża raczej stereotypowy charakter naszego myślenia. Często też jest wyrazem pragnienia osób słyszących, które tęsknią za ciszą, bo w przeciwieństwie do osób z niepełnosprawnością słuchu mają z nią do czynienia niezwykle rzadko.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE